~ 10
~
Mam
Ci się zwierzać?
Pierwotny stanął metr przed mulatką.
Była sama ze względu na to, że pozostali poszli do sklepu, a ona wolała
posiedzieć na świeżym powietrzu. I teraz tego żałowała.
Szatyn nie miał za dobrej miny, ale
musiał trochę uważać, żeby nie stało się to, co ostatnio.
- Witaj ponownie w świecie żywych,
Bennett - powiedział, skupiając swoją uwagę na brunetce.
- Kol - mruknęła i podniosła się na
równe nogi, próbując ukryć swój strach.
To właśnie Jego bała się najbardziej.
Nie Klausa czy Elijah, tylko Kola. Wiedziała, że ten nie cofnie się przed
niczym, w końcu nie ma nic do stracenia. Bonnie nie miała zamiaru z nim
gawędzić, więc postanowiła go unieruchomić, żeby mogła spokojnie uciec do
Jeremiego i Liz. Jedyne, o czym myślała, to żeby powalić Pierwotnego na kolana
i sprawić mu ogromny ból, jednak nie stało się zupełnie nic. Nawet nic nie
poczuła, żadnego przypływu energii - nic. Zaniepokojona spróbowała jeszcze raz,
ale to też było na nic.
Mikaelson obserwował Bennett z uwagą,
aż uśmiechnął się arogancko, zauważając brak mocy u zielonookiej. Była bezradna
i to mu się podobało. Przycisnął ją za szyję do ściany tak, że unosiła się
kilkanaście centymetrów nad ziemią, próbując złapać choć trochę powietrza do
płuc.
- Co, wiedźmo, czyżby magia Cię
opuściła? - wycedził, wiedząc, że ma nad nią całkowitą przewagę.
- Puszczaj mnie - wymamrotała ledwie
słyszalnie i ciągle starała się trzymać nerwy na wodzy.
- Teraz już nie jesteś taka odważna.
Ciekawe - przechylił głowę, przyglądając jej się z lekkim rozbawieniem. - Kto Cię
przywrócił? - warknął, przyduszając ją mocniej do muru.
Zacisnęła zęby i powieki. Nie mogła
oddychać, a tym bardziej mówić, więc miała nadzieję, że w końcu ktoś zauważy,
co się dzieje, albo Gilbert i Carter wrócą. Czemu akurat na tej ulicy chodzi
tak mało ludzi?
- Gadaj - wysyczał, patrząc jej w
oczy.
Dziewczyna ostatkami sił chwyciła za
dłoń wampira i próbowała go oderwać od siebie. Siła Pierwotnego była
niewyobrażalnie wielka, więc dalej pozostawała w niezbyt przyjemnej pozycji.
Nie chciała po raz kolejny umierać. Dopiero niedawno powstała z martwych, nie
zdążyła nawet znowu zasmakować życia.
Widząc, że Bonnie jest na skraju
poluźnił uścisk i postawił ją na chodniku. Sam nie wiedział, czemu to zrobił.
Mógłby ją zabić i po kłopocie, jednak bardzo ciekawiło go, która czarownica
zgodziła się na tak "niebezpieczny zabieg". W końcu nie każda ma taką
moc.
- Powiesz po dobroci? - spytał
spokojniej.
- Po co Tobie to wiedzieć? - żachnęła
się.
- Tak sobie - wzdrygnął ramionami. -
Powiedzmy, że z czystej ciekawości.
- Dobrze wiesz, że Ci nie powiem -
zdobyła się na odwagę i spojrzała w jego brązowe oczy.
Chwycił jej głowę i zaraz puścił,
łapiąc się za swoją własną. Wydał z siebie wściekły warkot, patrząc w stronę
jego napastnika. Przed nim stała drobna blondynka z namalowanym niepokojem na
twarzy. Czy to zawsze muszą być dziewczyny?, spytał siebie w myślach.
Bonnie złapała się za szyję i
wdzięczna spojrzała na Elizabeth. Po raz kolejny uratowała jej życie. Jeremy
przytulił brunetkę, odchodząc od Mikaelsona. Zaraz za nimi poszła Carter.
- Jeszcze się policzymy, Bennett! -
krzyknął za nią, pozostając w agonii.
Nienawidził wiedźm. Irytujące
stworzenia, mające niestety przewagę nad wampirami. Nie. Kol musiał unicestwić
tą małą, wredną Bonnie, która co chwila stawała mu na drodze. Zaczęła go
denerwować na tyle, że jedyne czego pragnął to jej śmierci. Ale czy na pewno?
Raz uratowała mu życie, ale to nie bezpośrednio, także nie miał czego jej
zawdzięczać. Więc czemu nie zabił jej od razu? Czy chodziło tylko o ciekawość,
czy może o coś więcej?
Słońce zachodziło za drzewami i
robiło się coraz ciemniej. Szatynka przyglądała się czarnemu pudełku, wiedząc
dokładnie co jest w środku. Miała dość. Jej życie zawaliło się w dosłownie
kilka sekund i nie zapowiadało się, żeby ktokolwiek chciał to naprawić. Cóż,
można to nazwać desperacją... albo nudą. W jej przypadku bardziej pasowało to
pierwsze. Gdyby nie wiecznie czujne oko Pierwotnego już dawno byłaby wampirem.
Zmarszczyła czoło i skrzywiła się, odkładając pudełko z powrotem w bezpieczne
miejsce.
Otworzyła okno, wpuszczając trochę
świeżego powietrza i nagle spojrzała w dół. Nie potrafiła spojrzeć na to tak
jak kiedyś. Teraz widziała ogromną wysokość, której w życiu nie zdołałaby
przeżyć. Westchnęła i przejechała palcami po włosach.
W końcu zeszła na dół, zastając tam
Klausa. Nie wyglądał na zadowolonego, jednak Katherine dla własnego
bezpieczeństwa wolała nie pytać o co chodzi. Mimo że mieszkała tutaj i była...
dziewczyną brata Hybrydy, nigdy nie zamierzali zostać przyjaciółmi. Ale teraz
przynajmniej nie próbują nawzajem się pozabijać. Przeszła do kuchni, starając
się nie wzbudzić uwagi Pierwotnego. Chwileczkę... Uśmiechnęła się do siebie
szeroko i powoli podeszła do drzwi.
- Zdajesz sobie sprawę, że słychać
każdy Twój ruch, Katherine? - usłyszała głos niedaleko siebie.
Serce podeszło jej do gardła i
zaczęło walić jak oszalałe. Przestraszyła się bliskością mężczyzny. Przecież
sekundę temu siedział na kanapie! Ugh, mój mózg powoli zaczyna przyzwyczajać
się do człowieczeństwa, pomyślała.
- Zdajesz sobie sprawę, że wcale mnie
to nie obchodzi? - odgryzła się.
Zaraz tego pożałowała, widząc niezbyt
ucieszony wyraz twarzy Niklausa.
- Zdajesz sobie sprawę, że ranisz tym
Elijah? - podniósł brwi i uśmiechnął się sarkastycznie, kiedy ta nie
odpowiedziała. - Widzisz, może ja i mój brat nie jesteśmy w jakiś szczególnie
dobrych relacjach, ale to nie znaczy, że pozwoliłbym Ci uciec - powiedział
opanowany i wypił do końca szklankę. - Możesz jeszcze się przydać - wyszeptał,
wskazując ręką w głąb domu.
Pierce prychnęła rozjuszona i
obrażona weszła do środka, kierując się w stronę salonu.
- Jakiś ty troskliwy - warknęła
opryskliwie.
- Taki już jestem - uśmiechnął się
serdecznie. - Coś do picia? - zaproponował i stanął przy barku.
Dziewczyna spojrzała na niego z miną,
jakby z niej żartował. Okej, miły Klaus,
czyżby przedtem spotkał się z Blondie?, spytała w myślach i uśmiechnęła się
do siebie ironicznie. A przed chwilą był taki zły.
- Nie patrz tak - rzucił. - Elijahy
tego nie powiesz - stwierdził i podał jej jedną z dwóch szklanek z bursztynowym
napojem.
- Mam Ci się zwierzać? - parsknęła po
chwili milczenia. - Chyba kpisz - dodała.
- Niech zgadnę - zaczął i usiadł na
fotelu - uważasz, że jesteś bezwartościowa nie będąc wampirem - dokończył swoją
myśl.
Petrova zacisnęła szczękę, czując się
urażona przez Pierwotnego. Wcale tak nie myślała, a przez niego prawie zaczęła.
- Nie - rzuciła wściekle i zmrużyła
lekko oczy.
- Cóż, nic dziwnego - wzruszył
ramionami i uśmiechnął się kąśliwie. - W końcu Elijah odejdzie do jakieś
wampirzycy, z którą będzie mógł być na zawsze - powiedział. – Z Tobą to tylko
zauroczenie.
Szatynka poczuła się, jakby dostała
policzek w twarz. Wiedziała, że to nieprawda. Elijah taki nie był. Poza tym
zapewniał ją, że nigdy jej nie opuści i będzie po nią wracał za każdym razem.
Czemu więc Klaus mówił takie rzeczy? Żeby dopiec Katerinie? Jeśli taki był jego
cel, to udało mu się. Nic tak nie wzbudzało uczuć dziewczyny, jak właśnie
najstarszy Pierwotny. Kath nie chciała pozostać mu dłużna. Nikt nie będzie
mówił jej takich rzeczy.
- Ta Twoja Caroline nawet nie
potrzebowała, żebyś został człowiekiem - uniosła delikatnie kącik ust,
uśmiechając się złośliwie.
Hybryda podbiegł do dwudziestolatki i
stanął tuż przed nią, nie mogąc powstrzymać głupiego uśmiechu, kiedy widział w
jej oczach strach. A niby taka odważna,
pomyślał i prychnął w myślach.
- Na razie - mruknął ostro i odsunął
się od niej. - Widziałaś gdzieś moją siostrę? Nigdzie nie mogę jej znaleźć -
odezwał się, nagle zmieniając ton głosu na miły.
Katherine zdziwiona gwałtowną zmianą
u Klausa nie odpowiedziała. Zresztą i tak nie miała pojęcia, gdzie może być
Rebekah. Z nią też nie żyła w koleżeńskich stosunkach. Właściwie to musi być
uciążliwe, kiedy rodzina Twojego ukochanego nienawidzi Cię. A jednak Pierce
zdawała się w ogóle tym nie przejmować.
- Nie wiem - warknęła - i nie
obchodzi mnie to - dodała. - Twoja siostra, Twój problem.
Gdyby tylko była wampirem... na pewno
znalazłaby sposób na pozbycie się Niklausa i Bekah. To przez Klausa Elijah
wyjechał z Mystic Falls, zamiast jechać gdzieś z nią.
Kath wkurzona odwróciła się na
pięcie, prawie wpadając na szatyna. Uniosła głowę, spoglądając na spokojną
twarz Elijah. Wyminęła go bez słowa i wróciła do swojego pokoju. Nie miała już
ochoty kłócić się z kimkolwiek, więc po prostu odpuściła to spotkanie
towarzyskie.
Brązowooki spojrzał na swojego brata
i westchnął ciężko, siadając na kanapie. Złożył ręce i położył łokcie na
kolanach.
- Dzwoniłem do Rebeki - rzekł.
- I co? - spytał zainteresowany.
- Nie odebrała - starszy z nich
spuścił wzrok, a blondyn wściekły odłożył szklankę na stolik.
- Ukradła mój samochód i jeszcze nie
odbiera telefonu! - ryknął zdenerwowany na siostrę.
- Uspokój się, Niklaus. Może to coś
ważnego - powiedział opanowanym głosem Elijah.
- Mogłaby pofatygować się, żeby nam
coś powiedzieć! - warknął.
Rozgniewany zaszył się w swojej
pracowni, wywołując tym u szatyna jedynie westchnienie. On rozumiał. Przecież
Rebekah miała ponad tysiąc lat, nie musiała spowiadać się z każdego jej wypadu
starszym braciom. Od Kola nie ma wiadomości już od kilku miesięcy i jakoś nikt
nie wpadł na to, żeby go poszukać.
Szatynka weszła do znanego jej
budynku i po schodach zeszła do piwnicy. Przeszła przez długi korytarz i doszła
do masywnych drzwi. Posłała mężczyźnie, który pilnował wejścia, pewny siebie
uśmiech, a ten bez zbędnych pytań otworzył jej, żeby mogła spokojnie dojść do
celu.
Wszyscy znali ją tutaj prawie tak dobrze,
jak właściciel tego podziemia. A przynajmniej tak myśleli. W rzeczywistości
nikt nie miał pojęcia, co skrywa wysoka mulatka. Ukrywała się tak dobrze, że
nikt nie zdołał dostać się do jej wnętrza, a tam działo się bardzo wiele i było
dużo tajemnic.
Przechodząc przez próg zauważyła
dwoje trochę jej znanych wampirów. Nie za bardzo interesując się tą dwójką,
podeszła do Marcela i przywitała się z nim buziakiem w usta.
Damon i Elena spojrzeli po sobie
zdziwieni. Co ona tu robi?, pomyślała
Gilbert. Nikt raczej nie miał zamiaru odpowiedzieć na to pytanie, szczególnie,
że tamci byli zbyt zajęci sobą i chyba nawet nie przeszkadzało im towarzystwo
innych w tym pomieszczeniu. Hayley i król Nowego Orleanu? Serio?
***
HEJKA, kochane grzybki, które co
prawda rosną jesienią, ale w wiosnę też cieszą innych swoimi twarzyczkami!
<3 Radośnie was witam, bo mam taki świetny humor! Hahaha, wiem, że was to
akurat nie obchodzi, ale i tak się cieszę! RAJUŚKU! Wygraliśmy dzisiaj mecza w
kosza! To były takie emocje, że szok! W ostatnich sekundach trafiliśmy kosza i
wygraliśmy o 1pkt! SZALEŃSTWO, ludzie. xD AAAA! Będę się drzeć, jak głupek (jak
to ma w zwyczaju mówić pani od pp)! :D RADOŚCIĄ WAS OTULAM. :D
Ekhm. A teraz do rzeczy. Znowu
rozdział krótki. Ale obiecuję, że od 20 będą o wiele dłuższe, bo one mają coś
koło 10 stron w Wordzie (a te zazwyczaj po 5/6/7). Czasami nawet więcej! Ale co
ja tam. ECH. Kompletnie straciłam wenę. Powaga! Od niedzieli zeszłego tygodnia,
czyli już półtora tygodnia napisałam dopiero 4 strony. Niepełnie dwie sceny,
jestem sobą zawiedziona. :(
Ale przecież na pesymistycznych
myślach się nie kończy. Dalej jesteście słodziakami i na zawsze nimi pozostaniecie.
:D Dziękuję Wam, kochani, bo TAK i tyle, no. xD Dziękuję za wyświetlenia, za
wasze ciepłe (w przeciwieństwie do dzisiejszego pogody) słówka i ogólnie za to,
że po prostu jesteście. :D
OKEJ, Lauro, miałaś rację, trochę się
rozpisuję, ale to z przyzwyczajenia. :p
Więc pozdrawiam was, grzybki moje i
życzę wam wszystkiego co najlepsze, a także ciepełka i pogody i słoneczka! I
zdrowia, bo to w życiu ważne. <3
love, love, love,
artisticsmile. <3
PS. Stwierdzam, że szukanie gifów to
jedna z trudniejszych robótek. xD I tak nie jestem z nich zadowolona, no ale... jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Albo nie. xD
Witaj! Wybacz, że dopiero teraz piszę, ale mam problem z blogiem i teraz znalazłam chwilkę by doczytać do końca! Genialna scena z Klausem i Caroline! I hej! Gdzie jest moja ukochana Klaroline? ;/ (FACEPALM) Przed chwileczką, dosłownie przed chwilunią ogarnęłam, że będzie dopiero od 14 rozdziału, tak? (a ja myślałam że od 10 -,-) No cóż, miło mi się czytało, nawet było mi szkoda Kath. Jako człowiek boi się że straci Elijah'ę. (hahahaahhah, dziwne, bo gdy umierała to nawet nie raczył się pojawić, gdyby nie Damon to nawet by nie pokazałaby się jego twarz! XD) A i co jeszcze, co do gifów, to są świetnie i na prawdę POOOOOPIERAM CIĘ I ZGADZAM SIĘ z całego serca! Hihihi, tylko że jeśli chodzi o Klaroline, Stelenę i TVD to w mam ponad 500 gifów, dlatego CZASAMI udaję mi się znaleźć odpowiedni, ale przeważnie googluje, zawalając cały komputer ^^. Hahaha mądra ja, och tak wiem, blondynki żądzą :D. A co do twojego komentarza na moim blogu, to tak możesz się tak do mnie zwracać, nawet mi tak wygodnie XD. BOSZ, przez ciebie nauczyłam się rozpisywać. ;>. Ciekawi mnie akcja z Silasem, teraz z tą P&$%#@!ą wilkołaczycą XD. Ciekawe czy pojawi się Tyler... Hmm.... jeśli mam być szczera, to chciałabym żeby Silas zaprzyjaźnił się z Caroline !! :D. Oł tak, szalona ja! Nie daje mi spokoju myśl, że był dla niej taki dobry, miły. Albo jest dobrym aktorem, albo jest dobrym aktorem i traktuje/ował Care jak coś na kształt przyjaciółki. Taka ludzka strona Silasa :) Hehs, co by tu jeszcze...Kol? Czy ja dobrze czytam. darował życie Bonnie ? (wtedy jak postanowił jej nie udusić ^^) Fajnie, to znaczy że na twoim cudownym bloogu znajdę....KENNETT!??!!? :O <33333333333. TAAAK! :D. A co z Jeremym? XD. Ejej! Przypomniało mi się. Widziałam taki sam szablon jak twój na innym blogu...I tęsknie za tym twoim pierwszym..nie wiem dlaczego. Uważam że nadawał klimatu, całemu opowiadaniu ;). Pozdrawiam, życzę dużo słońca, choć ja od dwóch dni preferuje raczej burze (ciemne niebo, porywisty wiatr, deszczyk, ale zwłaszcza tą cieeemność i wiaaatr :3) Miłego tygodnia! Mam nadzieję, że gdy doczekam się przerwy wielkanocnej czy jak to nazwać (XD) to dodam prolog na bloga o tej dziwnej propozycji Klausa XD If you know what I mean ^__^. Pozdrawiam!!!! Całuje, ściskam. Uwielbiam twojego avka, gdy na niego patrzę to przez ten uśmiech mam masę pozytywnej energii i ogromny banan na twarzy !! :>> this-kind-of-love-never-dies.blogspot.com
OdpowiedzUsuńscena z Klause i Katherine (non stop myślę o klaroline że zaczynam mylić postacie XDD Za co z góry przepraszam! Tak samo jak za wszelkiego rodzaje błędy! ^^)
Usuńwłaśnie przeczytałam rozdział i muszę przyznać że mi się podobał. Najbardziej to stwierdzenie Klausa, że katherine może czuć się niepotrzebna jako człowiek. To było bardzo w stylu Klausa, który co jak co ale zna Katherine i to normalne, że tak myślał. Fajnie, że w każdym niemal rozdziale podkreślasz, że Katherine jest człowiekiem. W końcu to Katherine: uwielbiała fakt, że była silna i miała nad wszystkimi przewagę. A teraz już nie :( I dobrze, że nie słodzisz między Kath i Elijahem. Bo w sumie konflikt między nimi jest logicznie uzasadniony i nienaciągany.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny, której Ci ostatnio brakuje ! ;)
http://torebka-z-krwia.blogspot.com/
No kurczę, muszę chyba wziąć się za nadrabianie! Dziesiąty rozdział to już kawał opowiadania :D
OdpowiedzUsuńPS. Chciałabym Cię serdecznie zaprosić na nowy rozdział, który pojawił się po wyjątkowo długiej przerwie. Nowa partia materiału niesie ze sobą wiele niespodzianek i akcji, która diametralnie zmienia losy mieszkańców Mystic Falls! Zapraszam serdecznie, jest to dla mnie ważna notka, gdyż jest prezentem na moje urodziny, ode mnie dla wszystkich czytelników! Jeszcze raz serdecznie Cię zapraszam! :)
http://darkest-dream.blogspot.com/
Hej:) Nadrabiam zaległości:
OdpowiedzUsuńZły Kol? Aż dostałam ciarki! Uwielbiam go!
A Rebekah i kradzież samochodu to poezja. Ona zawsze była taka nieprzewidywalna! Wgl świetnie to wszystko opisałaś. Nie mogę się oderwać od tego Twojego opowiadania! Idę czytać kolejny rozdział:)
Pzdr
Magenta
klaroline-love.blog.pl