~ 15
~
Całkiem
lubię swoje życie.
Rebekah i Caroline
przemierzały kolejne kilometry miasteczka. Przez całą podróż nie odezwały się
do siebie ani słowem. Mikaelson po spotkaniu ze starszymi braćmi powróciła do
nielubienia Forbes, bo przez młodą wampirzycę Klaus obwiniał o wszystko Rebekę
i do tego zarzucał opiekę nad Caroline. Tego było dla niej za wiele. Poza tym
poczuła się w pewien sposób urażona, że to właśnie ona musi zajmować się
Forbes, kiedy jej bracia będą walczyć z Silasem. Nie tego spodziewała się po
Elijah i Klausie, ale co miała zrobić? Musiała jedynie zgodzić się z braćmi,
mimo że bardzo nie chciała.
- Musimy pogadać –
zażądała Caroline.
- Nie mam zamiaru ani
ochoty z Tobą gadać – rzuciła Rebekah, nie zaszczycając blondynki nawet jednym
spojrzeniem.
- Dlaczego to robisz? –
zapytała niebieskooka, patrząc z powrotem przed siebie. – No wiesz… przejmujesz
się. Myślałam, że nie masz uczuć – stwierdziła pewnie, jednak nie otrzymała
odpowiedzi. – Silas to nie był Stefan. Na pewno wiesz, że Stefan w życiu nie
pogadałby z Tobą, prawda? – zerknęła w stronę Pierwotnej.
Caroline poczuła ból
pleców w momencie, kiedy walnęła w drzewo z ogromnym impetem, aż prawie złamała
gruby pień. Spojrzała w wściekłe oczy Rebeki, która wyglądała, jakby chciała ją
zabić.
- Zamknij się –
wysyczała. – Nie przejmuję się, to Ty mnie tutaj przywlokłaś – warknęła i puściła
Forbes.
Wampirzyca zgięła
kolana i pochyliła się lekko w kierunku ziemi. Uniosła wzrok na Rebekę i
stwierdziła, że lepiej więcej nie prowokować Mikaelson, bo mogła skończyć
gorzej.
- Ale ty się zgodziłaś
– odparła po chwili. – Wciąż masz nadzieję, że Stefan do Ciebie wróci –
powiedziała.
Pierwotna spojrzała z
góry na blondynkę i zmrużyła delikatnie powieki, ale nie odezwała się. Zamiast
tego ruszyła dalej, odwracając się na chwilę do Care.
- Idziesz, czy nie? –
żachnęła, wkładając w to pytanie mnóstwo jadu.
Młodsza wampirzyca bez
słowa zrównała krokiem z Rebeką i rozejrzała się wokół. Obeszły całe Mystic
Falls, został im tylko las, w którym znajdowały się lochy Lockwoodów i
jaskinia, do której wampirom nie można było wchodzić. Najpierw poszły do
lochów, bo miały nadzieję, że to właśnie tam będzie Salvatore.
Mikaelson jako pierwsza
zeszła po schodach w dół, ale niczego nie zauważyła. Caroline ominęła stojącą
Rebekę i poszła dalej. Ona bardziej znała to miejsce, które przywróciło jej
wszystkie wspomnienia. To tu zżyła się bardziej z Tylerem.
Nagle wampirzyca
poczuła uderzenie w twarz i zdziwiona spojrzała na Pierwotną, trzymając się za
policzek.
- Uderzyłaś mnie –
powiedziała z wyrzutem, marszcząc brwi, jakby zaraz miała oddać cios.
- Nie było Cię dwie
minuty – odparła i bez zbędnych emocji podeszła do krat. – Silas naprawdę jest
taki głupi? – zapytała i otworzyła furtkę, idąc dalej.
- Nie jest na tyle
głupi, żeby postawić to na widoku – odezwała się Caroline, oglądając wszystkie
zakamarki tego miejsca. – Zakopał to – dodała po chwili, kiedy zauważyła coś
czerwonego w ziemi.
Wymieniła spojrzenia z
Rebeką i powróciła wzrokiem na czerwony skrawek metalu.
- Czyli co? Teraz
potrzebna nam łopata? – Mikaelson uniosła brwi.
Forbes wzruszyła
ramionami i zniknęła na dosłownie sekundę, pojawiając się ze wcześniej
wspomnianym narzędziem.
- Skąd to wzięłaś? –
spytała Bekah.
- Nie wiesz, co tu
jeszcze jest – odpowiedziała Care z lekkim uśmiechem i zaczęła kopać.
Rebekah, podczas gdy
młodsza wampirzyca odkopywała Salvatora, zastanawiała się jaki w tym ma cel
Silas. Po co on trudził się, żeby wytargać wielką puszkę z ciałem blondyna i
zanieść ją aż do Mystic Falls, a do tego zakopać ją? Na pewno nie zrobił tego
ot tak sobie.
Osiemnastolatka
odgarnęła włosy z twarzy, kiedy wyciągnęła na płaską powierzchnię czerwoną
puszkę. W środku było nad wyraz cicho, ale blondynka skupiła się bardziej co
jest napisane na niej.
- Pierce and Franklin,
rok 1892 – odczytała prawie szeptem i zerknęła na Pierwotną.
- Za często słyszę to
nazwisko – mruknęła ironicznie Rebekah.
Care pokiwała głową i
powoli otworzyła skrzynię.
W środku było pełno
piasku. Blondynki bez zastanowienia, jednak ze zdziwieniem, zaczęły wysypywać
ziarna piachu, aż z czasem dokopały się do Stefana. Wampirzyce wyciągnęły
blondyna na ziemię, otrzepując go z piasku. Forbes uklękła przy swoim
przyjacielu i pogłaskała go po włosach, głośno wzdychając. Pokręciła głową,
zatrzymując łzy i przyrzekła sobie, że nigdy więcej go nie zostawi ani nie
puści go samego, a szczególnie nie z Silasem w worku. Do teraz córka szeryf nie
mogła zrozumieć, jak to się właściwie stało, a żeby dowiedzieć się zadzwoni do
Bonnie, która w sumie prosiła o nie dzwonienie do niej do końca wakacji.
Rebekah przyglądała się
temu wszystkiemu z boku, zachowując kamienną twarz, mimo że ledwo
powstrzymywała się od uśmiechu. Jednocześnie nie mogła powstrzymać myśli, które
biegły w kierunku tego, co powiedziała wcześniej Caroline.
- Zastanawia mnie jedno
– ciszę przerwała Pierwotna, która postanowiła wypowiedzieć swoje myśli na
głos. – Czemu Silas trudził się z przewożeniem Stefana?
Na zadane pytanie
Forbes zmarszczyła brwi i spojrzała na Mikaelson zdziwiona tą kwestią. Sama
wcześniej o tym nie pomyślała. Stwierdziła, że to tylko po to, aby 2000-letni
zyskał trochę więcej czasu. Chociaż teraz… po co był mu czas? Lekarstwo
przepadło, a on był nieśmiertelny, czasu to on miał najwięcej. Chwila…
- Lekarstwo – zaczęła
młodsza blondynka, ale nie dokończyła usłyszawszy kaszlenie blondyna. – Stefan!
– zawołała.
Rebekah poruszyła się i
pochyliła lekko w stronę Salvatora. Ten rozejrzał się zdziwiony nagłą zmianą
położenia i tym, że może oddychać. Pierwszy raz od dawna mógł złapać głęboki
oddech i nie umierać znowu. Nie bardzo rozumiał co się stało, przed ostatnią
zapaścią jeszcze walczył o wydostanie się z puszki i o powietrze, ale nic mu to
nie dało. A teraz? Teraz leżał na ziemi, patrząc na dwie blondynki, które ze
zmartwieniem i radością jednocześnie przyglądały się mu.
- Caroline? – spytał,
niedowierzając w to, że widzi swoją przyjaciółkę. – Jak to? – wykrztusił.
- Boże, Stefan, nawet
nie wiesz, jak się cieszę, że Cię widzę – wampirzyca przytuliła do siebie
blondyna, uśmiechając się przez łzy.
Mikaelson odchrząknęła
ledwie słyszalnie i poprawiła swoją bluzkę.
- Nie chcę wam
przeszkadzać – powiedziała Rebekah – ale lepiej się pospieszmy. Wątpię, żeby
Silas był taki litościwy za drugim razem – wyjaśniła.
Forbes przyznała rację
Pierwotnej i dźwignęła przyjaciela razem ze sobą. Salvatore uśmiechnął się
delikatnie do Care i z jej pomocą wybiegł z lochów. Pragnienie drażniło jego
gardło, sprawiając nieprzyjemne uczucie, którego Stefan chciał jak najszybciej
się pozbyć.
Dziewczyna podeszła do
drzwi i otworzyła je, wchodząc do środka. Rozejrzała się, czy nikt jej nie
śledził i zamknęła drzwi, stwierdzając, że na szczęście nie. Chyba nikt tu
dawno nie sprzątał, pomyślała, jednak zignorowała to i poszła dalej, otwierając
kolejne wejście do innego pokoju.
- Sophie? - zapytała z
deka zdziwiona, widząc klęczącą kobietę nad mapą.
Mapa Nowego Orleanu
paliła się tylko z brzegów, a ogień nie przechodził dalej, jakby… jakby
zatrzymywała go jakaś bariera. Mulatka przeskakiwała wzrokiem z Deveraux na
pergamin, w dalszym ciągu oczekując jakiegokolwiek odzewu ze strony czarownicy.
Już miała ponowić próbę zwrócenia jej uwagi na siebie, ale Sophie spojrzała na
nią, nagle otwierając oczy.
- Nie mogę znaleźć
Marcela – powiedziała i wstała.
- Co za problem? –
Hayley zmarszczyła brwi. – Ja mogę go znaleźć – dodała, wzruszając ramionami.
- Nie chodzi o to –
mruknęła.
- Więc?
- Ma ze sobą czarownicę
i to z dość potężnego rodu…
- Znaleźliśmy swoją
odpowiedź – przerwała jej szatynka, mówiąc z lekkim entuzjazmem. – Więc czemu
masz taką minę? – dodała niepewnie.
- Gdybyś mi nie
przerywała, to wiedziałabyś, że jest zbyt potężna nie tylko dla czarownic, ale
też dla Pierwotnych – westchnęła i odwróciła się od niej.
- Mówisz, że Marcel ma
tajną broń przeciwko Mikaelsonom? – wilkołaczyca upewniła się i uśmiechnęła
przebiegle, otrzymując pozytywną odpowiedź. – Mam Marcela owiniętego wokół
palca, jeśli jakoś go podejdę, to może nawet dostanę się do tej… „wielkiej”
wiedźmy – odparła swobodnie, zaznaczając słowo „wielkiej” z ironią i unosząc
delikatnie ramiona.
Sophie pokręciła głową,
jednocześnie zastanawiając się nad pomysłem Hayley. Marcel nie był taki skory
do wyjawiania tajemnic, co jeżeli zaatakowałby szatynkę, bo chciałaby wiedzieć
ZA dużo? Temperament Marcela jest prawie tak ogromny, jak Niklausa, co nie
wróży nic dobrego. Poza tym, co się stanie jeśli ciemnoskóry dowie się o tym,
że Hayley jest wilkołakiem? Tu, w Nowym Orleanie, wilkołaki były płoszone,
zabijane, a mulatka musiała żyć. Dziecko musiało żyć.
- Nie możesz tak po
prostu wychodzić gdzie tylko chcesz. W mieście jest mnóstwo innych czarownic,
które słuchają się Marcela, a do tego nie są pozytywnie nastawione do
wilkołaków – powiedziała wiedźma. – A już na pewno nie będą się litowały, kiedy
dowiedzą się o zagrożeniu dla Marcela, które nosisz w brzuchu – Sophie wskazała
palcem na brzuch Marshall.
Hayley spojrzała na Deveraux,
utrzymując jej poważne spojrzenie.
Sophie w końcu
postanowiła się odezwać, jednak Marshall zrobiła to pierwsza.
- Twoim zdaniem mam
siedzieć tu do końca życia – powiedziała i pokiwała głową ze sztuczną aprobatą.
- Do końca cią…
- Nie – przerwała stanowczo.
– Chcę zrobić coś dla dziecka.
Mulatka ucichła, nie
podejmując dalszej rozmowy. Tak, ryzykowała życiem tego, co miała w brzuchu i
swoim własnym, ale co za różnica skoro za góra kilka miesięcy umrze? Bo miała
tego świadomość, że jest tylko potrzebna, aby spłodzić to… coś. Klaus nie
będzie protestował, a Elijah tak czy inaczej mu nie przeszkodzi, bo hybryda
zawsze robiła to, co chciała.
- Dzisiaj – odezwała
się zielonooka, zmieniając nagle temat – prawie zostałam wydana – dodała
wilkołaczyca. – Pewni znajomi z jakiegoś tam miasteczka, w którym niedawno
byłam siedzieli u Marcela – oznajmiła.
- O czym rozmawiali? –
zapytała nagle zaciekawiona wątkiem.
- Nie wiem – rzuciła
Hayley i wzruszyła ramionami. – Ale jestem prawie pewna, że dotyczy to jego
„armii” – powiedziała, zakreślając cudzysłów w powietrzu.
Nie miała wątpliwości,
że Deveraux, jak i wszystkim innym zależało tylko i wyłącznie na dziecku.
Jednak wciąż wierzyła, że Elijah pomoże jej przetrwać. A im bardziej go do siebie
zbliży, tym większe szanse, że przeżyje do starości i będzie mogła zobaczyć
jeszcze swoje dziecko. Nie zamierzała poddawać się tak szybko, mimo że czasami
sytuacja tylko tego od niej oczekiwała.
Bennett tak bardzo
chciała wydostać się z tej nory i w końcu skończyć czytanie kolejnych książek.
Nudziło ją to i w pewnym sensie martwiło. Nie tyle oczekiwała coś znaleźć, co
właśnie bała się, że to zrobi. W jakiś dziwny i pokręcony sposób teraz czuła
się bezpieczna. Kol - pierwotny, którego można zabić tylko za pomocą kołka,
który jest schowany w "bezpiecznym miejscu". Zastanawiając się nad
tym, wpadła na pewną myśl, nie dającą jej spokoju.
- Skoro Pierwotnych
zabije jedynie biały dąb, to jak Elizabeth sprawiła, że może on zginąć od
zwykłego noża? - spytała zachrypniętym głosem.
Bonnie była zmęczona,
głodna i strasznie chciało jej się pić. Nie miała pojęcia ile już tu siedziała,
ale na pewno mogła liczyć to w kilkudziesięciu godzinach. Ledwo co to nawet
powiedziała, a poczuła ogromny ból w skroni. Do tego nie mogła za bardzo ruszyć
rękoma, bo liny krępowały większość jej ruchów. Kol i Vanjah powinni być
świadomi, że mulatka nigdzie nie ucieknie, bo nawet jeśli chciałaby, to Carter
obserwuje ją cały czas.
Vanjah spojrzała na nią
z lekkim politowaniem, ale nie skomentowała jej wyglądu, bo po części to była
także jej wina, że wiedźma tak wygląda. Blondynka wzruszyła ramionami i
odepchnęła się od ściany, o którą się opierała, idąc do zielonookiej. Vanjah
podała brunetce butelkę wody niegazowanej. Bonnie podniosła wzrok na wampirzyce
i już miała brać butelkę, kiedy liny przeszkodziły jej w zrobieniu tego ruchu.
Blondynka widząc to, zerwała jednym ruchem grube sznury i rzuciła na kolana
Bonnie wodę. Mulatka wpierw zajęła się masowaniem obolałych miejsc.
- Jest tu jakaś
toaleta? - czarownica spytała cicho, nie zdobywając się na głośniejszy głos.
Vanjah westchnęła
ciężko i podniosła, a właściwie szarpnęła Bennett do góry, prowadząc ją w głąb
jakiegoś ciemnego korytarza. Brunetka miała nadzieję, że Carter raczy się do
niej w końcu odezwać i coś jej powiedzieć. Przedtem wydawała się jej bardziej
wylewna.
Bonnie chciała
rozejrzeć się i zobaczyć szczegóły z tego pomieszczenia, ale niestety było za
ciemno, żeby mogła cokolwiek ujrzeć. Nim się zorientowała Van otworzyła jakieś
drzwi i zapaliła w środku światło, które paliło się od niechcenia. Jedna
żarówka na kablu tylko trochę oświetlała to miejsce, jednak na tyle, żeby
Bennett mogła coś widzieć. Sama toaleta była bardziej kiblem i wyglądem nie
zachęcała do skorzystania, ale co brunetka miała zrobić? Niebieskooka zamknęła
drzwi za Bonnie i oparła się o nie plecami.
Kwestia postawiona
przez czarownice zainteresowała ją. Biały dąb. Więc dlatego Kol nawet nie
drgnął, kiedy wbiła w niego najzwyczajnejszy kołek. Dopiero teraz wampirzyca
postanowiła się odezwać.
- Biały dąb? - spytała
blondynka i czekała na odpowiedź.
Bonnie zdziwiła się,
słysząc głos Vanjah, ale bardziej zdziwił ją jej ton. Czyżby nie wiedziała o
"najsławniejszym" drzewie? Właściwie to i tak nie było istotne, skoro
biały dąb to przeszłość.
- Nie trudź się,
Pierwotni zadbali o to, aby nikt go nie znalazł - powiedziała.
- Czyli istnieje? - Van
uśmiechnęła się szerzej.
Miała nadzieję, że go
znajdzie. Oczywiście oprócz zabicia Kola pozostawała jeszcze jedna kwestia...
linia krwi. Nie była pewna czy da się ją przerwać w jakikolwiek sposób, ale na
pewno spróbuje. Po wykorzystywaniu jej przez Mikaelsona coraz bardziej chciała
się go pozbyć.
Bennett otworzyła
drzwi, kiedy załatwiła swoją potrzebę i spojrzała na Vanjah. Nie mogła
uwierzyć, że wampirzyca naprawdę tak mało wie. Nie wiedziała nic o Carter,
znała tylko jej imię i to, że była wampirem przez Kola. Ale kiedy on to zrobił,
albo ile już Van przebywa z Mikaelsonem, tego nie wiedziała. Bonnie postanowiła
nie odpowiadać na jej pytanie.
- Mogę porozmawiać z
Elizabeth? - spytała, chociaż była prawie pewna, że blondynka za nic nie da jej
telefonu.
- Chyba śnisz -
parsknęła w odpowiedzi.
- Po co mnie tu
trzymacie? - zadała kolejne pytanie, którego była ciekawa.
- Bo jakbyś stąd
wyszła, to zrobiłabyś wszystko, żeby się zabić, a ja całkiem lubię swoje życie
- wyjaśniła szorstko.
- Gdyby nie ja, to z
pewnością już byś nie żyła - rzuciła Bennett.
- Cóż, dzięki - Vanjah
odparła, uśmiechając się sarkastycznie. - Wracaj do książek - dodała.
Bonnie po raz kolejny
tego dnia została popchnięta i po raz kolejny miała ochotę umrzeć. Była
zmęczona, nie spała już od dawna, ani też nic nie jadła. Nie miała na nic siły.
Oni, jako wampiry nie rozumieli jej, była w tym sama. Dobrze, że chociaż
dostała wodę, którą wypiła za jednym razem, a mimo to szorstki ból w gardle
ciągle dawał o sobie znać. Jej pierwsze dni w świecie żywych nie należały do
najprzyjemniejszych, a to wszystko przez Kola. Myślała, że już dawno pozbyła
się go z jej świata, jednak On powrócił. Powrócił i najwidoczniej był w dobrej
w formie, niestety.
Zielonooka opadła na
niewygodne krzesło i chwyciła książkę, którą ostatnio przeglądała i ponownie
wczytała się w lekturę. W głowie brunetki powstał plan, żeby okłamać Pierwotnego.
Mikaelson nie znał się na czarach ani na łacinie. Za to Bonnie jak najbardziej.
Nie miała nic do stracenia, jedynie własne życie, ale jeśli ona umrze, to Kol
także. Mogła przecież podać fałszywe zaklęcie, w nadziei, że Vanjah nie ma
pojęcia o łacinie. Nie wyglądała na starą, a poza tym, skoro nie wiedziała o
Mikaelsonach, to na sto procent nie wiedziała też o zaklęciach.
- Skąd weźmiecie
czarownice? - mulatka odezwała się, nie odrywając wzroku od kolejnych wyrazów w
księdze.
- Jesteś strasznie
upierdliwa - warknęła Carter. - Zapytasz o to Kola, jak tylko wróci - dodała
chłodno i usiadła na jakimś starym materacu pod ścianą, przymykając oczy.
Bonnie westchnęła
cichutko i zamknęła powieki, żeby choć przez chwilę się zregenerować. Przez jej
ciało przeszło stado dreszczy na imię znienawidzonego przez nią Pierwotnego.
Jednak wciąż miała w głowie obraz jego czekoladowych oczu i tego uśmiechu,
którego nigdy wcześniej nie była w stanie zauważyć. Szybko otworzyła oczy i
powróciła do łacińskiej książki, przerażona swoimi własnymi myślami.
Potrząsnęła głową, próbując pozbyć się twarzy Mikaelsona, ale to było na nic i
jeszcze przez długi czas widziała szatyna przed swoimi oczami.
***
O, hej! :D Jak Wam mija dzień? HEHE. Wiem, mi też. xD No nic. Muszę powiedzieć Wam znowu - DZIĘKUJĘ. <3 Tak, dziękuję za wsparcie duchowe, kochane grzybeczki. :D
Na Ma Talent było spoko. 7h czekania na 3 minuty, ale było fajnie. Poznałam parę osób. Jeny, niektórzy tak ładnie śpiewali. *o* Albo na gitarach grali. Nie no, mój klasyk to się chowa przy akustyku. CHCĘ! :D Haha, no ale pomyliłam się w drugiej zwrotce. Mimo to, fajnie było wyjść na taką dość dużą scenę, wziąć mikrofon w dłonie i śpiewać! Kij że nie wyszło. Haha. :D Zachęcam wszystkich do wzięcia udziału w takim czymś. Całkiem fajna zabawa! (oprócz tego, że tyłki bolą po siedzeniu :/) I tym, którzy się zdecydują, życzę powodzenia! A no i Kinga, Tobie i Twojemu zespołowi powodzenia w następnym roku. :D Jak będziesz w TV to mnie pozdrów, hahah. :D
Oki, ja tu sobie gadu gadu, a blogi same się nie przeczytają! :D Więc idę je nadrobić! <3 Do napisania w środę, kochani. <3
Pozdrawiam, życzę weny, pomysłów (tym co potrzebują :D), szczęścia, ciepełka i słoneczka, a dla niektórych (tak, to dla Ciebie, Laurko :D i oczywiście inni wielbiciele chłodu też! :D) zimna i w ogóle deszczu i innych podobnych :D, radości i miłej niedzieli, a także miłego tygodnia. <3
love, love, love,
artisticsmile. <3
PS. Dlaczego musieli uśmiercić akurat mojego kochanego Enzo? :( Normalnie kilka minut przed jego śmiercią uświadomiłam sobie, że go uwielbiam i jeśli go zabiją, to normalnie... I CO? I go zabili. Nie wierzę. :/ Wszystkie "bardziej złe" postacie zabijają. Kol, Katherine, teraz Enzo. Nie wspominając o pierwotnych w innym serialu. (smutna piosenka - turn on) Głupki jedne, no! Idę płakać. :(
(to się rozpisałam teraz, hahah :|)
PS. Dlaczego musieli uśmiercić akurat mojego kochanego Enzo? :( Normalnie kilka minut przed jego śmiercią uświadomiłam sobie, że go uwielbiam i jeśli go zabiją, to normalnie... I CO? I go zabili. Nie wierzę. :/ Wszystkie "bardziej złe" postacie zabijają. Kol, Katherine, teraz Enzo. Nie wspominając o pierwotnych w innym serialu. (smutna piosenka - turn on) Głupki jedne, no! Idę płakać. :(
(to się rozpisałam teraz, hahah :|)
świetne jak zwykle, ja cię podziwiam za pomysly ty masz dar kochana że te rozdzialy takie długie ci wychodzą, ja na swoim blogu napisalam prolog jak będziesz miala czas wpadnij i zostaw komentarz ;) http://battle-of-destiny-tvd.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, majstersztyk! :D. Ej! Od 15 rozdziału miała być Klaroline ;-; Foch na 5 minut. Nareeeeeeeeeeeeeeeeszcie odzyskaliśmy Stefcia!! Tak się cieszę! Masakrycznie! Ale i tak za mało Klausa i Care ;__;. Hahahahahah 7h siedzenia i odciski na tyłku, powiadasz? XD hahahaah, nie no, gratulacje, za odwagę i za to że udało Ci się wystąpić. I jak dostałaś się? I na czym to w ogóle polega? Co z tym jury? Jakieś pochwały? :D. Tak się cieszę, że udało Ci się chociaż na te trzy minuty wyjść ^^. Oh, i tak, dziękuje za burzę, przydałoby się, bo od kilku dni jest cholernie gorąco ;_____;. Liczę, że w kolejnym rozdziale, zrekompensujesz się ogromną ilością Klausa i Caroline. ^_^ Pozdrawiam i weny, weny, jeszcze raz weny życzę! ładnej pogody, wygranej w mam talent, chciałabym Cię w TVD zobaczyć :D. Pisałam Ci już że rozdział fenomenalny jak zawsze? XD I Bonnie myśląca o Kolu ... i like it! :D. Mam straszną ochotę poczytać "z prespektywy Kola" w następnym rozdziale. Co sądzi o Bon Bon i takie tam ^^ I ta Wandzia, dziwna kobitka, nie lubię jej ;c LOL! Ja tu się żegnam, a zaczyna się ponownie rozpisywać ;__; Świetnie! Dobar paaaa!!! ;* :)
OdpowiedzUsuńhttp://this-kind-of-love-never-dies.blogspot.com/
http://you-are-the-sun-that-looks-in-my-soul.blogspot.com/
* w TV zobaczyć, wybacz ale mam taki tik. Zamiast TV piszę od machinalnie TVD ;__;
UsuńByłam na precastingach. Czyli tam nie ma jurorów jak w TV, nic nie ma jak w TV. Wchodzisz na scenę, oni Cię nagrywają, musisz powiedzieć coś o sobie, śpiewasz/tańczysz/żonglujesz/robisz Bóg wie co i mówią Ci tylko "dziękujemy i życzymy powodzenia" (czy coś takiego xD), a ty wychodzisz i już nigdy więcej tam nie wracasz. Hahah. :D O tym, czy się dostałaś/eś dowiadujesz się przez sms'a lub dzwonią do Ciebie (do 9 maja). A tak to żyjesz w niepewności, co będzie, jak zadzwonią w trakcie lekcji... xD
UsuńPS. U mnie pada/mży. :( Możesz wpadać! :D
PS2. Zrekompensuję się. (W 39 rozdziale, hahah. Nie no żart. W kiepskim stylu, wiem) DON'T WORRY. :p
Też się rozpisałam. :( Ale dzięki, dzięki za wszystko. <3 POZDERECZKI CUKIERECZKI <3 xD
Bardzo fajny rozdzial, Bonnie swietna jest :)) nie moge doczekac sie nastepnego :3 czyli cale opowiadanie ma 39 rozdzialow ? :3 wiesz polubilam cie i chcialm zadac jeszcze jedni pytanie , co spiewalas ? Wiesz chcialabym zobaczyc czy lubisz taka muzyke jak ja, bo jeali chodzi o wizje tego opowiadania to jak na razir w stu % akceptuje wszystko z przyjwmnoscia :* ! Pozdrawiam Karolina :)
OdpowiedzUsuńAch, dzięki! <3 Nienienie, mam napisane 39 rozdziałów, piszę 40 i wybaczcie, ale końca nie widać, hahah. :p Nigdy nie potrafiłam tworzyć krótkich opowiadań na 20/30 rozdziałów. ECH. :(
UsuńThe Neighbourhood - Sweater Weather (ze względu na to, że jest nisko śpiewana :p). Szczerze, to muzykę lubię baaaardzo różną. No może oprócz zbyt ciężkiego metalu i rapu (są wyjątki :p).
A no i też Cię lubię, hahah. <3
Metal lubie ale za rapem rowniez nie przepadam :) the neighbourhood lubieeee ! :3 to sie fantastycznie sklada bo ja uwielbiam dluuuuugie ksiazki a to opowiadanie bedzie czyms wlasnie takim :)))) w takim razie moge rzec tylko ze czekam czekam czekam i weny weny weny ! :) <3
UsuńO Stefcio żywot xD Weee. A Bonnie ma problem. Kol nie jest taki zły. Jest moim ulubionym pierwotnym. Po Klausie xD. A Bex jakaś nadpobudliwa się zrobiła. Na dodatek nie umie pogodzić się z prawdą. Normalnie szał ciał. xD Nie mogę się doczekać nowego rozdziału. Pozdrawiam i życzę dużo weny.
OdpowiedzUsuńUuu wściekła pierwotna blondie:> Caroline chce dobrze, a Rebekah ją bije... to nie fair... :( Popłakałam się, gdy odkopały Stefana, biedaczek zawsze gdzieś zakopany nie może odychać :( To smutne...
OdpowiedzUsuńDawno nie było Hayley, choć przyznam że za nią nie tęskniłam... Zawsze mi się wydaje, że ona coś knuje! No i proszę! Wszystko zrobi żeby tylko przeżyć, ciekawe tylko jakie to będzie miało konsekwencje?
ps ja też jestem wściekła na tych idiotów co piszą tvd i to, bo zabijają wszystkich wartościowych bohaterów a zostawiają tych mdłych... Chociaż cieszę się, że Enzo wraca jako duch, bo ten aktor jest hooot:>
Magenta
klaroline-love.blog.pl