środa, 6 sierpnia 2014

36. | Musisz odcierpieć to, co zrobiłeś.

~ 36 ~
Musisz odcierpieć to, co zrobiłeś.


- Co się stało? – zapytał zdziwiony i lekko przerażony nagłym bólem blondynki. – Rebekah – powiedział Stefan, chwytając ją za ramiona.
- Ktoś… ktoś mnie ugryzł! – rzuciła rozpaczliwie, unosząc wzrok na Salvatora.
- Wilkołak? – spytał jeszcze bardziej zdumiony niż przed chwilą.
Pierwotna pokiwała tylko głową, odsłaniając rozrastającą się ranę. Jak to się niby stało, skoro przez cały czas była ze Stefanem?
- To przecież niemożliwe – wyszeptał blondyn, a Mikaelson znowu na niego spojrzała.
Rebekah gorączkowo myślała nad powodem, jednak dekoncentrowało ją to całe ugryzienie. Nie chciała wracać do domu. Jej duma nakazywała pozostać w oddali od swoich braci jeszcze przez jakiś czas. Nawet nie umrze, a halucynacje może przecierpieć. Z drugiej strony przypominało jej to czasy Esther, kiedy połączyła ich w jedno, co znaczyło, że Elijah i Kol także zostali ugryzieni, bo Klaus był odporny na jad wilkołaka.
- Powinniśmy pójść do Klausa – powiedział Stefan, przerywając ciszę i obserwując jak oddech Rebeki znów się unormował.
- Nie! – uniosła stanowczo głos. – Pójdziemy gdziekolwiek indziej, ale nie tam – zażądała.
- Chcesz cierpieć? Chyba wiesz, jak to wygląda kiedy ktoś został ugryziony – rzucił i uniósł brwi, zastanawiając się nad postawą blondynki.
Fakt faktem mówiła przedtem o sprawach rodzinnych, ale była głupia chcąc męczyć się z tym całym dziadostwem. W odpowiedzi wampirzyca pokręciła gwałtownie głową.
- Nie obchodzi mnie to – wysyczała. – Możesz tam iść, jak chcesz, ja nie mam zamiaru – mruknęła i wyminęła go, obierając sobie nieznany nikomu kierunek.
Rebekah była święcie przekonana, że Salvatore pójdzie do ich domu, po drodze szukając Caroline. Nawet dłużej się nad tym nie zastanawiała.
Po chwili dołączył do niej Stefan, co ogromnie zdziwiło Pierwotną, w końcu jego przyjaciółka była ważniejsza. Prawda? Zerknęła na niego, nie kryjąc ani na chwilę podejrzliwego wzroku. Może coś chciał? Zapytać o drogę albo…
- Nie zostawię Cię z tym samej – powiedział zdecydowanie i uśmiechnął się, jakby do swoich myśli. – Jesteś czasami wredna, ale starasz się – dodał, poszerzając uśmiech i dopiero teraz na nią spojrzał.
Rebekah przez chwilę jeszcze zastanowiła się nad intencjami chłopaka, jednak w końcu odpuściła. Zawsze szukała drugiego dna. Niepewnie odwzajemniła uśmiech i odwróciła od niego wzrok, dalej idąc przed siebie.



Wściekła blondynka podniosła szaleńczy wzrok i po chwili podniosła się z diabelskim uśmiechem. Próbowała maskować złość, sprawiać pozory, jednak chyba jej to nie wychodziło, bo w oczach dwóch pozostałych widziała niemałe przerażenie.
- Wracamy do dawnych stosunków? – Vanjah uniosła brwi i swobodnym krokiem podeszła do nich. – Najpierw wmawiasz mi o rodzinie, a najchętniej to zabiłabyś mnie – warknęła, stając w miejscu i poprawiając ręką włosy.
Nagle w jej oczach pojawiła się poświata czerni. Jakby złowieszczy błysk. Wzrok wampirzycy natychmiastowo się zmienił, a mimo to w dalszym ciągu pozostawał taki sam. Uniosła ręce w geście poddania.
- Dzięki Tobie, Elizabeth – zaczęła Van i uśmiechnęła się lekko sarkastycznie – mam pierwotnych pod dostatkiem – kiwnęła lekko głową.
- O czym Ty mówisz?! – krzyknęła Liz gotowa do użycia magii.
- Dokończę swoją robotę – dodała i spojrzała na Gilberta. – Jeremy, tak mi przykro, ale tak będzie lepiej – rzuciła ze współczuciem w oczach i odwróciła się na pięcie, żeby wyjść.
Tak będzie lepiej… Szatyn zastanowił się mocno nad tymi słowami, jakby wcześniej gdzieś je słyszał. Oczywiście, że słyszał! Tylko jedna osoba mówiła to na okrągło.
- Silas – mruknął pod nosem Jer.
Ale to niemożliwe, przecież Silas nie żyje. Vanjah go zabiła! Elizabeth spojrzała nieodgadnionym wyrazem twarzy na Gilberta i kiedy chciała jakoś zatrzymać Van, tej już nie było. Zniknęła.
- Nie może być Silasem, przecież on nie żyje – powiedziała donośnie Carter.
- Mógł zmieniać swój wygląd w ciągu jednej sekundy! Na pewno może o wiele więcej niż jesteś w stanie sobie to wyobrazić – odparł chłodno. – Nie bez powodu wybrał Vanjah, w końcu to ona go zabiła – dodał, co wyjaśniało większość.
- Gdyby zmienił się w Van, to nie traciłby czasu na głupie udawanie jej! – uniosła głos i wzięła głęboki wdech, nagle łagodniejąc.
- Och, naprawdę? – prychnął i rzucił pogardliwe spojrzenie dziewczynie.
- Tak! Przez cały czas wiedziałam, że to Vanjah – powiedziała pewna siebie, wbijając wzrok w twarz Jera – cały czas widziałam w jej oczach, że jednak jej zależy, to nie mógł być Silas, chyba że brał jakieś specjalne lekcje aktorstwa – mówiła dalej, ani na chwilę nie mając wątpliwości, że to prawda. – Teraz coś się zmieniło.
Jeremy pokręcił głową.
- Teraz Katherine i Marcel nie są największym zmartwieniem. Silas chciał śmierci pierwotnych i na pewno to zrobi, jeśli go nie powstrzymamy. Przecież Vanjah wiedziała, że równocześnie z zabiciem Kola umrze ona sama, więc nie ma jakiekolwiek powodu, żeby ich wszystkich zabijać – warknął i ruszył do wyjścia.
- Gdzie Ty idziesz? – zapytała jednocześnie wściekła i zdziwiona.
- Idę go zabić – syknął i szedł dalej.
- Nie zabijesz jej – powiedziała groźnie i zatrzymała Jeremiego zaklęciem. – A Silas nie żyje!
- Jak widziałaś - żyje! Teraz mnie puść, Liz – fuknął na nią, szarpiąc się z niewidzialną barierą.
- Nigdzie nie idziesz – mruknęła i utrzymała ostry wzrok Gilberta.
- Nie pozwolę mojej siostrze umrzeć! Nie rozumiesz tego?! To ostatnia osoba, którą mam! – krzyknął, starając się opanować, co nie wychodziło mu za bardzo.
- Idę z Tobą – usłyszeli stanowczy głos dziewczyny, która najwidoczniej podsłuchiwała ich rozmowę od dłuższego czasu.
Elizabeth chciała coś powiedzieć, ale szatynka przerwała jej.
- Nie chcę, żeby Marcel umarł – powiedziała, podchodząc do nich ze spokojem. – Pomogę wam.
- Każdy ma w tym jakiś cel, Liz – rzucił Jeremy, na co blondynce oczy zaszły łzami, ale puściła go wolno. – Powiedz Marcelowi, żeby zostawił Elenę i Damona w spokoju, proszę – rzekł niemalże błagalnie w kierunku Daviny.
Szatynka pokręciła głową, wiedząc że to nie wyjdzie, ale w oczach chłopaka widziała, ile dla niego znaczy jego siostra. I dla jego siostry Damon, co także brał pod uwagę.
- Idziemy – stwierdziła i ruszyła, a zaraz za nią Jer i Liz.



Brunetka złapała głęboki wdech i rozejrzała się przerażona po całym pomieszczeniu, nie mogąc uspokoić szaleńczego oddechu.
- Bonnie – usłyszała głos dziewczyny i to na niej zatrzymała swój wzrok.
Bennett kręciła głową, usilnie chcąc odsunąć się od Caroline. Dopiero teraz zrozumiała, że nie zemdlała ani nie zasnęła, tylko Rebekah złamała jej kark, kiedy miała w sobie krew wampira – swojej własnej przyjaciółki. Oczy mulatki zaszły łzami, po chwili dostrzegając, że Forbes także płakała.
- Przepraszam, Bonnie – powiedziała słabo i pokręciła głową, dając sobie czas na ułożenie wszystko w słowa – nigdy tego nie chciałam – wykrztusiła przez łzy – wiem, że nigdy mi tego nie wybaczysz i całkowicie Cię rozumiem…
- Więc po co tutaj przyszłaś!? – krzyknęła, na co blondynka zacisnęła powieki, jakby właśnie dostała w policzek.
- Chciałam Cię przeprosić. Za wszystko. Za moje słowa, Bonnie, tak mi przykro. Byłam tak zaślepiona śmiercią mamy, że zapomniałam całkowicie o tym, że mogę zranić wiele osób. Ciebie, Stefana – zacięła się i spojrzała za okno, nie mówiąc tego, co jeszcze chciała powiedzieć. Klausa. – Nie wiem nawet co powiedzieć, co nie zdarza mi się za często – prychnęła i powróciła wzrokiem na mulatkę, która płakała tak samo jak ona. – Mogę wyjechać, zniknąć z Twojego życia, tylko błagam – przerwała, łapiąc oddech – dokończ przemianę – dodała, na co zielonooka zaprzeczyła, kręcąc niespokojnie głową – Bonnie – wydusiła błagalnie.
- Nie chciałam być wampirem, Care, nigdy o to nie prosiłam! – uniosła głos.
- Nigdy nie wybaczę sobie tego, że przez moją głupią naturę umrzesz – mówiła, coraz bardziej gubiąc się w słowach. – Nie musisz robić tego dla mnie, zrób to dla Eleny, Stefana – wymieniała, jednak Bennett pozostawała przy swoim zdaniu.
- Nie chcę być wampirem – przerwała jej i spojrzała pustym wzrokiem na dziewczynę, zdając sobie sprawę, że podejmuje teraz najważniejszą decyzję w jej życiu – nie chcę być potworem – dodała po chwili ciszy, przerywanej przez łkanie Forbes.
- I nie musisz! – zawołała natychmiast Caroline, kręcąc głową na boki. – Nauczę Cię kontroli, nie musisz żywić się na ludziach – przekonywała ją – możesz pić z torebki, jak my – stwierdziła i złapała za rękę dziewczyny, która natychmiast ją wyrwała, a Care przechyliła lekko głowę na prawo, wiedząc, że właśnie straciła przyjaciółkę. – Bonnie…
- Wyjdź, Caroline – rzuciła głosem wypranym z jakichkolwiek emocji, nie patrząc na Forbes, nie chciała się złamać pod jej wzrokiem – nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego – wyszeptała.
Care zamarła, słysząc te słowa. Zamrugała oczami, jednak łzy tak czy inaczej wyszły spod powiek, płynąc w dół jej twarzy. Straciła ją. Naprawdę ją straciła. Wstała z łóżka, wykonując jej prośbę, a raczej rozkaz.
- Przepraszam, Bonnie – rzuciła skruszona na odchodne i wyszła z pokoju.
- Trochę na to za późno – powiedziała prawie niedosłyszalnie i gdyby Caroline nie była wampirem, to nie usłyszałaby tego, ale niestety nim była.



- Nie przejmuj się, złotko, cały czas będę przy Tobie – dziewczyna posłała sztuczny uśmiech w kierunku swojego sobowtóra – mogę nawet potrzymać Cię za rękę – wysyczała, mocniej ściskając liny na nadgarstkach Eleny, na co ta jęknęła, bo były nasączone werbeną.
Typowa sztuczka.
- Nie narzekajcie, powinienem potraktować was o wiele gorzej – rzucił Marcel ze skrzyżowanym rękoma na klatce piersiowej. – To tylko mały procent tego, co mógłbym wam zrobić – dodał i uśmiechnął się szeroko z niewielką nutą życzliwości.
- Co za ulga – warknął Damon z niepowstrzymaną ironią. – Ich też powinieneś potraktować gorzej, ale coś Ci nie wyszło? – zapytał retorycznie, wskazując głową na masę wysuszonych wampirów, którzy patrzyli na nich, jak na jedzenie.
Gerard wzruszył ramionami, nie odpowiadając. To on był na zwycięskiej pozycji, nie oni. Mógł robić z nimi, co tylko chciał, a pomysłów miał naprawdę wiele. W końcu uczył się od mistrza. Jego zasad się nie podważa, a kto to zrobi, może pożegnać się z wolnością i z życiem. Zazwyczaj, bo Marcel częściej wybierał dłuuugie tortury, aniżeli szybką śmierć. Jeszcze musiał wyjść na miasto, żeby zaznajomić się z sytuacją w mieście. Dawno go tam nie było, a jego „podwładni” potrzebowali swojego króla.
- Gdzie jest Bonnie i Caroline? – spytała zdenerwowana Elena.
No cóż, tak się składało, że miała wiele fajniejszych rzeczy do roboty, niż siedzenie tutaj, na przykład ŻYCIE. Poza tym musiała spotkać się z dziewczynami, tak dawno ich nie widziała. Z Bonnie nie rozmawiała od wieków, nawet nie zauważyła, że Bennett nie żyła. Co z niej za przyjaciółka? Do tego nie pomogła Caroline przed wyłączeniem uczuć, o ile to, co mówi Petrova jest prawdą.
- Widzę życie małej Elenki powoli się rozpada – rzuciła Katherine z udawanym smutkiem, przybliżając się do Gilbert.
- Jak widać Twoje też – odezwał się Damon, zwracając uwagę Kateriny. – Od samego początku wiedziałem, że Elijah mimo swojego wieku jest głupi – prychnął, a Kath zacisnęła zęby, po chwili rzucając kołek z impetem w klatkę piersiową Salvatora, który zwinął się z bólu i jęknął.
- Damon! – zawołała Elena, próbując wyrwać się z lin, co tylko przysporzyło jej ran i cierpienia.
- Spokojnie, nie celowałam w serce, chociaż powinnam – warknęła przez zaciśnięte zęby. – Z chęcią pobawię się z wami – dodała już z deka weselej, co nie znaczyło nic dobrego dla Eleny i Damona.
- Nie zasługujesz na miłość, Katherine, dobrze o tym wiemy, że Ty nie umiesz kochać – powiedział słabo Damon, czując jak werbena z kołka rozprzestrzenia się po całym jego ciele, dodatkowo go osłabiając.
Pierce była innego zdania, ale nie dała po sobie poznać, że słowa Salvatora ją zraniły. Wzniosła oczy ku niebu, przybierając dobrze znaną maskę obojętności.
- Zgiń w piekle – wysyczała Elena i zmrużyła oczy wściekle.
- Gdzieś już to słyszałam – uśmiechnęła się sarkastycznie i złapała za kolejny kołek. – Mogę? – uniosła brwi, kierując to pytanie do obserwującego wszystko Marcela.
- Oczywiście. Miłej zabawy – podniósł kąciki ust, patrząc jak Gilbert bierze głęboki wdech, a Damon w dalszym ciągu zmaga się z kołkiem.
Gerard w tej chwili właśnie polubił Katherine, mimo że była taką suką. W dodatku jej kochankiem był Elijah. Ciekawe czego jeszcze dowie się o tej drobnej i grzecznej, jak na pozór, dziewczynie.



Pomiędzy stosami futrzanych zwierząt, kałużami krwi i głowami oderwanymi od ciała stała trójka Pierwotnych braci. Od zawsze na zawsze. Coś się zmieniło. I może nawet Rebekah miała po części rację, mówiąc, że to przez miłość, czy inne uczucie, które żywili do tych dziewczyn. Odsunęli się od siebie na tyle, że nie wiedzieli co się dzieje z pozostałymi. Nie przejęli się Kolem, a on, najwidoczniej, był w poważnych tarapatach, z których jakimś cudem się wydostał i to nie dzięki nim.
- Rebekah miała rację, że poszedłeś szukać Silasa – odezwał się Elijah, zanim robił to ktokolwiek inny – naprawdę byłeś w niebezpieczeństwie – zauważył spokojnie, jednak w duchu przeklinał się za to, że nie pojechał z siotrą wtedy, kiedy była okazja.
- Niebezpieczeństwie – najmłodszy z nich machnął ręką na słowa brata – jestem cały i zdrowy – dodał, uśmiechając się łobuzersko, a po chwili się skrzywił – no prawie – mruknął.
- Kol, nie ma czasu na Twoje przechwałki – zaczął ostro Klaus i zrobił krok w kierunku młodszego brata. – Gdzie jest Silas?
- Wyluzuj, Nik – odparł, nie ruszając się ani na krok, kiedy hybryda zbliżyła się na niezbyt bezpieczną dla niego odległość. – Nie żyje.
Elijah poruszył się trochę i zmarszczył brwi. Więc Kol go zabił? To jakim cudem w dalszym ciągu byli ze sobą połączeni?
- Jesteś pewien, że nie żyje? – Elijah uniósł brwi.
- To nieistotne – rzucił Niklaus, nie odrywając wzroku od najmłodszego z nich. – Co on zrobił? Albo raczej - co zamierzał zrobić?
Kol wzniósł oczy ku niebu. Nie za bardzo lubił mówić o czymś, co mu nie wyszło. Tak jeszcze bardziej tracił respekt u swoich braci, no i u swoich wrogów niestety także.
- Bekah powiedziała mi, że jest w Las Vegas, a ja akurat tamtędy przechodziłem – zaczął opowiadać z nałożoną obojętnością. – Skorzystałem z okazji, ale ten z powrotem został wiedźmą – wywrócił oczami. – Okazało się, że tylko na to czekał, aż podejdę…
- Jesteś głupi, Kol, trzeba było posłuchać się Rebeki i wracać, kiedy mówiła – warknął zdenerwowany na brata Klaus, przerywając tamtemu w połowie opowieści.
- Daj mu dokończyć, Nik – wtrącił Elijah donośnym głosem, nie znoszącym sprzeciwu, co działało nawet na nieśmiertelnych pierwotnych.
Powoli czuł, jak kropelki potu zbierają mu się na czole, a oddech lekko się spłycił. Zaczął odczuwać skutki jadu w jego organizmie, ale nie miał czasu, aby zastanawiać się nad tym. Poza tym to dopiero początek.
- Miał ze sobą wiedźmę z rodu Carter i jedyne czego mu brakowało to właśnie Pierwotny – oznajmił, na co Klaus westchnął teatralnie, chcąc coś powiedzieć, jednak Kol go w tym uprzedził – na początku chciał wziąć Rebekę – stwierdził szybko, nim ktokolwiek mu przerwał.
- Ale Ty okazałeś się naiwniejszy – powiedział Niklaus z udawanym wrażeniem – brawo, bracie – wysyczał jadowicie, klaszcząc w ręce dwukrotnie.
- Nie – zaprzeczył natychmiast Kol. – Tutaj wiedźmy nie mogą czarować, powinieneś to wiedzieć, chcę-być-królem – prychnął – w dodatku tu miałby was więcej na głowie. W Las Vegas było mu po prostu wygodniej.
- Możesz przejść do rzeczy? Zaczyna mi się nudzić – mruknął Nik, udając że nie słyszał tego, co powiedział brat, chociaż powinien słono za to zapłacić.
- Wtedy wykorzystując moją krew złączył nas w jedno i – zrobił pauzę, mrużąc oczy i przez chwilę zastanawiając się, czy ma to jakiekolwiek znaczenie.
- I? – dopytał zniecierpliwiony Klaus, na co Elijah posłał mu karcący wzrok.
- I… zamienił zwykły kołek w taki z białego dębu – fuknął, żałując całym sobą, że to nie on był tym, który zabił Silasa. Na pewno zrobiłby to w bardziej brutalny sposób niż Vanjah.
- Że co?! – krzyknął zdenerwowany głupotą brata Klaus.
Teraz istnieje broń, która może ich zabić. No świetnie! Wprost cudownie! Trzeba było zasztyletować Kola, kiedy była okazja. I z pewnością to zrobi, kiedy tylko jad przestanie działać.
- To przecież niemożliwe – powiedział ciszej Elijah – to niewykonalnie, nawet dla kogoś takiego jak Silas! – uniósł głos, nagle zaczynając chodzić w kółko i zastanawiając się nad tym gorączkowo. – Jak udało Ci się uciec? – zapytał znowu spokojnie po chwili ciszy.
- Prawie oberwałem kołkiem w serce, ale wampir, z którym miałem wcześniej porachunki złamał mu kark – wzruszył ramionami, jakby to było nic. – Nik, daj mi krew – rzucił Kol, na co blondyn parsknął sarkastycznym śmiechem.
- O nie, bracie – powiedział uprzejmie, unosząc palec w góry, po czym natychmiast zmienił wyraz twarzy i zmył tą maskę, pokazując jak bardzo jest wściekły – musisz odcierpieć to, co zrobiłeś – warknął oddalając się od nich, jednak najstarszy Mikaelson stanął mu przed twarzą.
- Pozwolisz Rebece cierpieć za uczynki Kola? – zapytał poważnie, sądząc, że to go udobrucha, ale nic z tego.
- Da sobie radę – poklepał go po ramieniu ze sztucznym uśmiechem i wyminął go.
Pozostawał nieugięty, jak zwykle. Nie mógł pozwolić na to, aby jego duma podupadła, nawet jeśli chodziło o życie jego rodziny.
- Dokąd idziesz?
- Nie rozumiesz, bracie? – zatrzymał się na chwilę i odwrocił w jego stronę. – Silas nie umarł, więc idę go znaleźć nim on znajdzie nas, jako pierwszy – rzucił stanowczo.
- I dać się zabić?
Kol czuł się winny, że przez niego są w takiej sytuacji, a najbardziej czuł się winny za Rebekę. Nigdy nie chciał dla niej źle, w końcu była jego młodszą siostrzyczką, o którą powinien dbać, a nie sprawiać więcej problemów. Szatyn zmrużył oczy. A co jeśli Silas naprawdę żyje? Vanjah ma kołek, ale chyba nie jest na tyle głupia, żeby go oddać, a tym bardziej użyć.
- Wiem kto ma kołek.



Stefan wszedł do jakiegoś domku, do którego najwidoczniej kierowała się Rebekah i ułożył Pierwotną na łóżku. Pod koniec ich drogi tutaj zauważył, że blondynka powoli traciła siły, więc wziął ją na ręce. Nie miał najmniejszego zamiaru myśleć teraz o Caroline, chociaż wiedział, że powinien. W końcu to jego przyjaciółka, która potrzebuje pomocy nim wybije połowę świata. W dodatku zostawił Bonnie samą z pierwotnymi, za co też miał wyrzuty sumienia, ale postanowił przestać myśleć o czymkolwiek i zająć się Rebeką. Głupie, prawda?
- To Twój domek? – zapytał, chcąc przerwać dręczące go myśli i rozejrzał się po wnętrzu.
- Nie – odpowiedziała, uważnie obserwując Stefana, jakby to, co się teraz działo było niemożliwe, a może bardziej podejrzane – kiedyś od czasu do czasu zapuszczałam się w te strony – dodała, a Salvatore spojrzał na nią z zaciekawieniem, spodziewając się że wampirzyca zacznie mu o tym opowiadać. – No co? – spytała, nie rozumiejąc wzroku blondyna.
- Nic, nic – uśmiechnął się pod nosem na minę dziewczyny, co ta odwzajemniła. – Poszukam lodu, jak coś to krzycz – powiedział, wywołując tym samym śmiech Rebeki i zniknął za ścianą.
Mikaelson słyszała, jak Stefan krząta się po pomieszczeniu obok i przeszukuje wszystkie szafki tylko i wyłącznie dla niej. Przez cały ten czas uśmiech nie mógł zejść z twarzy pierwotnej. Przyczepił się, jak rzep psiego ogona, tylko że nie przeszkadzał tak bardzo.
Zamrugała powiekami, chcąc poprawić ostrość widzenia, bo mroczki przed jej oczami uniemożliwiały to. Wzięła głęboki wdech, od razu czując jak łapie ją kaszel. Zasłoniła ręką usta i przymknęła oczy, próbując odpocząć, ale nic z tego. Ból nasilał się.
Rebekah podniosła powieki i natychmiast odsunęła się od blondyna, prawie że spadając z łóżka. Kręciła głową na wszystkie strony, a łzy powoli zaczęły zasłaniać jej widok.
- Zostaw mnie – uniosła głos, schodząc z materaca i omal nie upadając przez szafkę, o którą się potknęła. – Zostaw mnie w spokoju, Silas! – krzyknęła i wpadła plecami na ścianę.
Stefan przekrzywił lekko głowę i położył lód na łóżku, po czym uniósł ręce w geście niewinności. Nic dziwnego, że pomyliła go z Silasem. W końcu wyglądali identycznie.
- Rebekah, to ja - Stefan – mówił spokojnie, podchodząc do blondynki, która dalej kręciła się na wszystkie strony i próbowała uciec od „napastnika”.
- Nie! Nie kłam! – wrzasnęła i chwyciła za to, co miała akurat pod ręką, czyli za jakąś zepsutą lampkę bez klosza, wystawiając to przed siebie w razie czego.
- Rebekah, odłóż to – mimo tego, że lampa była wykonana z drewna, pozostawał opanowany i przybliżył się do blondynki na tyle, że spokojnie mogłaby wbić w jego serce jej tymczasową „broń”. – Chcę Ci pomóc. Pozwól mi na to – wyciągnął jedną dłoń po lampę, nie odrywając ani na chwilę wzroku od Pierwotnej.
Blondynka przymknęła powieki i nagle uspokoiła się, podając kołek Salvatorowi, a ten rzucił go za siebie i z powrotem położył dziewczynę na łóżku. Położył jej lód na czole i usiadł obok niej, łapiąc ją za rękę. Bekah uśmiechnęła się delikatnie na ten gest ze strony Stefana i wzmocniła uścisk ich dłoni, chcąc żeby ta chwila trwała wiecznie. Bo mogła nigdy więcej się nie przytrafić.  


***

Hejka, moi kochani! <3 Wiem, że to głupie, ale czy tylko ja wzruszyłam się na scenie Bonnie i Caroline? :( No nic. W ogóle chciałam przeprosić, ale przejrzałam kolejne rozdziały i jednak Kennett będzie, tylko że nie będzie jako takim głównym wątkiem i na razie odejdzie na bok, o tak. O to mi bardziej chodziło w sumie. Poprawiam się, o. :D Wybaczcie raz jeszcze. :p
Dzięki, dzięki, dzięki za wasze wsparcie duchowe. <3 Mam nadzieję, że nie zawiodę was ani jednym rozdziałem, choć co do tego mam pewne wątpliwości. I obiecuję, że wpadnę na wasze blogi już niebawem. Na pewno! :D 
HYHYHY, do napisania w niedzielę! :D 
Pozdrawiam, życzę cienia (jak to mądrze zauważyła Julia :D), ale też oczywiście słoneczka, no i od czas do czasu deszczu, choć teraz już się ochłodziło, przynajmniej w mojej części. Ale jak chcecie, to niech u was też się ochłodzi, ociepli, cokolwiek, co chcecie. Ach, ta pogoda. xD Wspaniałych przygód, spełnienia marzeń, wielu niespodzianek życiowych, świetnych wakacji i wszystkiego innego. <3
love, love, love,
ArtisticSmile. <3

WIELKIE PS. WŁAŚNIE! Mam malutkie pytanie... polecacie jakiś świetny serial, który wciągnie mnie całą? *o* Jeśli tak, to napiszcie w komentarzu, czy mi na gg, czy gdziekolwiek, bo poszukuję. :D Z góry dziękuję, oczywiście! <3

10 komentarzy:

  1. Cudny rozdział. Jak zawsze z resztą <3
    Co do serialu to polecam Arrow, Pretty little liars lub Teen Wolf. Ja osobiście się na maxa wciągnęłam w te trzy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! <3
      No właśnie też zastanawiałam się nad Arrow. :D dwa pozostałe już oglądam. :p dzięki za pomoc. <3

      Usuń
  2. Nie wierzę :O Bonnie musi dokonać przemiany! Mam nadzieję, że ona jej wybaczy, no kurde xd ! Tak się cieszyłam, że Silas umarł a tu niespodzianka, mam tylko cichą nadzieję, że nie wyrządzi nic złemu komukolwiek z tych których lubię :D Katherine, powinnam być na Ciebie zła, ale powiem tak: Nie lubię Eleny, więc poznęcaj się nad nią tylko jej nie zabijaj :) Wreszcie, wreszcie, wreszcie - Stebekah!!! Piękne scenki ich, boję się tylko, że jak Stefcio się dowie co ona zrobiła Bennett to może się to źle skończyć. No ale ona przeprosi i będzie dobrze, prawda? Jeremy zaczyna na nowo kontakty z Liz... no to popatrzymy co się będzie działo! Tak teraz kojarzę fakty i zostało 9 rozdziałów ?! NIE! Kocham tę historię, mogłaby trwać i trwać masz świetne pomysły. Właśnie! Może Kol nie pozwoli Bennett umrzeć, proszę, proszę, proszę! I tak się cieszę, że chociaż jakiś maleńki ich moment będzie w następnych rozdziałach, jeśli możesz zaspoilerować, to napisz proszę, w którym z tych rozdziałów będzie jakiś ich moment kulminacyjny czy coś, w sensie coś co wyjaśni już dokładnie ich sytuacje, bo nawet nie wiesz jak się denerwuję, ponieważ mam tylko nadzieję, że ich "związek" przetrwa :D hahaha :D Dobra, życzę wszystkiego dobrego, dużo weny i powodzenia! Pozdrawiam !
    Zuzka!

    realitybeingadream.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahah, rozdziałów jeszcze będzie 11 (jeszcze ich nie ma w Szafie, bo nie wybrałam tytułu, no i pisałam go, ale w końcu wczoraj skończyłam i podzieliłam go na dwa, blablabla, se pogadalam xD) i epilog, który napiszę (mam nadzieję xD). Kultowy moment Kennett, który wyjaśni ich sytuację? Hmm... Nie wiem, czy taki w ogóle istnieje xD ale 40. No niech będzie 40. :p
      Dziękuję i również pozdrawiam. <3

      Usuń
  3. Jak to się stało, że komentuję jako trzecia, nie wiem, ale to nie może się powtórzyć. Kocham Baroline i gdzieś w oku łezka mi się zakręciła na ich rozmowie. Biedna Bekah, biedny Elijah, biedy Kol, ale nie biedny Klaus. Co za podły, ale jaki przystojny drań! Teraz oni cierpią, bo Kol nie posłuchał Bekhi. Wiedziałam, po prostu, wiedziałam, że Bon nie będzie chciała dokończyć przemiany, ale myślałam, że mi się tylko przyśniło, wiesz?! Taki zły sen. Dlaczego mi to robisz, się pytam!? Ale moja Bekah miała w końcu swoją chwilę. Stef i Bekah, Bekah i Stef, kocham <3 Serio, kiedyś to obydwóch chciałam zabić, ale wraz z nie którymi opowiadaniami zaczęłam ich ubóstwiać :D Kath, moja kochana, w sumie nawet mi się podobało to torturowanie Elki, nie żebym życzyła im źle, co co to nie! No, ale to, że Silas żyje popsuło mi humor. Jezu, jakie on musi mieć zdolności aktorskie, że tak perfekcyjnie udawał Vanjah... Dobra, mogłam coć ominąć, ale czas mnie goni, więc pozdrowionka i życzę tego co zwykle <3
    Julia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Seriale, to polecam Arrow, Grimm, Teen Wolf... Mam ich trochę, bo mój najstarszy brat ogląda takie rzeczy i później nawija o nich i nawija. Wytrzymać nie można! Teraz życzę miłego dnia <3

      Usuń
    2. Wszystko dokładnie wyjaśni się... nie pamiętam kiedy, ale wyjaśni się! :D Dziękuję za komentarz i za trochę seriali. TW już oglądam, ale Arrow zaczęłam oglądać wczoraj. :D Pozdrawiam! <3

      Usuń
  4. Nawet nie wiesz, jak bardzo męczę się przy komentowaniu. Po prostu całą sobą nienawidzę tego robić, jednak trzeba docenić cudzą pracę. Troszkę bardzo się spóźniłam - dopadł mnie leń, cóż poradzić. Na szczęście już jestem i bardzo ramowo mogę ocenić, bo zdycham z lenistwa. Siedzę teraz w stercie syfu z lapkiem na kolanach i miotłom na głowie - mam sprzątać, a komentuję, bo kiedyś trzeba.
    Soł.
    Scena Bonnie i Caroline najbardziej mi się podobała. Szczerze uwielbiam ich friendsship, bo uważam że w opowiadaniach wątki przyjaźni są o wiele ważniejsze od wątków miłosnych. W sumie tak jest i w życiu, prawda? Przyjaciela masz w swoim mężu, czy jakoś tak. Dobra, wybacz, tworzę hereje, bo zdycham.
    W każdym razie szkoda, że w serialu zapominają o takich właśnie wątkach, ładując na siłę trójkąty i seks.
    Dalej...
    O miłości mowa...
    Kennett - jak wiesz jestem wielką miłośniczką, ale dobrze, że ten wątek nie powiedzie prymu. Z mojego opowiadania wiesz, że jestem zwolenniczką akcji ;)
    Reszta również bardzo mi się podobała. I coraz bardziej lubię postać Caroline!
    Cieszę się, że ktoś postanowił pisać takiego bloga. No wiesz, nasze wampirzyce feat pierwotni. Żałuję, iż Julie Plec wysłała ordżinalsów do Nowego Orleanu. Ale takie życie ;)
    Napomnę jeszcze, że w tym blogu kocham muzykę. Zostawiam go sobie w otwartej karcie, by przesłuchać całą listę ;)
    No, skończyłam! Gorąco pozdrawiam i również życzę arbuzów. Hahha, właśnie jednego jem xx
    Naszła mnie chęć. Co do seriali gorąco polecam Supernatural, Orphan Blak, Dextera, The Walking Death, TW oglądałaś (Stiles aka sto pro seksu heheh), Gossip Girl, Pretty Little Lairs. Co do seriali to jestem kopalnią tytułów, serio ;)
    Z brazylijskich al'a Moda na Sukces polecam Zbuntowanego Anioła.
    Natalia Orero, Fakundo Marana.
    Taaaak, spędziłam weekend u babci hehehe.
    Dobra, koniec bo mnie ponosi.
    xx
    @YourLittleBoo1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *miotłą
      *herezję
      Znasz ten moment, w którym wiesz, że popełniasz błąd ortograficzny i chcesz zapaść się pod ziemię? ;-;
      Coś jak
      *Usuwa komentarz, usuwa konto, zmienia imię na Pepito i wynosi się hodować bydło gdzieś w górach*

      Usuń
    2. Od razu przepraszam, że musisz tak się męczyć. :( I przy okazji oczywiście dziękuję, że się poświęcasz. :p Fajnie, że podoba się muzyka. No i ten... dziękuję za komentarz i za pomoc. :D Myślałam kiedyś nad The Walking Dead, ale jakoś nie było czasu, żeby obejrzeć. :D SPN i PLL to już znam. Dzięki jeszcze raz. Pozdrawiam. <3

      Usuń

DZIĘKI, ŻE JESTEŚCIE, ŁIII! :D