środa, 27 sierpnia 2014

45. | Sekret jest bezpieczny, jeśli jedno z nas nie żyje.

~ 45 ~
Sekret jest bezpieczny, jeśli jedno z nas nie żyje.


Nieśmiertelny wyrwał z piersi kołek z białego dębu i podniósł się gwałtownie na nogi. Czas to zakończyć. I to On musiał to zakończyć pierwszy. Gorzej byłoby, gdyby wpadli na pomysł zabicia Go. Najpierw dokończy swój plan, wtedy nawet sam wbije sobie kołek w serce. Silas wampirzym tempem opuścił rezydencje Mikaelsonów. Jeden pierwotny. Jedna próba. Wyjdzie idealnie.


Katherine przerwała tą jakże smutną scenkę głośnym prychnięciem i wywróciła oczami, kiedy wszyscy na nią spojrzeli. Wszyscy, oprócz Klausa. Zupełnie stracił rozum. Gdzie się podział waleczny i bezlitosny Niklaus? Zamieniał się w jakiegoś ciepłego kapcia. O rany.
- Przestaniecie się mazgaić? – zapytała chłodno i zmrużyła oczy.
- Jak na kogoś, kto niedługo umrze masz cięty język – odezwał się Klaus chropowatym głosem i rzucił dziewczynie spojrzenie, które samo w sobie mogło zabić.
Omal nie skoczyła na niego z zamiarem walnięcia go w twarz. Bo zasłużył. Właściwie było jej to obojętne, czy Klaus zabije ją teraz, czy może poczeka, aż jad rozprzestrzeni się po całym ciele i dojdzie do serca. A to nastąpi za niedługo.
- To nie ja zwlekam z zabiciem Silasa dla jakiegoś nudnego love story – warknęła i uniosła kąciki ust w sarkastycznym uśmieszku.
- Zamknij się, Katherine – parsknęła Caroline.
- A co? Nie mam może racji? – uniosła brwi. – Znowu jesteś rozwydrzoną nastolatką, nic więcej – dodała, wzruszając ramionami.
- Wow, jesteś taka odważna, kiedy stałaś się na powrót wampirem – fuknęła złośliwie. – Już zapomniałaś, jak to było, kiedy byłaś tylko biednym i zrozpaczonym człowieczkiem?
Pierce zacisnęła usta w cienką linię, starając się nie wybuchnąć. Co ta dziewczyna sobie wyobrażała? Kath żyła o wiele dłużej od niej, a tamta się wymądrzała.
- A może Ty zapomniałaś, kiedy nigdy nie byłaś tą jedyną? – żachnęła się, wkładając w to zdanie mnóstwo jadu, który w sobie miała.
Forbes zmrużyła oczy i ruszyła na szatynkę, jednak od razu została zatrzymana przez Elijahę. Podniosła na niego wściekły wzrok i po chwili zrezygnowała z zabicia Katherine, po czym uśmiechnęła się tryumfalnie.
- Jestem pewna, że Ty niedługo zapomnisz – powiedziała wrednie, czego nigdy nie chciała powiedzieć. Nawet do Petrovy.
Nawet do tej fałszywej Katherine Pierce, która zmieniła ją w wampira i potem wykorzystywała do zdobycia Stefana. Mimo wszystko, Care nie trzymała o to urazy. Dobrze było jej tak, jak jest. Co prawda była krwiożerczym wampirem, ale żyła, a nawet zmieniła się na lepsze. Rzuciła tylko przelotne spojrzenie na starszego Mikaelsona, który już szykował się, żeby coś jej zrobić, i rozpłynęła się w powietrzu.



Kol szybkim tempem mknął przez ulice Nowego Orleanu, nie zważając gdzie dokładnie biegnie. Na jego rękach spoczywała martwa Bennett, na którą nie potrafił nie spojrzeć. Jej skóra była szara, wszystkie maleńkie żyłki wyszły na zewnątrz, oczy, mimo że zamknięte były puste, biło od niej zimno. Mikaelson zacisnął powieki, usilnie powstrzymując się od jakichkolwiek silniejszych emocji związanych ze śmiercią Bonnie. Obiecała, że nie umrze. Obiecała, do cholery!
Pierwotny miał ochotę rozwalić wszystkie mury w mieście. Każdą cegłę. Co do jednej. Nie rozumiał jednak swojej złości. Nie… on nie był zły. On trwał w rozpaczy. Nie potrafił pogodzić się z myślą, że mulatka nie żyje. Może dlatego biegł przez całe miasto w poszukiwaniu Elizabeth. Nie obchodziło go to, jak ona to zrobi, ale musiała przywrócić Bonnie do życia.
Nie musiał zbyt długo szukać, bo już po dziesięciu minutach dostrzegł trzy znajome twarze i jedną nie, ale zajął się tylko Liz. Zmaterializował się przed nią, a na jej twarzy dostrzegł zaskoczenie. Oddech Carter przyspieszył nagłym pojawieniem się Kola, dosłownie znikąd.
- Co się stało? – zapytała szybko, kiedy zauważyła nieżywą Bonnie.
- O mój Boże – wyszeptał Stefan i zmarszczył brwi w totalnym szoku oraz smutku.
- Co się stało?! – krzyknął Mikaelson, nie panując nad sobą. – Silas się stał! To Twoja wina, wiedźmo, napraw to – warknął groźnie i zmrużył lekko oczy, z których wręcz tryskała nienawiść.
- Jak miałabym to niby zrobić? – zapytała oburzona, że obarczał ją winą, a przecież nic nie zrobiła.
- Nie wiem, wymyśl coś – prychnął.
- Co się do cholery stało z Bonnie? – wtrącił Salvatore, po czym spojrzał to na Kola, to na Rebekę, która w tej chwili nie za bardzo interesowała się rozmową. A może nie chciała.
- Jak to co? Bekah Ci nie powiedziała? – rzucił chłodno Kol i skierował wzrok na swoją siostrę. – Może powinienem powiedzieć, huh? Czy chcesz mnie w tym wyręczyć? – wycedził przez zęby, po czym znowu spojrzał na Liz.
- Zamknij się, Kol – wysyczała, gotowa rzucić się na brata, kiedy tylko zajdzie taka potrzeba.
- Co zrobiłaś, Rebekah? – Stefan spytał poważnie i podniósł brwi, patrząc na blondynkę trochę z boku.
Widać było, że Mikaelson walczy ze sobą, aż w końcu przewróciła oczami. Robiła gorsze rzeczy.
- Zabiłam ją i jednocześnie przemieniłam w wampira – odparła tak lekko i swobodnie, że zdawało się to zupełnie obojętne dla pierwotnej.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? – zapytał z wyrzutem.
Nie zabolało go to, że Bonnie stała się wampirem. Zresztą to była po części wina Caroline, która akurat wtedy miała wyłączone uczucia. Nie zabolał go fakt, że Bekah ją zabiła. Tylko to, że w ogóle nie zamierzała mu o tym wspomnieć.
- Nie mogę zrobić tego TERAZ, Kol. Przykro mi z powodu Bonnie, ale – przerwała, bo Mikaelson zasyczał głośno, pokazując ostre kły.
- Zrobisz to, prędzej czy później.
Elizabeth spojrzała na niego zrezygnowała. Nie miała teraz innego wyjścia, jak powiedzieć TAK. A naprawdę zasmucił ją fakt, o tym, że Bennett umarła. Pierwsza osoba. Kto będzie następny? Jeremy? Przełknęła ślinę i ruszyła dalej. Zamknęła na sekundę oczy, wyobrażając sobie czas, kiedy to wszystko się skończy, a ona wróci do Las Vegas i zapomni o wszystkim. Dosłownie.



Gilbert wzięła głęboki wdech i otworzyła szerzej oczy. Wszystko zniknęło. Głód, złość, smutek i ból. Nagle poczuła się świetnie, jakby nigdy jej nic nie dolegało. Teraz wiedziała, że to cisza przed burzą. Spojrzała prosto w oczy Damona i poczuła zalewające ją łzy. Po chwili zerknęła na bezwładne i wykrwawiające się ciało jej własnego brata.
- O nie – pokręciła głową, podbiegając do chłopaka.
Szybko nadgryzła swój nadgarstek i przycisnęła go do ust Jeremiego, przyklękając obok niego. Cały czas kręciła głową i powtarzała jedno słowo, jak jakąś mantrę. NIE. Jeremy nie mógł umrzeć. Znowu… Nie wyobrażała sobie stracić go po raz kolejny.
- Nie żyje – wyszeptała, kiedy jej brat nawet nie zamierzał poruszyć jednym palcem. – O mój Boże, on nie żyje – rzuciła głośniej i zrozpaczona przeniosła cały swój ciężar na piętach, zalewając się łzami.
Damon zmarszczył brwi zdziwiony zachowaniem dziewczyny.
- Żyje – w odpowiedzi otrzymał ciąg jednego słowa, szatynka w ogóle mu nie wierzyła. – Nie słyszysz bicia jego serca? Napił się twojej krwi, zaraz będzie dobrze – złapał w obie dłonie jej twarz, jednak ona wyrwała mu się i wstała.
- Nie żyje! Zabiłam go! – wykrzyczała i wzięła głęboki wdech. – Zabiłam mojego brata. Powinnam umrzeć – powiedziała spokojniej, po czym wytarła mokre policzki.
Salvatore kompletnie nie wiedział o co chodzi Elenie. W końcu Jeremy żyje, ma się… prawie świetnie. Pewnie miała halucynacje. No super. Co jeszcze ją czeka oprócz tych strasznych rzeczy, które już przeżyła? Sama śmierć wydawała się milsza od tego wszystkiego.
- Eleno – zaczął powoli brunet i podniósł lekko brwi, kiedy spotkał się z rozbieganym wzrokiem Gilbert.
- NIE! – wrzasnęła. – Nie mogę z tym żyć, muszę umrzeć, Damon. Zabiłam ostatnią bliską mi osobę – zacisnęła powieki i rozpłakała się na nowo, upadając na kolana. – Nie mogę. Proszę, zatrzymaj to – błagała przez zduszone gardło, czując jak wszystko z niej znika.
Cała radość, cały sens tego życia. Nie miała już nic, więc dlaczego miałaby żyć, prawda? Niebieskooki podbiegł do Eleny i przyciągnął ją do siebie, kołysząc na prawo i lewo.
- On żyje, masz halucynacje, on żyje, Eleno – szeptał tak cicho, że prawie nie było go słychać.
- Co się ze mną dzieje, Damon? – powiedziała ledwo słyszalnym głosem, który ugrzązł jej po drodze w gardle. – Chcę mieć to już za sobą. Chcę umrzeć. Proszę, zabij mnie – poprosiła na skraju rozpaczy i obłędu, jednak tak poważnie, że nikt nie śmiał wątpić w prawdziwość tych słów.
- Będzie dobrze – obiecał i pocałował ją w czoło, a ona wyrwała mu się.
- Nic nie będzie dobrze! Jak możesz wierzyć, że on pozwoli mi wrócić do… zdrowia?! – prychnęła nagle.
- Znajdziemy go i zabijemy. Nie będziemy czekać na jego zgodę – warknął zdesperowany Salvatore i wpatrywał się w brązowe tęczówki Gilbert, aż ta uległa i pokiwała głową.
- Co się stało? – usłyszeli słaby głos Jeremiego.



Pierce nie dała po sobie poznać, że cokolwiek zabolały ją słowa Caroline. Była twarda i taka zamierzała pozostać do samego końca.
- Przejdziemy do rzeczy? – zapytała i uniosła brwi, zakładając ręce na klatce piersiowej. – Czego potrzebujemy, skoro sam kołek nie wystarczy? – skierowała to pytanie do Daviny.
Nikt nie miał zamiaru odpowiedzieć. A może po prostu wszyscy jeszcze żyli sytuacją z ostatniej chwili?
Elijah wbijał ostre spojrzenie w Klausa, żeby nareszcie uległ, żeby wreszcie pomógł Katherine i dał jej prawo do życia. Czyż nie robił tego wcześniej? Dlaczego znowu chciał odebrać wszystkim ich szczęście? Bo nie miał swojego? Niklaus w końcu odwrócił wzrok od brata i spojrzał na Carter.
- Właśnie – rzucił z kamienną twarzą – co jest nam potrzebne?
Davina przejechała po nich wzrokiem dalej oparta o ścianę, jakby bojąc się, że Klaus znowu może ją zaatakować. Gdyby nie Caroline nie żyłaby już. Powinna być jej wdzięczna. Westchnęła.
- To raczej niemożliwe, żeby to znaleźć – odpowiedziała po dłuższej ciszy.
- Co to jest, Davina? – Klaus zmrużył oczy i oczekiwał na jakąś przydatną informację, a nie kolejną rzecz, która raczej nie będzie potrzebna.
- Coś z jakimś eliksirem nieśmiertelności – mruknęła i spauzowała na dosłownie sekundę – miał zostać użyty dla jakieś jego dziewczyny, czy coś w tym stylu – dodała, marszcząc lekko czoło i zastanawiając się nad jakąś istotną uwagą, której w rzeczywistości wcale nie było.
- Amara – wyszeptał Elijah i zaczął nad czymś gorączkowo myśleć.
Pierce ożywiła się na to, co powiedziała Carter. W jej głowie przeleciała jedna ważna myśl – miała to. Oczywiście że to miała! Kiedyś to było dla niej bez znaczenia, ale toć teraz… to rozwiązywało wszystko.
- Jak tego użyć? – spytała Katherine i uśmiechnęła się cwanie.
- To podobno już nie istnieje, a nawet jeśli, to jest gdzieś na końcu świata zakopane głęboko w ziemi – powiedziała wiedźma i pokręciła głową.
- Albo w czyjeś szufladzie – podniosła brwi z szerokim uśmiechem i doczekała się zdziwionych spojrzeń. – Na co tak patrzycie? Szukałam wszystkiego, co mogłoby mi pomóc uwolnić się od Ciebie – wskazała na Klausa z politowaniem. – Nawet jeśli było kompletnie bezużyteczne – wzruszyła ramionami.
- To jest to, co przede mną ukrywałaś – stwierdził ciszej Elijah i po chwili na jego twarzy zakwitł subtelny uśmieszek. – Więc mamy już wszystko? – zapytał, poszerzając uśmiech.



- To chyba nie przypadek, że spotykamy się po raz kolejny – dziewczyna usłyszała głos i szybko odwróciła się w tamtą stronę – Caroline – blondynka uśmiechnęła się ni to przyjaźnie, ni to sarkastycznie.
Care przez chwilę stała zdziwiona widokiem Silasa. Nic nie szło po ich myśli. Kompletnie nic.
- Ty nigdy sobie nie odpuścisz, Silas? – warknęła Forbes i prychnęła zirytowana.
- No wiesz, jakoś nie mam ochoty – wzruszył ramionami, po czym zrobił parę kroków w kierunku wampirzycy. – Nie zrozum mnie źle, chcę tylko spełnić swoje marzenia – rzucił nie zważając jak głupio to brzmiało.
- Och, naprawdę? – zmarszczyła czoło i parsknęła. – W takim razie poszukaj sobie czegoś innego, bo my nie mamy zamiaru umierać przez Twoje głupie zachcianki! – podniosła głos widocznie wściekła i jednocześnie starała się sobie dodać odwagi.
- Po trupach do celu, prawda? – uśmiechnął się.
Dziewczyna pokręciła tylko głową i zmrużyła oczy. Według niej Silas był psychiczny. Zresztą każdy tak uważał. Ale Caroline nie mogła zrozumieć tylu rzeczy.
- Dlaczego jeszcze Ci na niej zależy? – spytała. – 2000 lat to dość długo, zwłaszcza dla osób, które przez ten czas w ogóle się nie widziały – powiedziała bez krzty ironii, była szczera.
Nie rozumiała, jak mógł jeszcze kochać Amarę. Przecież ich miłość na pewno dawno wygasła, a ten obali dla niej cały świat, żeby mogli być razem. Bezsensu.
- Była moją pierwszą miłością – zaczął, jednak dziewczyna nie dała mu dokończyć.
- Może i nią była – powiedziała opryskliwie i przeszła z jednej nogi na drugą. – Po prostu odpuść, Silas – dodała najzwyczajniej w świecie, jakby dawała radę najlepszemu przyjacielowi, a nie wrogowi.
Nieśmiertelny na chwilę zamilkł wpatrując się w blondynkę. Po prostu odpuść… Uśmiechnął się.
- Nigdy – prawie wyszeptał.
- Okej – odpuściła – więc czemu nie zabiłeś się, kiedy byłeś człowiekiem? W końcu Amara też była człowiekiem, prawda? Trafilibyście do tej samej klatki, czy czegokolwiek.
Caroline była wyraźnie zmęczona tą rozmową. Wolała być przy Stefanie, czy już nawet Klausie, którego niestety opuściła i chyba będzie mieć przez to kłopoty, a nie przy Silasie.
- Muszę zniszczyć Drugą Stronę, bo dla mnie nie byłoby tam miejsca. Zresztą, wiesz co… nieważne – stwierdził i wzruszył ramionami. – Nie Twój biznes i chyba powiedziałem trochę za dużo – westchnął teatralnie, na co Forbes ściągnęła brwi zastanawiając się, co on znowu knuje – nie powinnaś tego wiedzieć, a jak to się mówi. Sekret jest bezpieczny, jeśli jedno z nas nie żyje – dokończył wesoło i wyciągnął zza pleców kołek.
Care rozszerzyła oczy, w myślach dopowiadając sobie końcówkę tego „przysłowia” równo z nim i gwałtownie odwróciła się, chcąc biec przed siebie, kiedy wpadła na Silasa.
- Już odchodzisz, Caroline? – spytał i zacmokał. – Na pewno trafisz w to samo miejsce, co Bonnie, nie martw się.
Blondynka poczuła ogromny ból przeszywający jej klatkę piersiową, a potem całe ciało. Czuła, jak odchodzi z niej ciepło, jak wszystko zalewa ciemność, jak każde wspomnienie zanika, a w jej głowie pozostała jedna myśl: O mój Boże… Nie żyję.
- Słodkich snów.



Marcel powoli otworzył oczy i ogarnął go ból w każdej możliwej części ciała. Ostatnie co pamiętał, to że Elizabeth zrzuciła go z piętra. A to nie przypominało ulicy Nowego Orleanu. Gerard gwałtownie podniósł głowę i przeszyło go w okolicach nadgarstków. Przez chwilę widział wszystko zamazanie, dopiero potem ujrzał Damona i Elenę, no i Jeremiego.
Serio? Musiał mieć wielkie szczęście, żeby spotkać akurat ich. Poza tym z jakiej racji Liz śmiała używać wobec niego magii?! Zaoferował pomoc setki wampirów, a ona tak po prostu wyrzuciła go za okno.
- Co jest grane? – wywarczał i zrozumiał, jak jego głos jest słaby.
- Nasza księżniczka wreszcie się obudziła – syknął Damon i stanął przed Marcelem, patrząc na niego z góry. – Gdzie jest ta mała blondyneczka? Vagina, czy jak jej tam – rzucił ostro, żądając natychmiastowej odpowiedzi.
Murzyn przymrużył oczy i najwidoczniej postanowił siedzieć cicho, co mogło być dla niego tylko gorsze. Nie przerywał kontaktu wzrokowego z Salvatorem, który przykląkł obok niego z groźną miną.
- Gdybym wiedział, to na pewno bym tutaj nie siedział – burknął, nie zmieniając wyrazu twarzy ani na sekundę. – Ta mała, fałszywa wiedźma chciała sobie przywrócić swoją kochaną babcie, a w zamian za to dostaliśmy z powrotem Silasa – żachnął się.
Ale miał dzisiaj strasznego pecha.
- Nie obchodzi mnie to – prychnął Damon i zmarszczył brwi kpiąco. – Pytam się, gdzie jest Blondie, a Ty mówisz mi gdzie ona jest, ja Cię zabijam i wszyscy żyją długo i szczęśliwie – uśmiechnął się sarkastycznie.
- Nie wiem – fuknął i szarpnął się lekko do przodu, przez co jęknął, kiedy grube kije z werbeną wbiły się boleśnie w jego ciało.
- Miałeś go… jej szukać – podniósł chłodny głos i westchnął. – Nieważne. Idziesz z nami – dodał i złapał za jego kark, jednym ruchem ręki łamiąc go.
- Elena, wszystko w porządku? – zapytał Jeremy, widząc jak szatynka siedzi na ziemi wpatrzona w jeden punkt.
Spojrzała na brata natychmiast, kiedy to usłyszała. Wyglądała na przerażoną, zmęczoną i zdecydowanie szaloną. W jej oczach widać było obłęd i to, że się poddała.
- Tak – odparła lakonicznie i zbyt szybko, żeby ktokolwiek mógł uwierzyć. – Przepraszam, Jer, nie wiem co we mnie wstąpiło – rzuciła po chwili skruszonym głosem.
- Przepraszałaś setki razy. Nic nie szkodzi. Chodź, musimy iść do Nathaniela, żeby odczynił ten urok – powiedział i wstał, podając rękę siostrze.
Dziewczyna westchnęła i chwyciła się go, wstając. Damon właśnie do nich podchodził z Marcelem na ramieniu.
- Trochę się nachodzimy – mruknął arogancko i bez zbędnych słów poszedł.



- Davina! – zawołała blondynka, informując siostrę, że przyszła.
Nie było jej ani trochę głupio, że przedtem tak nawrzucała na Marcela – najlepszego przyjaciela Dav. W końcu nie powiedziała niczego, co nie byłoby szczerą prawdą. A właśnie to zazwyczaj boli najbardziej. Nie chciała wszczynać kłótni z Daviną, ale one były bliźniaczkami i najwidoczniej rodzeństwo bez żadnych awantur to nie rodzeństwo. Nawet jeśli nie znały się całe życie, to powiedzenie zgadzało się z nimi w stu procentach.
- Ta cała Davina pomoże? – spytał arogancko brunet, rozglądając się po wnętrzu kościoła.
Tak w sumie… jak można mieszkać w kościele? Na samą myśl Nath dostawał dreszczy, bo według niego było tutaj za dziwnie.
- Mam nadzieję – wyszeptała, sama niezbyt przekonana czy Dav będzie taka skora do pomocy.
Chociaż może. Teraz wszyscy mieli połączyć siły, bo razem tworzyli o wiele lepszą grupę niż osobno. Ze schodów zeszła Carter, a zaraz za nią Elijah, Klaus i Katherine. Stefan omiótł spojrzeniem wszystkich i zmarszczył brwi.
- Gdzie jest Caroline? – zapytał niemalże natychmiast, kierując te słowa głównie do Niklausa.
On miał jej pilnować, przecież poszła właśnie z nim, więc czemu nie ma Care z Mikaelsonem? Kiedy Hybryda nie odpowiedziała, Salvatore zrobił krok w jego stronę, jednak został powstrzymany przez Rebekę. Nawet na nią nie spojrzał, tylko mierzył groźnym spojrzeniem Nika. Jeśli coś jej się stało, to nie ujdzie mu to na sucho.
Elijah zatrzymał wzrok na Bennett, dopiero potem zerknął na Kola i od razu zauważył, że cierpi. Czyżby jego młodszy brat zakochał się w wiedźmie, którą niegdyś nienawidził?
Klaus zmroził krótkim spojrzeniem Elizabeth i spojrzał w stronę Salvatora. Szczerze myślał, że Caroline dojdzie do Stefana, ale najwidoczniej pomylił się. Może dziewczyna miała inne plany. Ważne, że nic jej nie jest. Chyba.
- Wiemy, jak zabić Silasa – odezwała się Katerina, kiedy wszyscy inny mierzyli i zabijali się wzrokami.
- Wiesz, gdzie jest eliksir, Katherine? – zapytała Liz z niedowierzaniem, na co Pierce kiwnęła głową z aprobatą i uśmiechem.
- Nie ma na to czasu – powiedział Elijah poważnym tonem – musimy działać razem. Osobno nic nie zdziałamy – dodał i rozejrzał się po wszystkich, obserwując ich reakcje.
Davina, która stała centralnie naprzeciwko swojej siostry wpatrywała się w nią cały czas. Była na nią wściekła, to prawda, ale istniały ważniejsze sprawy i musiały się tym zająć. Razem. W tym samym momencie wyciągnęły w swoim kierunku ręce i uścisnęły je nawzajem.
- Zgoda – rzuciły równocześnie, nie zrywając kontaktu wzrokowego ani na sekundę.
- Zatem prowadź, Katherine.



Jeremy przystanął w pół kroku i zdziwiony wpatrywał się w dziewczynę przed nim. Co ona tutaj robi? No i dlaczego ani Elena ani Damon nie zwrócili na nią uwagi? Cholera, chyba nie umarła?
- Idź dalej, Jer – rzuciła mulatka i po chwili szła z nim ramię w ramię – Powiem Ci wszystko – dopowiedziała jeszcze i westchnęła.
Bonnie dobrze wiedziała, że tylko Jeremy będzie mógł ją zobaczyć, więc przyszła do niego, mimo że było to trudne.
- Elena umiera, prawda? – spytała Bennett, po czym poczuła jak jej oczy zachodzą łzami. – On nas wszystkich zabije, nie mają szans – powiedziała, nie musząc zaznaczać o kogo jej chodzi.
- Nie – wyrwało mu się, aż przywołał spojrzenie Eleny.
Oboje spojrzeli na szatynkę, wyglądającą strasznie mizernie. Bonnie prawie jej nie poznała. Nie widziała już swojej przyjaciółki tylko wrak człowieka. Albo wampira, nieważne. Niedługo wszyscy spotkają się po drugiej stronie. A co będzie, kiedy Silas ją zniszczy? Czy oni znikną na zawsze, bez powrotu?
- Co się dzieje, Jeremy? – zapytała Gilbertówna i zmarszczyła brwi.
- Nic – odparł szybko i wzruszył ramionami.
Jeszcze przez chwilę wampirzyca upewniała się, czy aby na pewno o nic nie chodzi i odwróciła się do przodu.
- Bonnie? – usłyszeli niedaleko siebie łamiący się głos.
Obydwoje spojrzeli w tamtym kierunku.
- O mój Boże – Bennett rozszerzyła oczy w zdziwieniu – Caroline – wyszeptała. – Nie żyjesz – stwierdziła i pokręciła głową, czując że jest coraz gorzej.
- Ty też – mruknęła Forbes i rozpłakała się. – To wszystko moja wina, tak bardzo przepraszam Bonnie. Gdybym nigdy nie zaciągnęła Cię do Nowego Orleanu – mówiła ledwo łapiąc jakikolwiek oddech.
- Przestań, Caroline. To niczyja wina – zapewniła blondynkę i przytuliła ją do siebie. – Musimy im pomóc.
- Jak to zrobimy? Jesteśmy duchami! – prychnęła i sama już nie wiedziała, czy śmiać się czy płakać.
- I to jest nasz atut – powiedziała Bon z lekkim uśmiechem.
- Żartujesz, prawda? – spytała zdziwiona postawą brunetki. – Jak naszym atutem może być to, że nie żyjemy?
- Nikt nas nie widzi!
- No właśnie – spojrzała na nią jeszcze dziwniej niż przed chwilą.
Ona właśnie przeżywała swoją śmierć, a Bonnie cieszyła się z tego. Przecież to nienormalne! Bennett westchnęła zawiedziona, że przyjaciółka jej nie rozumie.
- Nawet Silas – wyjaśniła.
- Co z tego? Jak Ty chcesz im pomóc, skoro nikt Cię nie widzi? – podniosła brwi. – Nie mamy lepszego planu? – zadała pytanie i dostała od Bonnie karcące spojrzenie, ale zignorowała je, otrzymując nagłego olśnienia. – Musimy im przypomnieć o tym zaklęciu łączącym go z tą osobą, co go zabiła!
- To nie będzie działać, jeśli zabiją go naprawdę – powiedziała od razu zielonooka.
- Ale przecież pierwsze ciało Silasa też było zabite naprawdę – Care ściągnęła brwi i zmrużyła oczy, zastanawiając się.
- Tak, ale…
- Kiedy umrze naprawdę naprawdę – wtrącił Jeremy.
- Z kim Ty rozmawiasz, młody? – rzucił sarkastycznie Salvatore, zerkając na chłopaka.
- Głośno myślę – odpowiedział zamyślonym tonem. 


***
Jenyśka, przepraszam, że tak późno, ale dopiero teraz weszłam na laptopa specjalnie dla was. Więc hej! :D 
No to co, według mnie jeden z tych lepszych rozdziałów i jednocześnie ostatni taki, ale życie, hahah. :D Wielkimi krokami zbliżamy się do epilogu. Po trupach do końca, hahah. Nie nic. xD Tak więc... Najpierw BonBon [*] teraz Caroline [*], biedaczki. Ale Bon się pojawiła! :D A Caroline umarła. :(
Nic już na to nie poradzę, ale kocham te gify, hahah. Jaka ja skromna, oki nieważne. xD Nie gniewajcie się na mnie za te trupy! Nie miałam co zrobić z Care, gdyby uciekła, więc ją zabiłam (co za świetne rozwiązanie loool). :( 
Tak czy inaczej dziękuję, że jesteście, dziękuję, Julio raz jeszcze za nominację :* i dziękuję za 20tys. wyświetleń. Jestem w totalnym szoku, jak nigdy. Cieszę się jak debil i w ogóle to sikam ze szczęścia, hahah. :D JEZZ, KOCHAM WAS! <3 ROZSYŁAM PRZYTULASKI, NAJKOCHAŃSI. <3
Obiecuję, że nadrobię komentarze i rozdziały. Na pewno! 
Jeremy nie umiera na serio, za to Bon i Care owszem. Elena i Katherine jakby nie patrzeć też umierają na serio. Ale nie wiadomo czy umrą do końca, hahah. :D NO NIC. 
Czy ja chcę wszystkich wymordować? NIE! Nie chcę, oczywiście że nie chcę, no ej! :( 
A teraz idę pograć w simsy, więc żegnam się z wami, tulam was, pozdrawiam i życzę pięknej pogody, szczęśliwych dni życia, fajnych przygód, żebyście dobrze wykorzystali wakacje i najlepszego! <3
love, love, love,
ArtisticSmile. <3


5 komentarzy:

  1. Bonnie, nie żyje. Caroline, nie żyje.... To dlaczego do cholery Jeremy żyje?! No weź, nie....!!! Wszyscy się załamią, razem z nimi ja. Będę umierać 1000 razy na 1000 sposobów. Lubiię Nathaniela, bardzoo.... Chyba go kocham... Ech taka miłość. Liz chce uratować Bon-Bon? Jak tak to super, jak nie to znowu tragedia narodowa, chyba trzecia w tym tygodniu. Siostry górą, w kupie siła :D Elka i Kath, umierają na serio... Kurde, a ja myślałam, no nie ważne. Znowu się nie wyśpię, dobra kit z tym , wakacje są :D Klaus ty durniu patentowany, debilu i lekkomyślny idioto, Care nie żyje przez Ciebie! Oj, zapłacisz mi za to! Albo raczej Stefanowi, oj już chcę to widzieć :D Walnij go Salvatore ode mnie :D Głupi Sial i tak Cię w końcu zabiją. Niestety takie prawa natury :D A ta Amara jak by się dowiedziała jestem pewna, że już by z nim być nie chciała. Kto chce być z mordercą? (POMIJAM CARE I ELENĘ NO I BONNIE) Właśnie! Bon i Care coś wymyśliły. Ach ten duet, zawsze taki wspaniały. Oh biedactwo z Eleny, pewnie ma depresję. Ale pech. Ej, ale Kath ma to całe lekarstwo! Jej, ale się cieszę. Ona zawsze mam plan B i C. Kocham. Życzę weny i pozdrawiam
    Julia <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział pierwszorzędny, a ja powinnam się wstydzić że mi tak źle komentowanie idzie. Care tylko nie ona, jestem bliska rozpaczy, na szczęście przez te wakacyjne maratony dramatów się kompletnie jeszcze nie rozsypałam. Bardzo mi się milutko czytało. Pozdrawiam i czekam na następny. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak nie miałaś co zrobić z Caroline połączyć ją z Klausem. Sorry ale jej śmiercią zniszczyłaś cały blog , byłam z tobą od początku ale teraz mi się nie chce tego czytać .
    Masz ją sprowadzić powrotem

    OdpowiedzUsuń
  4. Nienawidzę cię. Serio. JAK MOGŁAS ZABIĆ CAROLINE?! Boniu, jeszcze tego brakuje... Nie ogarniam jak to możliwe że dwie tak świetne postacie jak Care i BonBon umarły, a dalej żyją takie suki jak Kath czy Liz?! Jeśli chodzi o Elizabeth, no to ona nie jest aż taka beznadziejna, może jeszcze przywróci Bonnie do życia? ALE KATHERINE MUSI ZGINĄĆ! No i Silas też xd Ale błaaagam, niech Pierce zginie :C Pewnie to opowiadanie skończy się tak, że Silas zginie i wszstko niby bd okej, ale i tak będzie wszystko spierdolone. Pewnie Kath, mimo moich modłów i tak jakimś cudownym sposobem przetrwa i dalej będzie wodzić biednego Elijahę za nos >.< Klaus i Kol się załamią po śmierci swoich ukochanych, wyłączą swoje człowieczeństwa i znowu będą masakrycznie okrutni i bezlitośni. Stefan wybaczy Rebece to, że w pewnym sensie przez nią zginęła jego przyjaciółka i po wszystkim odetnął się od wszystkich tworząc szczęśliwą parke -,- Elenka albo zginie i wtedy Damon i Jer pogrążą się w rozpaczy, bla, bla, bla, albo będzie przeżywać załamanie nerwowe po śmierci swoich 2 najlepszych przyjaciółek i wtedy nawet jej brat i ukochany nie będą w stanie jej znieść. Liz wróci do siebie (a może połączy ją coś z Nathanielem? nie wiem, tutaj akurat nie mam pomysłu). Marcel znowu będzie miał władze nad Nowy Orleanem bo Klaus będzie podróżował po świecie zabijając przypadkowe osoby... A Davina, jedna z niewielu postaci w tym FF, które lubię, najpewniej zginie (czemu tak myślę? no bo przecież ją lubię, zawsze moje ulubione postacie kończą najgorzej). No i wszystko będzie spierdolone. Przez tą śmierć Care wpadłam w jakąs depresje :c Nie no, tak serio to cie nie nienawidze, nie przejmuj sie xd Ale po prostu wkurzyłaś mnie zabiciem Forbes :( No nic, czekam na next..

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja krotko.
    Rozdzial swietny nie liczac jednego ,,szczegoliku" CAROLINE NIE ZYJE do cholery!!! Jak moglas?! Przezylam ale z trudemm smierc Bonnie ale Caroline! serio? Jestem wsciekla, zla, zawiedziona, nawet nie wiem jak opisac to co czuje. Nie wiedzialas co zrobic z Caro to bylo trzeba wymazac jej pamiec, skrecic kark nawet chodzby torturowac ale NIE do jasnej cholery ZABIJAC!
    Koncze ten komentarz pelen ,,milych" slow
    weny zycze

    P.S. Dlaczego Caroline i Bonnie a nie Katherina i Elena chodzby 3:)

    OdpowiedzUsuń

DZIĘKI, ŻE JESTEŚCIE, ŁIII! :D