niedziela, 20 kwietnia 2014

13. | Teraz moja kolej.

~ 13 ~
Teraz moja kolej.


Bonnie odłożyła kolejną książkę za swoje plecy i otworzyła następną, która leżała na stosie, pomniejszającym się z każdą przeczytaną księgą. Bennett musiała przyznać, że zbiory Elizabeth były większe od jej własnych. Zapoznała się z ponad ośmioma wielkimi księgami i w żadnej z nich nie było wzmianki na temat przywrócenia mocy. Wręcz przeciwnie. Pisali, że jest to niemożliwe. A mimo to mulatka nie poddawała się i szukała dalej.
Carter co chwila zerkała na Bonnie i udawała, że czyta. Chciała jej pomóc, ale nie potrafiła. Przejrzała wszystkie strony każdej książki chyba trzy razy i po prostu wiedziała, że nic nie znajdzie. Niepotrzebnie zielonooka próbowała dotrzeć do zaklęcia powodującego powrót magii.
Jeremy przysunął się bliżej Liz, zauważając jej wzrok na mulatkę. On był bardziej po stronie Elizabeth i też uważał, że jest to raczej niewykonalne, ale wciąż próbował utrzymać Bonnie na duchu.
Gilbert za chwilę jednak wstał, czym przywołał pytające spojrzenie blondynki. Bonnie jakby w transie czytała kolejne wersy. Ruchem głowy skinął w stronę drzwi i ruszył w tamtym kierunku. Liz dopiero po chwili podniosła się z miejsca i poszła za szatynem.
- Idziemy się napić, za chwilę będziemy – powiadomiła na odchodne.
Bennett mruknęła jedynie pod nosem, więc niebieskooka spokojnie wyszła na zewnątrz i stanęła przed Jeremim.
- O co chodzi? – spytała, patrząc kącikiem oka, czy aby na pewno Bonnie siedzi na swoim miejscu.
- Nie ma sposobu, prawda? – zapytał, choć wcale nie oczekiwał odpowiedzi, bo sam wiedział, jaka ona będzie.
Czarownica westchnęła cicho i ze współczuciem spoglądała na chłopaka. Było jej żal, nie tylko Bonnie, ale także właśnie Jeremiego, który był z nią bardzo związany.
- Nikt nie może tego odwrócić, chyba że ta osoba co to zrobiła – wyjaśniła.
- Czyli to oznacza, że tylko czarownice mogą to zrobić? – uniósł brwi.
- Tak – odparła krótko – ale – spauzowała na chwilę – Bonnie musiałaby znowu umrzeć, a wtedy to nie wróciłaby tutaj na pewno – dodała i spuściła wzrok.
- Trzeba jej to powiedzieć – postanowił i zwrócił się w kierunku wejścia.
Blondynka szybko zareagowała i pociągnęła go za rękę, przez co chłopak spojrzał na nią zdziwiony, a potem skierował swój wzrok na ich ręce.
Elizabeth, zauważając gdzie Jeremy patrzy, od razu puściła jego rękę. Zapewne na jej twarzy powstał lekki rumieniec, a gdy sobie to uświadomiła poczuła się bardziej speszona.
- Co masz zamiar jej powiedzieć? – zapytała po chwili ciszy, nie patrząc na niego.
Szatyn zmarszczył brwi, ale nie skomentował zachowania niebieskookiej. Sam poczuł się dziwnie, więc nawet nie próbował zaczynać tego tematu.
- Prawdę, Liz. Chyba na to zasługuje – odpowiedział. – Przecież nie może siedzieć nad tymi książkami rok – podniósł trochę głos.
- Wiem to – rzuciła i spojrzała na niego.
- Więc chodźmy – powiedział spokojnie i otworzył drzwi.
Carter patrzyła na niego przez chwilę, aż ten odwrócił się do niej, zerkając czy idzie. Dziewczyna zreflektowała się i ruszyła, jednak zaraz została unieruchomiona.
- Co to za potajemne schadzki? – uśmiechnął się ciemnooki i poruszył brwiami.
Blondynka przestraszona wpatrywała się w twarz swojego oprawcy, jednak nie miała zamiaru czekać nieskończoność aż ten odważy się na następny krok.
- Liz! – krzyknął Gilbert.
- Spokojnie, Gilbert, nikomu nie stanie się krzywda, chyba, że będziecie bardzo nalegać – powiedział ironicznie, ostatnie słowa kierując do Elizabeth. – Zajmij się nią, Vanjah – rzucił nagle, a znikąd pojawiła się kolejna blondynka, przejmując Carter.
Obie dziewczyny spoglądały na siebie. Jednak to Van przyglądała się młodszej ze zdziwieniem i podejrzliwością. To było niemożliwe, aby jej rodzina pozostała w Las Vegas. To niemożliwe, żeby natrafiła na nią.
- Jesteś wampirem – Liz odezwała się zdziwiona.
- Brawo za spostrzegawczość – mruknęła z sarkazmem.
- Ale nie powinnaś nim być – dodała dziewiętnastolatka, na co wampirzyca posłała jej zaskoczone spojrzenie. – Kiedyś byłaś czarownicą – stwierdziła.
Cóż, jak widać Elizabeth była bardzo potężna skoro potrafiła dowiedzieć się takich rzeczy przez zwykły dotyk.
- Kim Ty jesteś? – prychnęła w końcu Vanjah.
- Chyba dobrze wiesz – odparła – ale możesz mnie oświecić.
Kol podszedł do Jeremiego na odległość jednego metra i uśmiechnął się życzliwe.
- Naprawdę próbowałem być miły – powiedział i westchnął teatralnie – niestety z wami się nie da – rzucił. – Bennett! Wyłaź! – zawołał, zerkając w kierunku dwóch blondynek.
Wiedział, że Vanjah nie sprzeciwi mu się, bo zahipnotyzował ją, żeby słuchała każdego jego rozkazu. I jednak warto było zaciągnąć ją tutaj. Musiał przyznać, choć z wielką trudnością, że bez niej znowu leżałby na ziemi, zdychając z bólu.
Bonnie przystanęła niedaleko progu i rozejrzała się, oglądając sytuację. Kiedy zauważyła Liz w dość niebezpiecznej pozycji, zawiesiła wzrok na Mikaelsonie na dłużej.
- Puść ją – nakazała.
- Najpierw wyjdź – postawił warunek.
- Bonnie – odezwał się Gilbert, widząc jak mulatka waha się przed podjęciem decyzji.
- Jeśli nie wyjdziesz Twoja koleżaneczka zginie – uśmiechnął się, wręcz słodko. – Wybieraj.
- Bonnie – powtórzył Jer. – Liz da sobie radę – wyszeptał.
- Cóż, nie sądzę – powiedział Kol i wskazał na dwie dziewczyny niedaleko.
Zielonooka spojrzała na Jeremiego, jednak tylko na chwilę i zrobiła krok przed dom.
Nim Jer zdążył zrobić cokolwiek, żeby odciągnąć Bonnie z powrotem do domu, jej już nie było. Został sam z Elizabeth, która oszołomiona rozglądała się wokół. Zatrzymała swój wzrok na Jeremim i natychmiast podeszła do niego, przytulając go.
- Znajdziemy ją, Jer – powiedziała, wtulając się w jego tors.
Dziewczyna poczuła głupie uczucie, gdy chłopak odwzajemnił jej uścisk. Uśmiechnęła się sama do siebie i pozwoliła zatopić w tej chwili, zapominając o tym, o czym przed chwilą dowiedziała się od Vanjah.



Troje wampirów siedziało naprzeciwko siebie, rozmawiając o właściwie wszystkim, ale większość tematów schodziło na jeden… Nowy Orlean. Marcel wymieniał zalety tego miejsca i dodawał swoje plany. Elena co chwilę zerkała na Damona, oczekując, aż coś powie, jednak ten jedynie kiwał głową, co jakiś czas krzywiąc się nieznacznie.
- To jak? Dołączycie do nas? – zapytał po długim monologu ciemnoskóry, przyglądając się brunetowi i szatynce z szerokim uśmiechem.
Był pewien, że przekonał ich do jego poglądów i, że zgodzą się dołączyć do jego armii, którą tworzył do jakiegoś czasu. Co prawda miał pełno wampirów pod sobą, ale co mu szkodziło mieć jeszcze kilku? Bardzo chciał aby każda istota nadprzyrodzona była mu poddana i do tego dążył od czasów wyjechania stąd Klausa.
- Wybacz – odezwał się Salvatore – nie przyłączamy się do stad. Jesteśmy raczej wolnymi strzelcami – uśmiechnął się lekko sztucznie.
Brązowooki uniósł brwi, zastanawiając się przez chwilę czy powiedział coś nie tak, że nie chcą zostać z nim na dłużej. Przecież to raj dla wampirów! Ludzie, którzy nie przejmują się, czy ktoś ich zje czy nie, poza tym zawsze jest ich od groma, więc krwi nie brakuje. Może Marcel trafił na świętoszków? Albo nie umieli się bawić albo życie ludzkie było im bardzo bliskie.
Starsza Gilbert przymrużyła delikatnie oczy, myśląc nad pytaniem ciemnoskórego. Niby nie chciała tu być, ale poznając plany króla przychyliła się do tego bardziej. Skoro Marcel miał zamiar unicestwić Mikaelsonów, to chyba nie wiedział o linii krwi. Chyba, że chciał ją jakoś przerwać. Tego mogłaby się dowiedzieć, gdyby została z Marcelem na dłużej. A jednak miała także lepsze plany od szpiegowania dla rodziny Klausa. Ale niestety była mu to winna, za jego pomoc, co prawda litościwą, ale zawsze. Albo po prostu powie mu to, a on zajmie się resztą. W sumie nie mogła okłamywać się przed sobą, że była strasznie ciekawa co planował dokładniej Marcel. I czemu w ogóle im napomniał o tym? Każdemu przyjeżdżającemu opowiada o tym złym Klausie, który zrobi tutaj tylko gorzej? A może jakimś cudem ciemnooki wiedział o ich znajomości z Mikaelsonami?
- Ale z chęcią pomożemy – powiedziała wampirzyca i spojrzała znacząco na Salvatora, który przyglądał jej się ze zdziwieniem i nutką irytacji. – Prawda, Damon? – uśmiechnęła się do swojego chłopaka.
- No pewnie – wręcz wysyczał i posłał Marcelowi najmilszy uśmiech, na jaki teraz mógł się zdobyć.
Pożegnali się z ciemnoskórym i wyszli z budynku. Brunet cały czas myślał, co też Elena znowu wymyśliła. Byli już tak blisko, żeby oderwać się od dziwnego „pana i władcy” i wyjechać w dalszą drogę zapoznawczą. Dopiero, kiedy oddalili się od mieszkania Marcela, postanowił ją o to zapytać, bo w dodatku uśmiechała się, jakby była z siebie dumna, dlatego musiał szybko dowiedzieć się, co jest grane.
- Co Ty znowu wymyśliłaś? – spytał, zatrzymując ją na środku chodnika.
- Nie rozumiesz? – spojrzała na niego, podnosząc brwi.
- Powiedzmy, że nie – niebieskooki rzucił ironicznie i przewrócił oczami, chcąc poznać jej odpowiedź.
- Marcel knuje coś przeciwko Mikaelsonom, tak?
- Powinno mnie to interesować? – prychnął.
Szatynka westchnęła ciężko.
- Jeśli nie chcesz umrzeć, to tak, powinno – odparła.
Damon zmarszczył czoło i pomyślał nad słowami dziewczyny. Wzniósł oczy do nieba. Nie chciał umierać, jakoś nie spieszyło mu się do tego. Ale wiedział, że Marcel nie jest na tyle głupi, żeby nie mieć pojęcia o łączącej go krwi, przez co sam mógłby umrzeć, zabijając Pierwotnych.
- Więc co chcesz zrobić?
- Na pewno musimy ich o tym powiadomić – stwierdziła.
- Czyli… idziemy odwiedzić nasze ulubione wampirki? – uśmiechnął się ironicznie.
Elena jedynie pokiwała głową i razem ruszyli do posiadłości Mikaelsonów. Gilbert była przekonana, że spotkają tam Pierce i sama nie wiedziała, czy to dobrze, czy źle.



- Czego? – warknął mężczyzna w słuchawce.
- Gdzie jesteś? – brązowooki spytał zdenerwowany, choć starał się nie okazywać tego.
- Och, wybacz, małe problemy – wysyczał podirytowany blondyn.
Marcel wywrócił oczami rozdrażniony. Ciągle miał jakieś powody, żeby przekładać ich spotkania, a ta sytuacja wymagała poświęcenia! Tak, może i zielonooki był bardzo potężny, ale co z tego, skoro nie mieli żadnego planu? Ich było więcej. Tak, czy inaczej Marcel nie odważył się powiedzieć swoich wątpliwości Silasowi.
- Co się stało? – zapytał spokojnie.
- To nie jest Twój biznes – odparł z wyższością – więc nie wtrącaj się w nie swoje sprawy – po tych słowach blondyn rozłączył się i wrzucił komórkę do kieszeni spodni.
Ciemnoskóry podniósł się z fotelu i poszedł do klubu. Miał dość wszystkich problemów i musiał też zadbać o swoich podwładnych. Nie mógł dopuścić do ich upadku. Ktoś musiał podtrzymywać ich na poziomie. U Daviny był przed telefonem i dowiedział się tylko tego, że jest spokojnie. Co wydawało się dziwne Marcelowi. Zero buntujących się wiedźm? Aż niepodobne do Nowego Orleanu. Jednak postanowił, że na dziś odpuści sobie problemy i zabawi się, jak większość wampirów. Już dawno nie odwiedził baru, w którym często bywał i właśnie tam się wybrał.
Wszedł do pomieszczenia, gdzie bawiły się setki ludzi w tym wampiry, czerpiące z życia jak najwięcej. Podszedł luźnym i radosnym krokiem do baru, co chwilę witając się z kimś, kogo w ogóle nie kojarzył, ale najwidoczniej oni go tak. Schlebiało mu to, chociaż był już do tego przyzwyczajony, to dalej go to cieszyło.
Krótko po Marcelu do baru weszła dziewczyna, rozglądając się po całym pomieszczeniu i uśmiechając się przy tym przebiegle. Szatynka od razu rzuciła mu się w oczy, więc przyglądał jej się dłuższy moment, dopóki dziewczyna na niego spojrzała. Marcel widział wcześniej tą dziewczynę, ale to przecież nie mogła być ona. Elena była niepewna, przejęta, a ta oto tutaj szatynka wyglądała, jakby mogła wszystkich zmieść jednym palcem. A więc musiała mieć coś wspólnego z Damonem i Gilbert. Oprócz tego, że są swoimi sobowtórami. Z widoczną pewnością siebie ruszyła w kierunku mężczyzny i usiadła na krzesełku obok niego, wypijając trunek z jego szklanki.
- Whoa, mogłaś poprosić – uśmiechnął się szeroko.
- Nie mam tego w zwyczaju – rzuciła z nutką ironii.
- Marcel – przedstawił się i ręką zamówił dwie podwójne. – A ty, ślicznotko?
Szatynka spojrzała na niego i przewróciła oczami.
- Wątpię, żeby było Ci to potrzebne – prychnęła. – Musisz mi pomóc.
- Do usług – ukłonił się delikatnie niezrażony arogancją dziewczyny.
I tak nie brał szatynki na poważnie, ale zawsze mógł pobawić się z nią. W ogóle nie wiedział, czy być zdziwionym dziewczyną, która oczekiwała pomocy od wampira, czy może raczej uznać to za normalność. Chyba, że brązowooka nie wiedziała, że jest wampirem.
- Chcę Twojej krwi – powiedziała, nie zastanawiając się nad tym, jaki błąd może popełnić.
- Coś za coś, słodka – uśmiechnął się, na co dziewczyna parsknęła, patrząc na ciemnoskórego.
- Taa, na pewno – pokręciła głową jakby rozbawiona.
Jednak wampir mówił całkiem poważnie. Tak jakby. Mimo że krwi miał pod dostatkiem, to z chęcią napije się z takiej uroczej istoty. Uroczej to pojęcie względne.
- Albo to, albo nic – wzruszył ramionami, będąc pewnym, że szatynka zaraz się złamie.
Kath zacisnęła zęby i wypiła napój ze szklanki. Lepsze to niż te inne, rozbrykane wampirki, które szukały przygód. Dziewczyna wiedziała, że tamte szalejące po całym klubie wampiry raczej zabiłyby ją, a nie pomogły w dostaniu tego, czego chce. Dlatego podeszła do Marcela, bo on jako jedyny wydawał się być… normalny.
- Tylko tyle, ile Ci pozwolę – warknęła – i z nadgarstka – dodała ostro.
- Jasna sprawa – mężczyzna podniósł kąciki ust i podniósł jej rękę, ale zaraz została wyrwana.
- Najpierw Ty – zażądała i uniosła brwi, widząc minę Marcela.
Ciemnoskóry przymrużył lekko oczy i bez chwili zastanowienia przegryzł zębami skórę na swoim nadgarstku, podając go szybko szatynce. Katherine prawie niewidocznie oblizała wargi i przywarła do ręki bruneta, łykając krew. Zadowolona oderwała się po kilku sekundach i bez słowa podniosła się, dopijając alkohol.
- Teraz moja kolej – powiedział, przyglądając się szatynce, która chyba chciała odejść.
- Teraz możesz mnie zabić – prychnęła z nutką pogardy do naiwności mężczyzny. – Dziękuję – dodała i uśmiechnęła się sarkastycznie, odwracając się do wyjścia.
- O nie, moja droga – przed nią pojawił się ciemnoskóry z dość poważną miną.
Katerina skrzywiła się naburmuszona, stając w miejscu. Nie chciała kłócić się z wampirem, a jednocześnie chciała jak najszybciej to zakończyć i obudzić się wrażliwą na słońce z pustym żołądkiem. To była kwestia czasu. Rozłożyła ręce, rzucając mężczyźnie znaczące spojrzenie. Na jego twarzy ponownie pojawił się uśmiech, po czym wtopił się w nadgarstek szatynki. Dziewczyna nie wyglądała na za bardzo poruszoną tym faktem, choć musiała przyznać, że trochę bolało. Katherine szarpnęła się lekko, przez co wampir odsunął się od niej i podsunął jej pod nos kolejny raz swój nadgarstek, żeby mogła się zregenerować. Petrova nie przepuściła okazji, a od razu po tym wyszła z budynku i wróciła do domu.
Była już trochę zmęczona, jednak nie mogłaby teraz zasnąć. Chciała mieć to już za sobą. Poszła do kuchni i chwyciła nóż. Siłowała się ze sobą kilka, a może kilkanaście minut, co jakiś czas odkładając przedmiot na blat. Nie potrafiła się zabić. Jednak w końcu odważyła się. Złapała po raz kolejny narzędzie i wykierowała ostrą częścią w swój brzuch. Zamknęła oczy, przyciskając mocniej powieki. Wzięła głęboki oddech i liczyła w myślach do trzech. Na jeden nóż wylądował w niej, przebijając się najpierw przez skórę, a potem wbijając w narządy. Katherine upadła na kolana, starając się zatamować krew, ale na nic to jej się nie zdało, bo po chwili leżała w kałuży krwi nieprzytomna.
W jednej sekundzie, kiedy Pierce umarła zadzwonił jej telefon. Dzwonił Elijah.




***

Witam Was, moje kochane i nadnaturalne grzybki. <3 Dodaję jednak dzisiaj, bo w końcu mam czas. Nie jestem u nikogo, do rodziny wychodzę dopiero po 16, także tego... Nie chciałam Was zawodzić i dodaje w ustalony terminie, hehe. xD A tak ogólnie, to jak Wam mijają święta? Jakieś prezenty, czy coś? :D 
Dziękuję za życzenia i za komentarze ogólnie. Jesteście boscy, jak... nie wiem co! :D Dzięki, dzięki, dzięki. <3
A teraz żegnam się z Wami, moi kochani, czeka na mnie cały świat. I nieużyta wena w zapasie, haha. xD Lepiej się pospieszę, bo jeszcze zniknie. :p No nic. Do napisania w środę. <3 
WESOŁEJ NIEDZIELI! <3
love, love, love,
artisticsmile. <3 


LOL, HAHAH. XD 
(nie pytajcie xD)

6 komentarzy:

  1. Naaaaaaaaaaaaareszcie! Mega ciekawy, biorąc pod uwagę fakt, że nie było klaroline ;c. Dawaj ich! :D. Mam takie jedno, zasadnicze pytanie. Co to jest za gif XDd?!?! XDD z czyją twarzą? XDDDD hahahahahahah xD Hm..ciekawi mnie, po co Kath się zabiła. By być człowiekiem? Szkoda że Elijah'a nie zdążył z tym telefonem ;-;. I czekam na Klausa w MF ^___^ :D. Pozdrawiam Cię serdecznie, ściskam całuję. I dziękuje że we mnie wierzysz! :) Kocham cię <3 (XD)

    http://flare-of-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. " Elizabeth, zauważając gdzie Jeremy patrzy, od razu puściła jego rękę. Zapewne na jej twarzy powstał lekki rumieniec, a gdy sobie to uświadomiła poczuła się bardziej speszona." - normalnie jakby jej patrzył na cycki, tak mi sie skojarzyło XD A tu tylko ręce...
    I wgl pamiętam to! W sumie wtedy wkurzał mnie ten trójkącik "Jer, Liz, Bonnie". Kol tez mnie wkurza. Hhaaha, wszyscy jacyś tacy irytujący są xD Tam zdrada, jakaś dwulicowość, tu wredota!
    LOL :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Opinia na temat rozdziału - jest aksbakshwhuejdj, przebrzydła talenciaro :( :( :( Strasznie ciekawy i wciągający i przyznam się, że trochę shippuję JerLiz... No i nie wiem co każdy ma do kola, to moja ulubiona postać w serialu, po kath i tu też jestem mu wierna, nie ważne jak zły jest. I Elijah...niezłe wyczucie czasu, haha. Rozpaczam z powodu śmierci katherine...weź coś zrób żeby żyła, bo doniose na ciebie za okrutne morderstwo :(
    Tymczasem czekam na kolejne cudeńko od ciebie i nie wiem czy mogę tutaj w komentarzu, ale chciałabym zaprosić cię na prolog mojego opowiadania o kolatherine, lidze na szczerą opinię :)
    [hateful-hearts.blogspot.com]
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Awwww... Cudowne ;) nie mogę się doczekać następnej sceny Kennet i jestem ciekawa co zrobi Elijah jak się dowie ;D pozdrawiam
    Love-story-of-niklaus-and--caroline.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. LOve love Love twoje rozdziały jak zawsze MEGA, nie moge sie doczekać kolejnego, ciekawość czy Marcel wie o więzi krwi, i co Elijah zrobi z faktem o kath

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej hej hej:) Nadrabiam zaległości:) Święta, weekend majowy i zero internetu skutkują ogromnym brakiem czytania Twoich rozdziałów:(
    Po pierwsze - Damon mimo bycia delikatnie mówiąc niezadowolonym, jest słodki:) Uwielbiam go i bardzo miło się czyta o jego grymasach na twarzy, kiedy reaguje na pomysły Eleny hahahha:>
    Jednak najbardziej przeraziła mnie śmierć Katherine. Tak to opisałaś, że niemal się... rozpłakałam? Normalnie jakbym widziała to na własne oczy, a takich scen wolę nie oglądać:) cudnie piszesz i działasz na moją wyobraźnię ;P
    Lecę czytać następny rozdział z mojej listy zaległych :)
    Magenta
    klaroline-love.blog.pl

    OdpowiedzUsuń

DZIĘKI, ŻE JESTEŚCIE, ŁIII! :D