czwartek, 17 kwietnia 2014

12. | To była długa wyprawa.

~ 12 ~
To była długa wyprawa.


Przestało go to bawić. Za każdym razem przegrywał, a powinien wygrywać, był silniejszy. Czarownice miały nadnaturalne umiejętności, jednak to wampiry były szybsze i silniejsze. Cieszyła go utrata mocy przez Bennett, bo teraz ta mała wiedźma nie będzie się wywyższała i robiła z siebie niewiadomo kogo. Bez tego całego czary-mary Bonnie mogła jedynie pomarzyć o przeżyciu. Chyba, że przy niej była jeszcze inna czarownica, silniejsza. Skąd one wszystkie się biorą? Przecież Kol jeździł po tylu stanach, wyniszczając ostatnią z „gatunku”, ale najwidoczniej zrobił coś nie tak.
Wracał z baru, w którym zaszył się na noc. Uznał, że niepotrzebnie teraz miałby ścigać tę trójcę, bo to wymagało większego planu, niż zwykłego ścigania ich. Po jakimś czasie i tak wpadnie na mulatkę, a wtedy już na pewno nie będzie miała drogi ucieczki. Po co ma marnować życie na jakąś nastolatkę? Był jednak ciekawy tej czarownicy, która go zaatakowała. Niby nic, ale kogoś mu przypominała.
Idąc zauważył blond czuprynę, a jej właścicielka oglądała się na boki trochę przestraszona. Podszedł do niej wampirzym tempem i zagrodził drogę ucieczki. Zaskoczona dziewczyna wręcz podskoczyła w miejscu i cofnęła się o kilka kroków.
- Myślałem, że wyjechałaś – powiedział swobodnie, w ogóle niewzruszony jej strachem.
Wampirzyca spojrzała na niego, ale nie odezwała się. Tak, jakby nagle zabrakło jej języka w buzi. Znudzony czekaniem na odpowiedź przycisnął ją lekko do ściany.
- Czego mi nie powiedziałaś? – warknął.
- Nie wiem o co ci chodzi – mruknęła cicho, a Mikaelson wzmocnił uścisk.
- Chyba jednak wiesz – powiedział. – Czyżbyś zagubiła wnuczkę? – uniósł brwi.
- Co? – blondynka wyglądała na zdziwioną, ale szatyn nie dał się tak szybko nabrać.
Wiedział, że ona coś wiedziała i on też musiał to wiedzieć. Nie miał pewności, że to akurat kolejna czarownica z rodu Carterów, ale jakie były szanse, że jednak nie?
- Mów, co przede mną ukrywasz – wysyczał, patrząc w jej oczy.
Niebieskooka z całych sił próbowała wyzbyć się chęci powiedzenia mu wszystkiego, ale nie mogła. To było silniejsze, a słowa same cisnęły jej się na usta, choć nie wiedziała czemu. Ona była wampirem, jej nie da się zahipnotyzować! Przynajmniej tak myślała, tak naprawdę nie znając całej prawdy o Pierwotnym.
- Przed wyprowadzką do Las Vegas urodziłam córkę – powiedziała i sama zdziwiła się swoim wyznaniem.
Nie dość, że została zmuszona do powiedzenia tego, to jeszcze nazwała swoje dziecko córką, mimo swoich przekonań co do tej sytuacji. Nawet nie próbowała jej potem szukać, kiedy stała się tym, kim jest teraz. Bo po co? Po co miałaby mieszać się w życie Haylieneh? Już lepiej, żeby dziewczyna nie miała matki, niż miała ją taką.
Kol wzburzył się w środku, ale nie dał tego po sobie poznać i uśmiechnął się lekko. Więc jednak nie zakończył jednego z najsilniejszych rodów czarownic. Wkurzył się jeszcze bardziej na ten głupi gatunek nadnaturalnych „stworzeń”.
- Idziesz ze mną – próbował powiedzieć to jak najmilej, ale wyszedł mu jedynie warkot.
Wampir ruszył, a blondynka ciągnięta przez swoje własne nogi za nim. Nie chciała odzywać się, bo mogła coś źle powiedzieć, a od jakiegoś czasu nie miała w planach podpaść Pierwotnemu. Kto wie, do czego mógł się posunąć. Na razie pokazywał, że do wszystkiego i nic go nie obchodziło, oprócz swojego własnego nosa. Za to miała czas na zastanowienie się nad tym, że znowu natrafiła na swoją rodzinę. Miała szansę poznać swoich potomków, ale czy Vanjah właśnie tego chciała? Jakoś nie spieszyło jej się do tego.



Rebekah chwyciła za telefon Forbes, która dała jej go i wyszła na spotkanie z eks lub teraźniejszym chłopakiem. Kto ich tam wiedział. Mikaelson na miejscu Caroline już dawno przestałaby odzywać się do Tylera, skoro ten olewał ją przez kilka ostatnich miesięcy. A ona jednak leciała do niego jak pies po kiełbasę. Dzisiejsze nastolatki zadziwiały Rebekę swoją naiwnością, choć w głębi duszy Pierwotna była podobna do nich, ale nie chciała przyznać się do tego. Odkąd utraciła lekarstwo, którego tak bardzo pragnęła, na powrót musiała uporać się z tym, że jest wampirem, a mimo to dalej próbowała wtopić się w otaczający ją tłum.
Przeszukała listę kontaktów i jakie było jej zdziwienie, kiedy nie znalazła tam starszego brata. Wybrała numer, który właściwie zna na pamięć i zrobiła głośnomówiący, jako że była sama w swoim domu. Mężczyzna odebrał po jednym sygnale.
- Caroline, jak miło że dzwonisz – powiedział uradowany blondyn – czymże zasłużyłem na Twój telefon?
- Opanuj się, Nik – rzuciła niebieskooka, krzywiąc się, jakby usłyszała właśnie najobrzydliwszą rzecz na świecie. – Zachowaj te swoje popędy na potem – dodała.
- Rebekah – mruknął niemiło Klaus – czy ty zrobiłaś coś Caroline?
- Twojej ukochanej nic nie jest. Ma się dobrze, jest teraz na spacerze – odparła z nutką ironii.
- Gdzie wy jesteście? – zapytał, starając się utrzymać spokojny ton.
W rzeczywistości stał zirytowany w salonie, trzymając telefon tak, jakby zaraz miał go zgnieść w drobny mak. Nie podobało mu się zachowanie młodszej siostry. Gdyby powiedziała, to byłoby zupełnie inaczej. A tak? Jeszcze mieszała do tego Caroline.
- W Mystic Falls – odpowiedziała. – Nik, musisz o czymś wiedzieć…
- Co wy robicie w tej dziurze? – warknął, przerywając jej.
- Mamy problem – stwierdziła.
Elijah, który właśnie przed chwilą wszedł do pomieszczenia przywołany rozmową, spojrzał na Klausa poważnie i wyciągnął rękę w kierunku Hybrydy. Błękitnooki bez słowa podał mu telefon, lekko podirytowany bezmyślnością Rebeki. Dobrze, że szatyn zabrał od niego komórkę, bo nie dotrwałaby w ręku Klausa do końca rozmowy.
- Co się stało, Rebekah? – spytał najstarszy z nich, a blondynka wręcz odetchnęła z ulgą, słysząc głos Elijah.
Znając porywczość Niklausa, to nie wysłuchałby jej, tylko ciągle naskakiwał, że gdziekolwiek wyjechała. A potrzebna była jej rozmowa z kimś… zdrowym na umyśle.
- Nie ufajcie Stefanowi. Choć teraz pewnie nie jest w Nowym Orleanie, to mówię wam od razu. To nie Stefan – wytłumaczyła najprościej, jak tylko potrafiła i wyczekiwała odpowiedzi ze strony ciemnookiego.
- Co takiego? – zdziwił się.
- To Silas – rzuciła i rozejrzała się wokół, czując czyjąś obecność.
A może jej się po prostu wydawało.
Pierwotni spojrzeli po sobie w niemałym szoku.
- Przecież… - zaczął Elijah, ale nie dokończył, bo przerwała mu blondynka.
- Wiem, został zaczarowany, bla, bla. Najwidoczniej wiedźma albo nie postarała się za bardzo, albo nie ma jej na tym świecie.
- Była na zakończeniu roku – wtrącił Klaus.
- To nie jest teraz ważne. Naprawdę, mamy coś większego od martwej Bennett – przypomniała. – Razem z Caroline szukamy Stefana, Silas gdzieś jest za nami i nie jest nastawiony pokojowo.
Blondyn warknął w kierunku siostry. Na co jej panna Forbes? Przecież ona może zginąć w starciu z 2000-letnim wampirem. Rebekah da sobie radę, bo biały kołek i wszystkie sztylety są w bezpiecznym miejscu, a Caroline wystarczy przebić czymkolwiek z drewna. Martwił się o obie blondynki, ale bardziej o młodszą, wiedząc że nie jest wytrenowana do takich walk. Wzniósł oczy do nieba i zwrócił je z powrotem na Elijah.
- Jedziemy do was – rzucił najstarszy Mikaelson.
- Nie dajcie się zabić do tego czasu – syknął blondyn.
- Postaramy się – mruknęła ironicznie wampirzyca.
Obydwoje ruszyli szybkim tempem na lotnisko, skąd chcieli wziąć najszybszy odlot do Wirginii, ale ten był dopiero jutro. Nie mogli czekać. Podeszli do jakiegoś pilota i zahipnotyzowali go, żeby zabrał ich stąd jak najszybciej.
Elijah całkowicie zapomniał o śpiącej dziewczynie, która słysząc huki na dole obudziła się i zaspana zeszła na dół. Jednak nie zauważyła nikogo.
- Elijah! – zawołała.
Uśmiechnęła się delikatnie i chytrze, nie słysząc odpowiedzi. Poszła na górę ubrać się w czarne rurki, bokserkę, skórzaną kurtkę i tego samego koloru co wszystko buty na wysokim obcasie. Wychodząc na powietrze uśmiechnęła się sama do siebie i poszła w stronę miasta.



Blondynka poszła w miejsce, gdzie widziała Lockwooda. Bała się. Cholernie bała się odpowiedzi na ułożone przez nią pytania. Bała się stanąć przed nim i spojrzeć mu w oczy. Miała spotkać go po tylu miesiącach i, chociaż miała pełno wątpliwości, to chciała poczuć to samo co kiedyś. Wierzyła, że tak będzie. Albo przynajmniej miała na to nadzieję.
Przystanęła w miejscu, w którym ich oczy odnalazły się po tak długim czasie i rozejrzała się wokół. Nawet nie myślała, że mógłby tu zostać, ale siedział na jednej z ławek niedaleko z głową spuszczoną na dół. Wampirzyca wzięła głęboki wdech i powoli podeszła do mężczyzny. Brunet zwrócił głowę w jej kierunku, słysząc jak idzie i zaraz odwrócił ją z powrotem, tym razem patrząc przed siebie. Caroline usiadła obok niego, ale nie odezwała się. Nie było tego między nimi, co było kiedyś, to zniknęło wraz z jego wyjazdem, wraz z każdym kolejnym dniem bez ich wspólności. Forbes straciła ostatnie szczątki nadziei, bo była pewna, że coś jest nie tak. Bo, czy Tyler siedziałby obok niej bez cienia radości, gdyby wszystko było okej?
Chwila milczenia przeciągnęła się w ciągłe wyczekiwanie, aż ktoś się odezwie. Blondynka wciąż miała nadzieję, że to Tyler zabierze głos jako pierwszy, jednak nic takiego nie miało nadejść, a jej z każdą sekundą ciężej było cokolwiek z siebie wydusić.
- Caroline – zaczął w końcu głosem pełnym żalu.
Nagle niebieskooka zdała sobie sprawę, że wcale nie chce słuchać jego wyjaśnień, gdzie był i tłumaczenia „to nie tak”, a wiedziała, że właśnie to brunet chciał powiedzieć.
- Nie, Tyler – przerwała mu stanowczo, próbując spojrzeć w jego stronę, aż udało jej się to z wielką trudnością. – Powiedz tylko, czemu nie wróciłeś? – spytała, kryjąc wszystkie emocje głęboko w sobie.
Podniósł na nią wzrok, a zauważając, że ona także patrzy od razu się speszył, ale dalej spoglądał na jej twarz. Poczuł się jak ostatni idiota, widząc łzy w oczach kobiety, którą niegdyś kochał. Kiedyś odliczał minuty do spotkania właśnie z nią, spędził z nią najlepsze momenty i to dzięki niej przeżył te najgorsze. Kiedy wiedział już, że nie da rady, ona była przy nim. I na czym skończyli? Na rozerwaniu tej silnej więzi, którą byli połączeni przez długi okres czasu. W dodatku nie potrafili normalnie porozmawiać.
- To była długa wyprawa – ledwo przeszło mu to przez gardło, ale musiał, w końcu musiał powiedzieć prawdę.
Wampirzyca wstała gwałtownie i pokręciła głową, chcąc odejść. To zdecydowanie nie był dobry pomysł, żeby porozmawiać z Tylerem, jednak kiedyś musieli to zrobić.
- Caroline – złapał ją za nadgarstek, również wstając – wysłuchaj mnie do końca – dodał, jak niebieskooka znowu spojrzała na niego.
Dziewczyna wzięła kilka głębszych wdechów i przyłożyła na chwilę dłonie do twarzy, po czym spuściła je swobodnie na dół.
- Więc słucham – powiedziała cicho i usiadła znowu na ławce.
Nastawiła się na najgorsze, bo chyba właśnie to ciemnooki chciał jej powiedzieć. Nie było szans na jakiś głupi happy end, którego szczerze wyczekiwała.

/Luizjana, Metairie, dwa miesiące wcześniej/
Brunet stał w lesie, stąpając z nogi na nogę i co jakiś czas patrząc na zegarek. Nie dlatego, że osoba na którą czekał spóźniała się, po prostu liczył ile jeszcze zostało do ich spotkania.
Wreszcie zza drzew wyszła wysoka szatynka z delikatnym uśmiechem, który powiększał jej się z każdym kolejnym krokiem. Tyler rozłożył ramiona zadowolony z widoku dziewczyny i pochwycił ją, trzymając w mocnym uścisku i napawając się jej zapachem. Po tak długim czasie mógł ją zobaczyć, poczuć i pocałować. Stęsknił się za nią, choć minął dopiero tydzień od ich ostatniego potajemnego zejścia. Chłopak chciał widywać ją częściej, ale nie był w stanie mieszkać razem z szatynką w tym samym mieszkaniu ani nawet w tym samym mieście.
- Stęskniłam się, Lockwood – dziewczyna odsunęła się lekko od wilkołaka i pocałowała go namiętnie.
Poddali się temu momentowi, zapominając o wszystkich problemach, z którymi spotkali się w codzienności. Tyler zapomniał o blondynce, która czekała na niego, myśląc codziennie co on robi, gdzie jest, kiedy wróci. A on najzwyczajniej w świecie zapomniał o niej. Na tę chwilę.
Mulatka miała o wiele większy problem, ale wydawała się nim nie przejmować. Nawet nie chciała o tym myśleć. Najważniejsze było dla niej to, że może być z Tylerem.
- Ja za Tobą też, Hayley – wymruczał, nie chcąc psuć tego dnia.
Bo to miał być ich dzień.

/Virginia, Mystic Falls, czasy teraźniejsze/
Niebieskooka patrzyła przed siebie tępym wzrokiem, nie za bardzo kontaktując ze światem rzeczywistym. Porzucił ją. Pomiatał nią, jakby była zwykłym śmieciem. Dawał nadzieję, żeby potem móc najzwyczajniej w świecie złamać jej serce. On – chłopak, za którego ryzykowała życie, walczyła o względy u Klausa. Nie mogła w to uwierzyć. Jeszcze w dodatku z Hayley!
Już nie kryła łez. Pozwoliła im wyjść na zewnątrz, żeby powoli spłynęły po jej policzkach i skapnęły na koszulkę.
Tyler spoglądał na Forbes z bólem w sercu, ale kiedy opowiedział jej, co się zdarzyło poczuł ulgę. Nareszcie pozbył się tego ciężaru, który leżał na jego sercu, uciążliwie przeszkadzając w każdej czynności.
Caroline delikatnie otarła łzy z policzków i wstała, odchodząc. Jednak nie byłaby sobą, gdyby czegoś nie wtrąciła od siebie.
- Dobrze wiedzieć z kim byłam przez ostatnie dwa lata – prychnęła lekko przez ironiczny uśmiech.
Lockwood nic nie odpowiedział, a jedynie spuścił głowę, nawet nie chcąc patrzeć jak Care odchodzi. Pragnął rozejść się z nią w przyjacielskich stosunkach, ale jak mógł tego od niej oczekiwać, kiedy sam postąpił jak kretyn? 



***


HELLO, KOCHANI. <3 Oki, mam herbatkę, to mam czas coś napisać. :D Wybaczcie, że rozdział jest dzisiaj, a nie wczoraj, ale no... nie miałam po prostu czasu. Dopiero wróciłam godzinę temu, no i postanowiłam, jak najszybciej dodać. :D Od razu chcę powiedzieć, że nie jestem pewna, czy w niedzielę też uda mi się dodać, ale jak nie, to dodam w poniedziałek zaraz po obudzeniu się. :D 
Rozdziału nie skomentuję, ale chyba idę poprawiać kolejny. :D Aha! Wena mnie złapała i już sobie piszę 39. Jak na razie jestem zadowolona. ALE co tam, hahah. :D 
Chciałabym Wam wszystkim życzyć mnóstwo szczęścia, zdrowia, radości w życiu, weny tym co potrzebują, ciepełka, słoneczka albo burzy i mrocznych klimatów (jak kto woli :D), miłości, trochę też słodkości, dobrego śniadanka w Wielkanoc, fajnie przebytych świąt, czasu na wszystko co chcecie zrobić, cholercia nie wiem co dalej xD, żeby wasi rodzice/dziadkowie zrobili Wasze ulubione żarełko! :D I WIELE INNYCH! <3 Więc: WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH! <3
love, love, love,

artisticsmile. <3

5 komentarzy:

  1. Rozstanie? *.* One zawsze bolą, ale Tyler i Caroline nigdy nie powinni być razem!
    Podoba mi się, czekam na nexa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział <3
    Nik boi się o Caroline *O*
    To takie słodkie ;**
    Tyler i Caro zerwali :D
    Tańcze aktualnie taniec zwyciezcy :D
    Dziekuje Ci za to ze zerwali <3
    Czyżby Katherine uciekła?
    Życzę Ci mnóstwo weny i także Wesołych Świąt Wielkanocnych ;***
    Czekam z niecierpliwoiścią na kolejny rozdział ;**
    Pozdrawiam Caroline.
    PS Zapraszam na nowy rozdział na:
    http://eyes-dont-lie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezuuuuuuuuuuuuuuuuu!!!!!!!! Jaki z niego !@#@@!@#!#!@! :O. Biedna Care, szkoda mi jej. Ale dobrze że Klaus już jedzie do MF ^_^ Kocham Cię! Ty to wiesz jak nastrój człowiekowi polepszyć :3. Nie wiem czy się rozpiszę, ale postaram się. Hm.. Wybaxz że to nie ja pierwsza komentowałam (teraz wyjawiam Ci szczerą prawdę, nie śmiej się!!) ale gdy zobaczyłam gif z Klausem to zaczęła piszczeć "OMG OMG OMG!!! AAAAAA Kluuska!! " I włączyłam facebooka -__- ( dwa razy) -,-. Idiotka ze mnie >.< Wiem, ale tak reaguje. No co zrobisz, nic nie zrobisz ;//. Tak sobie myślę, że Tyler i ta szm.. (wybacz) Hayley mieli schadzki, to skąd pewność że to dziecko jet Klausa. Będę szczera. MAM WIELKIE HOPE ŻE TO JEST DZIECKO TYLERA! :D. Naprawdę. Wtedy to dopiero będzie się działo. ^^. Hm... Co by tu jeszcze.. Możesz mi proszę przypomnieć, czy w twoim opowiadaniu Caroline wie o dziecku? Iiii..Nie mogę się doczekać Klausa i Elijahy w MF. I kurczę, kiedy dowiedzą się o tej głupiej Hayley i schadzkach z Marcelem? :< Niech ją już zabiją! błagam! >.< Także to tyle lamentu ode mnie XD. Jesteś wolna. Pozdrawiam, życzę fajnych świąt, dużo weny i zabawy w uśmiercaniu (błaaaaaaagam) Hayley ^__^ dużo słoońca, choć ja chcę takie fajne buurze, takie głooośnee :D. I dużo pomysłów na inne, powalające opowiadania z Klaroline i nie tylko. Jeśli chcesz, to wpadnij to mnie, skomentuj, co sądzisz o badziewu, które piszę. (bo do tej pory, dzięki tobie czerpię motywację) :). Jesteś na moim TOP 8 - które wymyśliłam z nudów xd. :) Ściskam, całuję, pozdrawiam! ;**

    http://this-kind-of-love-never-dies.blogspot.com/
    http://flare-of-love.blogspot.com/
    http://you-are-the-sun-that-looks-in-my-soul.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Klaus&Rebekah&Caroline - nie wiem jak to nazwać... Klarebeline? W każdym razie błagam cię o więcej takich scen!
    "Zachowaj te swoje popędy na potem" hahahah no myślałam, że padnę ze śmiechu! Biedny Klaus... :(
    Nie cierpię Tylera. On tak mi działa na nerwy, że nie mogę, no!! Sama jak piszę swoje opowiadanie to muszę się powstrzymywać przed zlikwidowaniem go... grr
    Czekam na następny rozdział;) Zapraszam na krótką notkę świąteczną i życzę Wesołych Świąt:>
    Magenta
    klaroline-love.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. jak zwykle świetny, kocham twój blog i jak zawsze czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały.

    Z okazji że święta się zbliżają
    W te przepiękne święta Wielkanocne życzę Ci
    radosnych spotkań w gronie rodziny przy wielkanocnym stole,
    samych jajek święconych,
    zajączka i żółtego kurczaka,
    by twe szczęście trwało bez końca!
    Całuski życze dużo weny. :)

    OdpowiedzUsuń

DZIĘKI, ŻE JESTEŚCIE, ŁIII! :D