środa, 13 sierpnia 2014

38. | Jesteś najłatwiejszym celem.

~ 38 ~
Jesteś najłatwiejszym celem.


Blondynka nie wiedziała, czy to są kolejne halucynacje, czy może jednak to dzieje się naprawdę. Stefan Salvatore siedział obok niej i pomagał jej przetrwać najgorszy czas. Rebekah czuła przyjemne ciepło rozlewające się pod jej skórą za każdym razem, kiedy wampir pytał czy czegoś potrzebuje. Robiło jej się wtedy strasznie miło. Bała się, że kiedy tylko puści jego dłoń albo na chwilę odwróci wzrok, On po prostu zniknie. Rozpłynie się w powietrzu, jak para wodna, a Bekah znowu zostanie sama. Od zawsze miała lęk samotności. Dlatego tak cieszyła się, wiedząc, że obok niej jest Stefan i rozmawia z nią. Nie zostawił jej, jak zrobiłby to każdy inny, za co była mu ogromnie wdzięczna.
Rebekę raz zalewał zimny pot, a zaraz potem czuła, jak całe ciało rozpala się do najwyższej temperatury. Mimo tego uśmiechała się i było jej wspaniale. Potrafił sprawić, że zapominała o rozchodzącym się jadzie. O dziwo Rebekah nie wyzdrowiała do tego czasu, co oznaczało, że Klaus nie podzielił się swoją krwią z nikim. Jakoś nie interesowało ją dlaczego. Niklaus taki po prostu już był.
Salvatore dziwił się za to, z jaką łatwością przychodzi mu rozmawianie z Pierwotną. Kiedyś rozmawiali ze sobą, ale to było kiedyś. W dodatku miał wyłączone uczucie i traktował życie jako zabawę. A teraz? Teraz był sobą i Rebekah także. Nie widział w niej wrednej i groźniej Pierwotnej, tylko miłą i wesołą dziewczynę. Miała ten błysk w oku przez cały czas, nawet kiedy zmagała się z wielkim cierpieniem. Wiedział też, że najprawdopodobniej blondynka jest taka życzliwa właśnie ze względu na ugryzienie wilkołaka. Starał się uwierzyć, że kiedy tylko Rebekah wyzdrowieje, to będzie taka jak teraz już na zawsze.
Niespodziewanie roześmiane oczy Mikaelson wygasły, a w nich pojawiło się przerażenie zmieszane ze zdziwieniem, jakby zobaczyła wielkiego potwora za Stefanem. Znowu się zaczynało. Halucynacje. Łzy zasłoniły jej niemalże cały widok i poczuła, jak jej ciało drętwieje.
- Matko – wyszeptała drżącym głosem Bekah i zamrugała powiekami, próbując pozbyć się upierdliwych łez.
Salvatore z początku myślał, że blondynka mówi do niego, jednak szybko zrozumiał, że ktoś stoi za nim. Gwałtownie odwrócił się do tyłu i wstał z łóżka, stając przed jakąś blondynką, której w ogóle nie kojarzył. A już na pewno nie przypominała Esther.
- Kim Ty jesteś? – zapytał ostro Stefan i przyjął pozycję gotową do możliwie koniecznego ataku na intruza.
Niebieskie oczy Vanjah skierowały się na blondyna, a kąciki ust uniosły się w lekkim uśmiechu.
- Witaj, mój cieniu – wypowiedziała swobodnym głosem, powodując u Stefana zaskoczenie i dreszcze przechodzące po plecach.
Silas, mruknął w myślach, nie będąc w stanie wydobyć z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Zdumienie obecnością swojego sobowtóra kompletnie go sparaliżowało i sprawiło, że wspomnienia sprzed paru tygodni pojawiły się w głowie Stefana. Czuł niemal, jak woda zalewa jego płuca, nie pozwalając mu oddychać. Przez jego głowę przeleciała też rozmowa z Caroline, którą przeprowadził w nocy, kiedy miał pierwszy atak. Słyszał w myślach ciepły głos blondynki i to od razu pozwoliło mu się uspokoić. Nie topił się. Wytwór jego wyobraźni sprawiał, że tak myślał. Wziął głęboki wdech na powrót stając w obronie Rebeki. Jak Silas zamienił się w nieznajomą blondynkę?!
- Nik, odejdź od niej, ona chce nas wszystkich zabić! – krzyknęła Pierwotna, wstając na równe nogi i chcąc odciągnąć wyimaginowanego Klausa od wyimaginowanej Esther.
Dopiero teraz Stefan dostrzegł w dłoni Carter kołek, który był podobny do tego z białego dębu, ale to nie mógł być on. Tamten był schowany i pilnie strzeżony przez Klausa. No, ale czego to Silas nie mógł zrobić? Stefan w przypływie impulsu odrzucił Van na przeciwległą ścianę i złapał rękę Rebeki, po czym pociągnął ją w kierunku wyjścia, wampirzym tempem.
Mikaelson biegła za Salvatorem, chociaż czuła, jak nogi uginają się pod jej ciężarem. Jednak mniej niż sekundę później, ledwo co zdążyli wybiec z domku, przed nimi pojawiła się Vanjah z sarkastycznym uśmiechem.
- Już uciekacie? Dopiero, co zaczęła się zabawa – rzuciła i poszerzyła uśmiech, unosząc brwi wyzywająco.
Rebekah i Stefan spojrzeli po sobie, wiedząc, że są w kropce. Potrzebowali chwili czasu na przemyślenia, a czasu nie mieli wcale.



Elijah właśnie skończył przekładać martwe ciała wilkołaków na jeden stos i poszedł do domu po benzynę, którą o dziwo mieli. Tam napotkał szatynkę siedzącą z podkulonymi nogami w salonie na fotelu i wpatrującą się w płomienie ognia. Dopiero, kiedy podszedł bliżej zauważył płynące ścieżki słonej wody po policzkach Hay.
- W porządku? – zapytał, podchodząc bliżej.
Dziewczyna na dźwięk niskiego głosu pierwotnego drgnęła i odchrząknęła, wycierając łzy. Pokiwała głową twierdząco, ale nawet ślepy dostrzegłby, że wszystko w życiu Marshall się zawaliło. Mikaelson zmrużył oczy, nie wiedząc, czy drążyć temat, czy po prostu odpuścić. Nie chciał naruszać prywatności Hayley, za to bardzo chciał jej pomóc.
Mulatka wybrała za niego. W pewnym momencie wstała i skierowała się do swojego pokoju, nie zaszczycając Mikaelsona spojrzeniem. Pierwotny westchnął i wyszedł z domu, chcąc w końcu dokończyć swoją robotę, bo żaden z jego braci nie kwapił się do zrobienia tego, a on czuł się z każdą sekundą coraz gorzej. Elijah był wściekły na Niklausa, że nie dał im swojej krwi, przecież to nie była bezpośrednia wina Kola, że wpadł w sidła Silasa. Może i jego najmłodszy brat był porywczy, ale nie głupi. Gdyby była taka okazja to uciekłby, więc najwidoczniej nie miał jak.
Szmer wiatru dał znać, że najstarszy Mikaelson zyskał towarzystwo. Nie chciał nikogo widzieć. Nikogo, oprócz jednej osoby.
Odwrócił się za siebie, odkładając szybko benzynę, żeby w razie ataku mieć wolne obie ręce. Jego wzrok powędrował na piękną dziewczynę, którą tak pragnął zobaczyć.
- Elijah – wyszeptała prawie niesłyszalnie szatynka, stając w miejscu.
Jej oddech, mimo że bieg wcale jej nie zmęczył, zdecydowanie przyspieszył, kiedy tylko ujrzała pierwotnego. To ona odeszła od niego, a nie on od niej. I wróciła jako pierwsza. Nie wiedziała, czy Mikaelson nie chciał jej już znać, bo została wampirem, czy raczej nie miał jak się z nią skontaktować? Miała cholerną ochotę wpaść w jego ramiona i nigdy więcej z nich nie wychodzić. Nigdy. A przecież niedawno właśnie to zrobiła. Może wmawiała sobie, że to była decyzja Elijahy, ale prawda była taka, że to ona nawaliła i zdawała sobie sprawę z tego ogromnego błędu.
- Katerina – powiedział i zmrużył lekko oczy, zastanawiając się, czy znowu ma halucynacje.
Widok Petrovej był dla pierwotnego niemalże niemożliwy. Wydawało mu się, że odeszła od niego na zawsze i już nigdy więcej nie wróci. Sam nie wiedział, ile wytrzymałby bez Katherine. Na pewno nie wieczność.
Co teraz? Pierce chciała się ruszyć, coś powiedzieć, ale nie potrafiła. Czuła się, jak w tych snach, kiedy ktoś Cię goni, a Ty nie możesz zrobić nic. Kompletnie. Paraliżuje Cię, zamyka w nicości.
- Słyszałam o Silasie – odezwała się w końcu, przełamując wszystkie lody i przebijając się przez wszystkie mury łącznie z tymi najtrwalszymi: jej dumą, upartością i nabytą wrednością.
Teraz w jej głosie nie było ani grama złości, typowej dla Katherine Pierce natury. Elijah słyszał tylko i wyłącznie jego Katerinę. Martwiła się nie o SIEBIE, tylko o NIEGO.
- Rozumiem, że przyszłaś tylko w tej sprawie – powiedział poważnie z nutą żalu i smutku.
Nieprawda! Wróciłam po Ciebie, Elijah!, krzyknęła w myślach rozpaczliwie. Ktoś, kto spojrzałby na nią, nigdy nie powiedziałby, że szatynka jest zdolna do jakichkolwiek uczuć. O tym wiedziała tylko jedna osoba i był nią Pierwotny. Widział w niej więcej niż ktokolwiek. Czasami nawet więcej niż ona sama.
- Nie – zaprzeczyła stanowczo, ale dopiero po chwili.
Zaciekawienie w oczach Mikaelsona lekko ją zakłopotało, więc poprawiła włosy, na chwilę spuszczając wzrok z szatyna. Spojrzała na niego, kiedy wzięła głębszy oddech i znowu pozwoliła uczuciom zalać każdą część jej ciała oraz przejąć umysł.
- Wiem, że zawaliłam – rzuciła, jeszcze przez chwilę mając wątpliwości, czy otworzyć się w całości przed Elijahą. Pozna jej wszystkie najskrytsze myśli. – Ale wszystko w Twoim zachowaniu pokazywało, jak bardzo nie chcesz, żebym została wampirem – mówiła z coraz to bardziej zaciętą miną, a Mikaelson na te słowa mimowolnie wywrócił oczami, na co Kath kontynuowała z większym uporem. – Już nim jestem, Elijah. Nie zmienisz tego, chyba, że jakimś cudem wpakujesz we mnie kolejne lekarstwo, ale ja tego nie chce – z każdym kolejnym słowem przybliżała się do pierwotnego. – Chcę być z Tobą, ale nie potrafię być człowiekiem. NIE UMIEM – ciemnooki spojrzał na Katerinę z lekkim zaskoczeniem, że mówiła co w niej siedzi od jakiegoś czasu. – Chciałabym, żebyś widział we mnie tą samą dziewczynę, którą byłam pięćset lat temu, jednak już nią nie jestem. Życie nauczyło mnie, jak walczyć o siebie, a nie o kogoś innego – pokręciła głową i westchnęła ciężko, bardziej ze zdenerwowania, aniżeli żeby się uspokoić. – Jedyną osobą, o którą potrafię i chcę walczyć, jesteś Ty, Elijah – dokończyła swój monolog, nie pozwalając ani razu wtrącić się Mikaelsonowi, wręcz kipiała determinacją.
Miała wrażenie, że jeżeli zamilknie na więcej niż ułamek sekundy to cała jej odwaga zniknie szybciej niż się pojawiła, więc nawet nie chciała przerywać. Chciała wreszcie wyrzucić z siebie wszystko, co czuła do Elijahy.
Wszystkie te słowa, każde z osobna zdumiały Mikaelsona do tego stopnia, że przez chwilę stał, jakby wyrwali mu język z buzi. Po jakimś czasie, nie umiał dokładnie określić, czy była to sekunda, minuta, czy może cała godzina, kąciki ust Elijahy uniosły się i wesołym wzrokiem spojrzał na Katherine. Nie czekając dłużej przyciągnął do siebie szatynkę, po czym wpił się w jej usta, zapominając o całym Bożym świecie. Nareszcie miał ją przy sobie, nareszcie wyrzuciła za siebie maskę, nareszcie przyznała się do uczuć względem niego.



Klaus ani na chwilę nie tracił blondynki z oczu, nie chciał jej przez przypadek zgubić, ale przy okazji rozglądał się wokół, w razie gdyby Silas miał ich zaatakować. W końcu szukał pierwotnych. Mimo tego, że Niklaus sam mógł być zagrożony, to bardziej obawiał się o swoją siostrę, no i Caroline. Nie chciał patrzeć, jak umiera przebita kołkiem, jak staje się szara na jego rękach.
Cieszył się, że blondynka nareszcie włączyła uczucia, przywróciła w sobie wszystko co najlepsze. Za to ją uwielbiał. Za to ją… no właśnie. Czy to, co działo się z nim, kiedy widział Forbes, co czuł za każdym razem rozmawiając z nią, czy nawet to, że wyzwalała w nim jego dobrą stronę, mógł nazwać miłością? Klaus – niby niezdolna do uczuć Pierwotna Hybryda, która pod wpływem młodej i drobnej wampirzycy zmieniła swoje podejście do życia i do niektórych ludzi – zakochał się w Caroline? Myśląc o tym czuł się co najmniej głupio. Pierwszy raz myślał o uczuciach względem Caroline. To „zauroczenie”, jak zwykł TO nazywać, trwało o wiele za długo. Sam już nie był pewny niczego i chyba nie chciał sobie nic uświadamiać.
- Wydaje mi się, że krążymy w kółko – westchnęła zrezygnowana dziewczyna, przystając w miejscu i wyrywając hybrydę z zamyślenia. – Nowy Orlean jest okropnie duży, jak mamy ich znaleźć, nim… umrzemy? – z trudem przeszło jej to słowo przez gardło i zamrugała powiekami, jakby przyzwyczajając się do tego wyrazu.
- Nie umrzemy – zapewnił Klaus, mimo że sam nie był tego pewien. – Na pewno znajdziemy jakiś sposób. Musimy zastanowić się, gdzie mogłaby pójść Rebekah – powiedział bez uśmiechu, przez co cała ta sytuacja wydała się Caroline jeszcze bardziej poważna.
O ile sam fakt, że po mieście grasuje człowiek z bronią, która zabije każdego wampira na Ziemi jej nie wystarczał. Wzięła głęboki wdech i zrobiła zaciętą minę, co świadczyło o tym, że zaczęła mocno o czymś myśleć. Zachowanie niebieskookiej niezmiernie rozbawiło Pierwotnego, który roześmiał się, powodując że napięta atmosfera lekko się poluzowała.
- Co? – mruknęła oburzona, marszcząc brwi, jak pięcioletnie dziecko. Wystarczyło tylko, żeby tupnęła nóżką.
- Nic – pokręcił głową rozbawiony, chcąc utrzymać powagę, jednak nie wychodziło mu to za dobrze.
- Przestań! – burknęła, hamując się przed zaśmianiem, co ledwo jej wychodziło. – To wcale nie jest śmieszne! – podniosła głos, patrząc na roześmianego Niklausa. – Nie czas na żarty, musimy się spieszyć! – próbowała go jakoś uspokoić, co niestety nie za bardzo jej szło.
Zdawałoby się, że to Forbes jest z tej dwójki starsza, a to w końcu Mikaelson miał ponad tysiąc lat! Care chciała już odnaleźć przyjaciela i w ogóle to już chciała zabić Silasa na zawsze. Żeby już nigdy więcej nie wpakował się w ich życie. Westchnęła zirytowana, widząc głupi uśmieszek na twarzy Pierwotnego. A przed chwilą był nad wyraz poważny.
- Znam jedno miejsce, w które mogłaby się udać moja siostra, ale nie jestem pewien, czy to jeszcze tam stoi – odezwał się wreszcie uspokojony, zauważając, że Caroline naprawdę przejęła się tą sprawą.
Zresztą nic dziwnego, sam się obawiał, czy zaraz nie poczuje ogromnego bólu w klatce piersiowej i zacznie palić się żywym ogniem, po czym najzwyczajniej w świecie umrze.
- Dopiero teraz o tym mówisz? – fuknęła na niego i złapała oddech, chcąc opanować stargane przez Nika nerwy.
- Wybacz, kochana, ale dopiero teraz wpadło mi to do głowy – uśmiechnął się uprzejmie i wyciągnął dłoń w jej kierunku, jakby prosił ją o taniec. – Możemy? – uniósł lekko brwi i czekał na decyzję jego ukochanej.
Caroline mruknęła coś pod nosem, czego nie zrozumiał Klaus i wywróciła teatralnie oczami, dodając po chwili wymuszony uśmiech. Widziała, że Niklaus wygłupia się przed nią, co ją nawet zdziwiło, ale chyba bardziej rozzłościło. Bo zamiast zachować powagę zgodnie z sytuacją, to on cieszy się z byle czego.
- Prowadź – rzuciła, pozbywając się już do końca jakichkolwiek żali kierowanych pod adresem Pierwotnego.
Kąciki ust Klausa uniosły się jeszcze wyżej, słysząc odpowiedź Forbes. Mimo, że wiedział, że blondynka nie odpuści pomocy Stefanowi ani innym przyjaciołom, to i tak chciał usłyszeć to od niej. Po chwili rozmyli się w powietrzu, zostawiając jedynie wspomnienia.




Brunetka została sama w pokoju wraz ze swoimi głupimi i dręczącymi ją pytaniami. Wpatrywała się tępo w białą pościel, jak gdyby to miałoby jej pomóc znaleźć rozwiązanie. A czasu było coraz mniej. Zaczynała robić się słabsza i odczuwała gorsze drapanie w gardle, co tylko ją dekoncentrowało.
Bonnie walczyła sama ze sobą. Z tym, co dobre i z tym, co prawdziwe. Nie potrafiła się zdecydować na jedno. Najlepiej byłoby, gdyby mogła zostać człowiekiem i nie umrzeć, ale taka opcja niestety nie wchodziła w grę. Musiała w końcu się z tym uporać nim będzie za późno.
Z jednej strony cieszyła się, że Kol ją zostawił, chociaż na chwilę, jednak z drugiej potrzebowała kogoś, kto walnie ją w twarz i jakoś ogarnie, żeby nareszcie podjęła decyzję. Wypuściła powietrze z płuc, które chyba za długo trzymała i uniosła głowę, zmieniając swoje „krajobrazy”. Teraz jej wzrok padł na drzwi, które sekundę później otworzyły się, a zza nich wyszedł szatyn z siatką w ręce. Mulatka poruszyła się lekko i uniosła brwi, nie chcąc, żeby to, co on trzyma okazało się tym, o czym ona właśnie pomyślała.
- Starczy dla nas dwóch – uśmiechnął się, unosząc do góry worek foliowy z wieloma torebkami krwi, na co zielonooka posłała mu karcące spojrzenie. – Nie patrz tak na mnie. Za jakiś czas będziesz mi dziękować – powiedział pewny i usiadł na swoim dawnym miejscu obok Bennett.
- Jesteś uparty, jak osioł, Kol – prychnęła brunetka i skrzyżowała ręce na piersiach.
- Ty też, wiedźmo Bennett – rzucił arogancko, jednak uśmiech nie pozwalał brunetce ani trochę się obruszyć. – Co wolisz? Mamy A+, 0-, AB+. No i niestety to chyba wszystko – oznajmił, jakby zapomniał kupić w sklepie czegoś z listy mamy.
- Bierz wszystko. Ty chyba bardziej tego potrzebujesz – mruknęła i spojrzała na ścianę za Mikaelsonem.
Pierwotnego opuścił cały entuzjazm, który miał, kiedy szedł po krew. Miał nadzieję, że dziewczyna wszystko sobie przemyśli podczas gdy ten na kilka minut ją opuścił. Zostawił ją samą specjalnie, wiedząc że Bonnie już zrozumiała i chce tylko przyswoić się do myśli, że zostanie wampirem. Jednak Bennett dalej upierała się przy swojej moralności. Bo w końcu bycie wampirem jest tak bardzo „złe”. Niby tak, ale można być złym z wyboru.
Mulatka nawet nie doceniła jego starań. Męczył się z jadem, rozchodzącym po całym jego ciele, dochodząc do każdego nerwu, wszystkich komórek i żył, a ona nic. No właśnie – męczył się dla niej, a nie dla siebie. Przecież nie będzie miał z tego żadnych korzyści. Zaczynał nawet chcieć, żeby brunetka wszystko sobie przypomniała, żeby poznała jego dobrą stronę i po prostu była. Kol westchnął przeciągle, przykuwając uwagę Bennett.
- Mógłbym wcisnąć Ci to w gardło, ale szanuję Twoje zdanie, więc tego nie zrobię – powiedział i, wzruszając ramionami, otworzył jeden woreczek krwi, po czym wlał całą jego zawartość w przełyk.
Bonnie przełknęła ślinę, czując subtelny zapach krwi. Na samą myśl o tym robiło jej się niedobrze, a mimo to nie potrafiła oderwać wzroku od przelewającej się posoki. Próbowała odrzucić od siebie uczucie palącego pragnienia, jednak nie umiała. Mikaelson oderwał od ust worek tak, że kilka kropel pozostało na jego wargach. Bennett wpatrywała się jak głupia w pozostałości krwi na twarzy wampira. Odwróciła wzrok dopiero w chwili, kiedy Kol oblizał wargi. Szatyn nawet nie krył się z tym, że zauważył spojrzenie brunetki i uśmiechnął się łobuzersko sam do siebie.



Wszyscy zgodnie stwierdzili, że Jeremy zostanie z Eleną i Damonem, a reszta pójdzie szukać Silasa. W końcu i tak Jer nie zrobiłby nic pożytecznego, a tym bardziej jego siostra i Salvatore. Byli prosto mówiąc bezużyteczni.
Davina od razu po wyjściu z lochów wzięła od Marcela mapę Nowego Orleanu i, nie czekając dłużej, postanowiła poszukać źródła ich kłopotów. Rozłożyła dłonie nad mapą i skupiła swoje myśli na jednej osobie – Silasie.
- Nie działa – mruknęła po chwili szatynka i spojrzała po innych, szukając w nich wsparcia.
- Spróbuj z Vanjah – odparła prawie że natychmiast Elizabeth i skrzyżowała ręce na piersiach, przyglądając się swojej siostrze.
Liz mrugała co jakiś czas, pozbywając się natrętnych łez. Bała się, że próba uratowania Van może jej nie wyjść. Mogli ją wyprzedzić – zabić ją nim ona zdoła to zatrzymać. Wzięła haust powietrza, poruszając się lekko niespokojnie, co przykuło uwagę Marcela, który przeniósł na nią uważne spojrzenie. Blondynka, dostrzegając podejrzliwość w oczach Gerarda, postanowiła odpowiedzieć.
- Mamy jakąś broń na Silasa? – zapytała, rozwiewając wątpliwości co do strony, po której stała Elizabeth. – Chodzi mi o to, że chcemy go zabić, ale tak naprawdę nawet nie wiemy jak – dodała, na co ciemnoskóry przyznał dziewczynie rację.
Carter odetchnęła z ulgą w środku, że dała radę zdobyć większe zaufanie Marcela. Nie, żeby jakoś szczególnie jej na tym zależało.
- Jest pod postacią wampira, chyba zwykły kołek wystarczy – stwierdził Gerard, mrużąc lekko oczy.
- Tak samo myśleliśmy, kiedy Vanjah złamała kark pierwotnemu ciału Silasa – rzuciła niebieskooka i uniosła brwi. – Może być przecież tak, że Silas przemieszcza się z ciała do ciała. Nie zabijamy GO, tylko osobę, w której akurat się znajduje – wyjaśniła swoją teorię, która wydawała się być logiczna.
W końcu Silas nie przeszedł do Kola, a mógł. Na pewno o wiele łatwiej byłoby mu zabić Pierwotnych, gdyby znajdował się w jednym z nich. A jednak był w Vanjah. Więc najwidoczniej nie miał innego wyjścia. To wszystko było za skomplikowane.
- A masz jakiś inny pomysł? – spytał ciekawy, choć w jego głosie zdawało się słyszeć nutkę sarkazmu.
Elizabeth westchnęła i pokręciła głową. Nie miała. Nie wiedziała, co mogliby zrobić, żeby uśmiercić 2000-letniego nieśmiertelnego. Zwykła magia – nawet jeśli tak silna, jaką miały siostry Carter – raczej nie pomogłaby w wypędzaniu Silasa. To nie był jakiś demon, co to można powiedzieć parę słów po łacinie i sprowadzić demona z powrotem do Piekieł. Co to, to nie.
- No właśnie – rzucił, kiedy nie usłyszał od blondynki odpowiedzi.
- Zawsze można poszukać sposobu w księgach. Nie wierzę, żeby w żadnej z nich nie było wspominki o wielkim nieśmiertelnym, co to miał zgładzić świat – Liz powiedziała i cicho prychnęła, chcąc zyskać na czasie, ale wiedziała, że czasu nie mają za dużo.
- Znalazłam – wtrąciła nagle Davina, przerywając gęstą atmosferę, która stworzyła się pomiędzy Elizabeth i Marcelem – jest na drugim końcu miasta – oznajmiła i wstała z podłogi, ruszając do wyjścia.
- Na razie magia powinna nam wystarczyć – wampir powiedział cicho w stronę Elizabeth i ruszył za szatynką.
Blondynka przymrużyła powieki, nie bardzo wiedząc, co takiego mu zrobiła, że jest dla niej niemiły. Wściekał się, że nie pozwoliła mu dokończyć „cudownej” zemsty? Poważnie? Jeśli tak, to był strasznie dziecinny. Po mniej niż sekundzie doszła do nich, idąc w kierunku znanym jak dotychczas tylko Davinie.



Ich czas na przemyślenia skończył się dosłownie ułamek sekundy temu, zresztą wtedy też się zaczął. Stefan miał wrażenie, że opuszczają go resztki nadziei, ale nie mógł się poddać. Nie mógł kolejny raz dać Silasowi pewną wygraną. Nie mógł przegrać. Odsłonił swoje kły i pokazał tym samym, że jego sobowtór musi najpierw zabić go, żeby zabić Rebekę. Salvatore rzucił się na Van, jednak tamta odparła jego atak, odrzucając go gdzieś na bok.
Zaskoczona Pierwotna spojrzała na obitego blondyna, ale szybko wróciła wzrokiem na Carter. W oczach Rebeki stała przed nią jej matka. Ta, która razem z jej bratem – Finnem knuła przeciwko nim, przeciwko własnym dzieciom. Robiła to po raz kolejny. Znowu chce ich zabić.
- Nie bądź taki zazdrosny, Steffy – Vanjah zwróciła się do Salvatora, wstającego z zimnej ziemi.
Nie bądź taki zazdrosny, Niklaus, słowa obijały się o ścianki czaszki blondynki, jak jakaś mantra. Musiała pomóc swojemu bratu, swojej rodzinie, bo inaczej wszyscy umrą. Wszyscy. Nawet Stefan. Ale jak miała to zrobić skoro widziała coś, co było tylko jej złudzeniem? Nierealnością, jakimś głupim snem, z którego zaraz się obudzi, a nad nią będzie siedział Stefan z uśmiechem. Oddech Rebeki mimo wszystko stał się płytszy i szybszy, a krople potu powoli spływały po jej skroniach, znikając za koszulką.
- Zostaw go! – krzyknęła w końcu ze łzami pod powiekami. – Nie masz prawa – kręcąc głową, stała przed Carter, nie mogąc ruszyć żadną kończyną swojego ciała.
- Nigdy Tobie tego nie mówiłem, ale to Ty byłaś moją ulubienicą – powiedział Silas ukryty w ciele drobnej blondyneczki – bo jesteś najłatwiejszym celem – uśmiechnął się arogancko, a w dłoniach cały czas obracał biały kołek z zaschniętymi liniami krwi.
Krwi Kola. Ich krwi. Ostrzegał ją, że nie zawaha się użyć broni i, że w najmniej oczekiwanym momencie na pewno ją użyje.
Rebekah czuła, że zaraz nogi się pod nią ugną i upadnie, dając „matce” jeszcze lepszą okazję do zabicia jej i jej braci. Kola, Klausa i Elijahy. Nie mogła pozwolić sobie na okazywanie słabości. Nie chciała, żeby to przez nią umarli.
- Daj sobie spokój, Silas – powiedział stanowczo Stefan, znowu torując mu drogę do Beki.
- Naprawdę myślisz, że mnie zatrzymasz? – Vanjah uniosła brwi w górę razem z kącikami ust. – Jesteś nic niewartym wampirem. Doceniam Twoją odwagę, ale nie dasz rady uratować ani Rebeki ani siebie – powiedziała i przechyliła lekko głowę, utrzymując kontakt wzrokowy ze Stefanem.
W pewnej chwili Silas najzwyczajniej w świecie ominął Salvatora i zmaterializował się przed Mikaelson w wampirzym tempie. Stefan zawiedziony swoją nieuwagą szybko spojrzał za siebie, chcąc odepchnąć Silasa, jednak było już za późno. Tylko lekko go popchnął. Kołek wbił się w klatkę piersiową pierwotnej tak płynnie, jakby ktoś włożył nóż do roztopionego masła. Stefan rozszerzył oczy, nie wierząc w to, co właśnie się stało. 
Niebieskooka patrzyła umęczonym i coraz słabszym wzrokiem na oprawcę aż jej oczy zamknęły się, a głowa opuściła na lewą stronę. 



***
Witam was, słoneczka. <3 Po raz kolejny jestem o tak wczesnej porze, ale co tam. Mam nadzieję, że rozdział się podobał, tak ogólnie. :D Wiem, że pierwszy gif jest dziwny, hahah, ale znalezienie odpowiedniego gifu Charlize jest cholernie trudne, dlatego wybaczcie. xD OCH! Jakieś dwa dni temu (wreszcie) napisałam epilog, więc tak jak mówiłam następne rozdziały będą co dwa dni. :D Muszę szybko znaleźć gify. :o A dlaczego? Stwierdziłam, że to będzie dziwne, żeby np. dwa miesiące po napisaniu opowiadania jeszcze go dodawać. :p 
Dziękuję za piękne komentarze, jestem wam dozgonnie wdzięczna, że jednak ktokolwiek to komentuje. :p Dzięki. <3
Nic więcej nie powiem, bo jak zacznę to opowiem wam wszystko co będzie potem, ech. Jeśli chodzi o Silasa, to Katherine wszystko wam wytłumaczy, hahah. :D Tylko nie pamiętam kiedy, ale chyba w 40. rozdziale, więc dowiecie się w niedziele! :D ŁII, no wiem, super, hahah. :D
Pozdrawiam, szalone grzybki, życzę wam przyjemnej pogody, fajnej imprezki, super przygód i wszystkiego najlepszego, tzn. świetnych wspomnień, smacznych owoców, kupy śmiechu i innych takich pierdół. <3 
O, mam komara na suficie. :o GŁUPI.
Jeeeny, chciałam coś jeszcze napisać, ale zapomniałam, cholercia. :( OKI, idę sprzątać. <3
love, love, love,
ArtisticSmile. <3

KOCHAM WAS. <3

4 komentarze:

  1. Nie wierzę ! :O
    To nie może być prawdą, wampiry nie mogą zginąć ! NIE ! Myślę, że jakoś to ominiesz, no błagam! No bo, kto mi zostanie? Jeremy ? Nie, nie, nie.
    Ostatnio pisałam, ze Liz zmądrzała? To się myliłam, co ona knuje? Byle tylko nie wplątała ich w większe kłopoty! Kelijaha ! Wreszcie, kocham ich, bardzo bardzo bardzo! Nie myślałam, ze ona przyzna się do błędu. Ale przynajmniej mnie pozytywnie zaskoczyła. Caroline i Klaus, fajna scena! Chociaż, trochę wkurzyło mnie że pan Pierwotna Hybryda nie dał swojej krwi rodzeństwu! Ale wybaczę mu :D I mój kochany Kol. Przebiegły jak zwykle, liczę że kochana Bonnie posłucha starszego "kolegi" i dokończy przemianę. O ile jest jeszcze możliwość jej dokończenia... no bo SILAS ! Kurde, nie wytrzymam do piątku! Chociaż jestem najszczęśliwsza, że będziesz dodawać co dwa dni! Jejku! Mam pytanko, skoro skończyłaś pisać to opowiadanie, to planujesz coś jeszcze? Bo piszesz świetnie i twoje historie mogłabym czytać i czytać i czytać! No więc czekam na następny rozdział z niecierpliwością a na 40 to już w ogóle! Pozdrawiaaaaaaaaam ! <3
    Zuzka!

    realitybeingadream.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz! <3 Cóż... Zaczęłam pisać jedno opowiadanie, ale przestałam dopóki nie skończyłam tego. To zupełnie inna historia, nie oparta na niczym, tylko na własnej wyobraźni. Jeszcze opracowuję fabułę i nie wiem, czy w ogóle to opublikuję, ale mam już bloga z prologiem, tyle że blog jest prywatny. Nagadałam się. XD więc skrótowo powiem: nie wiem. Może za rok, może za dwa, może za tydzień. Taka jedna, wielka niewiadoma :p
      Jeszcze raz dzięki. Pozdrawiam. <3

      Usuń
  2. Uwielbiam być pierwsza, ale niestety teraz wyprzedziła mnie Zuza. Muszę się bardziej starać. Rozdziały co dwa dni, bomba pomysł, serio! Chociaż skoro to znaczy, że opowiadanie szybciej się skończy to chyba wolałam, żeby były dodawane co tydzień. Wiesz, co ja zrobię kiedy ty skończysz to opowiadanie? Bo ja nie mam pojęcia. Ale wróćmy do rozdziału, no więc zacznę, że Liz i Davina powinny zabić Silasa, a nie! Boże Vanjah technicznie jest już martwa, nie? Ale oczywiście rozumiem, rodzina ponad wszystko! Care i Klaus, miau <3 Rozbawiła mnie ta scena, taka słodka i śmieszna. Ale to w końcu oni, więc wiadomo. Katherine! Kocham ją. Mówiłaś, że co? Ona nam wszystko wytłumaczy? Nie no dla mnie miodzio :D Na miejscu Bonnie, też bym się na Kola wkurzała. Serio, przebiegły Kol = seksowny Kol <3 Plan niezły, ale rozumiem dlaczego ona nie chce dokończyć przemiany. Nie chce być potworem itp. W końcu przez wampiry prawie, że wszystkich swoich bliższych straciła. Stef i Bekah... COŚ TY KOBIETO DO DIASKA ZROBIŁA!!!!??? Dobra, spokojnie wdech i wydech, wdech i wydech... Nie powinnam się unosić. Panika tutaj jest nie wskazana! Ten tekst Dumbledore'a. Łee, zboczyłam z tematu. Jak to Rebekah nie żyje?! Ona nie może no!!! Przecież to ona, a.... Nieważne. Masz mi ją uratować, bo jak nie to przyjdę w nocy i Cię uduszę.
    Pozdrawiam, życzę weny i miłego popołudnia i ogólnie całego tygodnia <3
    Julia :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak jakby wszystko opowie, ale wszyscy wiedzą o co chodzi. :D i to jednak będzie w 39. sorka za pomyłkę! :D HIHIHI. Zobaczymy, zobaczymy, hahah. :D Jeszcze parę rozdziałów, wszystko może się zdarzyć. ALE STOP.
      Dziękuję bardzo za komentarz, kochana i pozdrawiam. <3

      Usuń

DZIĘKI, ŻE JESTEŚCIE, ŁIII! :D