~ 12
~
To była długa
wyprawa.
Przestało go to bawić. Za każdym
razem przegrywał, a powinien wygrywać, był silniejszy. Czarownice miały nadnaturalne umiejętności, jednak to wampiry
były szybsze i silniejsze. Cieszyła go utrata mocy przez Bennett, bo teraz ta
mała wiedźma nie będzie się wywyższała i robiła z siebie niewiadomo kogo. Bez
tego całego czary-mary Bonnie mogła jedynie pomarzyć o przeżyciu. Chyba, że
przy niej była jeszcze inna czarownica, silniejsza. Skąd one wszystkie się
biorą? Przecież Kol jeździł po tylu stanach, wyniszczając ostatnią z „gatunku”,
ale najwidoczniej zrobił coś nie tak.
Wracał z baru, w którym zaszył się na noc. Uznał,
że niepotrzebnie teraz miałby ścigać tę trójcę, bo to wymagało większego planu,
niż zwykłego ścigania ich. Po jakimś czasie i tak wpadnie na mulatkę, a wtedy
już na pewno nie będzie miała drogi ucieczki. Po co ma marnować życie na jakąś
nastolatkę? Był jednak ciekawy tej czarownicy, która go zaatakowała. Niby nic,
ale kogoś mu przypominała.
Idąc zauważył blond czuprynę, a jej właścicielka
oglądała się na boki trochę przestraszona. Podszedł do niej wampirzym tempem i
zagrodził drogę ucieczki. Zaskoczona dziewczyna wręcz podskoczyła w miejscu i
cofnęła się o kilka kroków.
Wampirzyca spojrzała na niego, ale nie odezwała
się. Tak, jakby nagle zabrakło jej języka w buzi. Znudzony czekaniem na
odpowiedź przycisnął ją lekko do ściany.
- Czego mi nie powiedziałaś? – warknął.
- Nie wiem o co ci chodzi – mruknęła cicho, a
Mikaelson wzmocnił uścisk.
- Chyba jednak wiesz – powiedział. – Czyżbyś
zagubiła wnuczkę? – uniósł brwi.
- Co? – blondynka wyglądała na zdziwioną, ale
szatyn nie dał się tak szybko nabrać.
Wiedział, że ona coś wiedziała i on też musiał to
wiedzieć. Nie miał pewności, że to akurat kolejna czarownica z rodu Carterów,
ale jakie były szanse, że jednak nie?
- Mów, co przede mną ukrywasz – wysyczał, patrząc
w jej oczy.
Niebieskooka z całych sił próbowała wyzbyć się
chęci powiedzenia mu wszystkiego, ale nie mogła. To było silniejsze, a słowa
same cisnęły jej się na usta, choć nie wiedziała czemu. Ona była wampirem, jej
nie da się zahipnotyzować! Przynajmniej tak myślała, tak naprawdę nie znając
całej prawdy o Pierwotnym.
- Przed wyprowadzką do Las Vegas urodziłam córkę
– powiedziała i sama zdziwiła się swoim wyznaniem.
Nie dość, że została zmuszona do powiedzenia
tego, to jeszcze nazwała swoje dziecko córką, mimo swoich przekonań co do tej
sytuacji. Nawet nie próbowała jej potem szukać, kiedy stała się tym, kim jest
teraz. Bo po co? Po co miałaby mieszać się w życie Haylieneh? Już lepiej, żeby
dziewczyna nie miała matki, niż miała ją taką.
Kol wzburzył się w środku, ale nie dał tego po
sobie poznać i uśmiechnął się lekko. Więc jednak nie zakończył jednego z
najsilniejszych rodów czarownic. Wkurzył się jeszcze bardziej na ten głupi
gatunek nadnaturalnych „stworzeń”.
- Idziesz ze mną – próbował powiedzieć to jak
najmilej, ale wyszedł mu jedynie warkot.
Wampir ruszył, a blondynka ciągnięta przez swoje
własne nogi za nim. Nie chciała odzywać się, bo mogła coś źle powiedzieć, a od
jakiegoś czasu nie miała w planach podpaść Pierwotnemu. Kto wie, do czego mógł
się posunąć. Na razie pokazywał, że do wszystkiego i nic go nie obchodziło,
oprócz swojego własnego nosa. Za to miała czas na zastanowienie się nad tym, że
znowu natrafiła na swoją rodzinę. Miała szansę poznać swoich potomków, ale czy
Vanjah właśnie tego chciała? Jakoś nie spieszyło jej się do tego.
Rebekah chwyciła za telefon Forbes, która dała
jej go i wyszła na spotkanie z eks lub teraźniejszym chłopakiem. Kto ich tam
wiedział. Mikaelson na miejscu Caroline już dawno przestałaby odzywać się do
Tylera, skoro ten olewał ją przez kilka ostatnich miesięcy. A ona jednak
leciała do niego jak pies po kiełbasę. Dzisiejsze nastolatki zadziwiały Rebekę
swoją naiwnością, choć w głębi duszy Pierwotna była podobna do nich, ale nie
chciała przyznać się do tego. Odkąd utraciła lekarstwo, którego tak bardzo
pragnęła, na powrót musiała uporać się z tym, że jest wampirem, a mimo to dalej
próbowała wtopić się w otaczający ją tłum.
Przeszukała listę kontaktów i jakie było jej
zdziwienie, kiedy nie znalazła tam starszego brata. Wybrała numer, który
właściwie zna na pamięć i zrobiła głośnomówiący, jako że była sama w swoim
domu. Mężczyzna odebrał po jednym sygnale.
- Caroline, jak miło że dzwonisz – powiedział
uradowany blondyn – czymże zasłużyłem na Twój telefon?
- Opanuj się, Nik – rzuciła niebieskooka,
krzywiąc się, jakby usłyszała właśnie najobrzydliwszą rzecz na świecie. –
Zachowaj te swoje popędy na potem – dodała.
- Rebekah – mruknął niemiło Klaus – czy ty
zrobiłaś coś Caroline?
- Twojej ukochanej nic nie jest. Ma się dobrze,
jest teraz na spacerze – odparła z nutką ironii.
- Gdzie wy jesteście? – zapytał, starając się
utrzymać spokojny ton.
W rzeczywistości stał zirytowany w salonie,
trzymając telefon tak, jakby zaraz miał go zgnieść w drobny mak. Nie podobało
mu się zachowanie młodszej siostry. Gdyby powiedziała, to byłoby zupełnie
inaczej. A tak? Jeszcze mieszała do tego Caroline.
- W Mystic Falls – odpowiedziała. – Nik, musisz o
czymś wiedzieć…
- Co wy robicie w tej dziurze? – warknął,
przerywając jej.
- Mamy problem – stwierdziła.
Elijah, który właśnie przed chwilą wszedł do
pomieszczenia przywołany rozmową, spojrzał na Klausa poważnie i wyciągnął rękę
w kierunku Hybrydy. Błękitnooki bez słowa podał mu telefon, lekko podirytowany
bezmyślnością Rebeki. Dobrze, że szatyn zabrał od niego komórkę, bo nie
dotrwałaby w ręku Klausa do końca rozmowy.
- Co się stało, Rebekah? – spytał najstarszy z nich,
a blondynka wręcz odetchnęła z ulgą, słysząc głos Elijah.
Znając porywczość Niklausa, to nie wysłuchałby
jej, tylko ciągle naskakiwał, że gdziekolwiek wyjechała. A potrzebna była jej
rozmowa z kimś… zdrowym na umyśle.
- Nie ufajcie Stefanowi. Choć teraz pewnie nie
jest w Nowym Orleanie, to mówię wam od razu. To nie Stefan – wytłumaczyła
najprościej, jak tylko potrafiła i wyczekiwała odpowiedzi ze strony
ciemnookiego.
- Co takiego? – zdziwił się.
- To Silas – rzuciła i rozejrzała się wokół,
czując czyjąś obecność.
A może jej się po prostu wydawało.
Pierwotni spojrzeli po sobie w niemałym szoku.
- Przecież… - zaczął Elijah, ale nie dokończył,
bo przerwała mu blondynka.
- Wiem, został zaczarowany, bla, bla.
Najwidoczniej wiedźma albo nie postarała się za bardzo, albo nie ma jej na tym
świecie.
- Była na zakończeniu roku – wtrącił Klaus.
- To nie jest teraz ważne. Naprawdę, mamy coś
większego od martwej Bennett – przypomniała. – Razem z Caroline szukamy
Stefana, Silas gdzieś jest za nami i nie jest nastawiony pokojowo.
Blondyn warknął w kierunku siostry. Na co jej
panna Forbes? Przecież ona może zginąć w starciu z 2000-letnim wampirem.
Rebekah da sobie radę, bo biały kołek i wszystkie sztylety są w bezpiecznym
miejscu, a Caroline wystarczy przebić czymkolwiek z drewna. Martwił się o obie
blondynki, ale bardziej o młodszą, wiedząc że nie jest wytrenowana do takich
walk. Wzniósł oczy do nieba i zwrócił je z powrotem na Elijah.
- Jedziemy do was – rzucił najstarszy Mikaelson.
- Nie dajcie się zabić do tego czasu – syknął
blondyn.
- Postaramy się – mruknęła ironicznie wampirzyca.
Obydwoje ruszyli szybkim tempem na lotnisko, skąd
chcieli wziąć najszybszy odlot do Wirginii, ale ten był dopiero jutro. Nie
mogli czekać. Podeszli do jakiegoś pilota i zahipnotyzowali go, żeby zabrał ich
stąd jak najszybciej.
Elijah całkowicie zapomniał o śpiącej
dziewczynie, która słysząc huki na dole obudziła się i zaspana zeszła na dół.
Jednak nie zauważyła nikogo.
- Elijah! – zawołała.
Uśmiechnęła się delikatnie i chytrze, nie słysząc
odpowiedzi. Poszła na górę ubrać się w czarne rurki, bokserkę, skórzaną kurtkę
i tego samego koloru co wszystko buty na wysokim obcasie. Wychodząc na
powietrze uśmiechnęła się sama do siebie i poszła w stronę miasta.
Blondynka poszła w miejsce, gdzie widziała
Lockwooda. Bała się. Cholernie bała się odpowiedzi na ułożone przez nią
pytania. Bała się stanąć przed nim i spojrzeć mu w oczy. Miała spotkać go po
tylu miesiącach i, chociaż miała pełno wątpliwości, to chciała poczuć to samo
co kiedyś. Wierzyła, że tak będzie. Albo przynajmniej miała na to nadzieję.
Przystanęła w miejscu, w którym ich oczy
odnalazły się po tak długim czasie i rozejrzała się wokół. Nawet nie myślała,
że mógłby tu zostać, ale siedział na jednej z ławek niedaleko z głową spuszczoną
na dół. Wampirzyca wzięła głęboki wdech i powoli podeszła do mężczyzny. Brunet
zwrócił głowę w jej kierunku, słysząc jak idzie i zaraz odwrócił ją z powrotem,
tym razem patrząc przed siebie. Caroline usiadła obok niego, ale nie odezwała
się. Nie było tego między nimi, co było kiedyś, to zniknęło wraz z jego
wyjazdem, wraz z każdym kolejnym dniem bez ich wspólności. Forbes straciła
ostatnie szczątki nadziei, bo była pewna, że coś jest nie tak. Bo, czy Tyler
siedziałby obok niej bez cienia radości, gdyby wszystko było okej?
Chwila milczenia przeciągnęła się w ciągłe
wyczekiwanie, aż ktoś się odezwie. Blondynka wciąż miała nadzieję, że to Tyler
zabierze głos jako pierwszy, jednak nic takiego nie miało nadejść, a jej z
każdą sekundą ciężej było cokolwiek z siebie wydusić.
- Caroline – zaczął w końcu głosem pełnym żalu.
Nagle niebieskooka zdała sobie sprawę, że wcale
nie chce słuchać jego wyjaśnień, gdzie był i tłumaczenia „to nie tak”, a
wiedziała, że właśnie to brunet chciał powiedzieć.
- Nie, Tyler – przerwała mu stanowczo, próbując
spojrzeć w jego stronę, aż udało jej się to z wielką trudnością. – Powiedz
tylko, czemu nie wróciłeś? – spytała, kryjąc wszystkie emocje głęboko w sobie.
Podniósł na nią wzrok, a zauważając, że ona także
patrzy od razu się speszył, ale dalej spoglądał na jej twarz. Poczuł się jak
ostatni idiota, widząc łzy w oczach kobiety, którą niegdyś kochał. Kiedyś
odliczał minuty do spotkania właśnie z nią, spędził z nią najlepsze momenty i
to dzięki niej przeżył te najgorsze. Kiedy wiedział już, że nie da rady, ona
była przy nim. I na czym skończyli? Na rozerwaniu tej silnej więzi, którą byli
połączeni przez długi okres czasu. W dodatku nie potrafili normalnie
porozmawiać.
- To była długa wyprawa – ledwo przeszło mu to
przez gardło, ale musiał, w końcu musiał powiedzieć prawdę.
Wampirzyca wstała gwałtownie i pokręciła głową,
chcąc odejść. To zdecydowanie nie był dobry pomysł, żeby porozmawiać z Tylerem,
jednak kiedyś musieli to zrobić.
- Caroline – złapał ją za nadgarstek, również
wstając – wysłuchaj mnie do końca – dodał, jak niebieskooka znowu spojrzała na
niego.
Dziewczyna wzięła kilka głębszych wdechów i
przyłożyła na chwilę dłonie do twarzy, po czym spuściła je swobodnie na dół.
- Więc słucham – powiedziała cicho i usiadła
znowu na ławce.
Nastawiła się na najgorsze, bo chyba właśnie to
ciemnooki chciał jej powiedzieć. Nie było szans na jakiś głupi happy end,
którego szczerze wyczekiwała.
/Luizjana,
Metairie, dwa miesiące wcześniej/
Brunet stał
w lesie, stąpając z nogi na nogę i co jakiś czas patrząc na zegarek. Nie
dlatego, że osoba na którą czekał spóźniała się, po prostu liczył ile jeszcze
zostało do ich spotkania.
Wreszcie
zza drzew wyszła wysoka szatynka z delikatnym uśmiechem, który powiększał jej
się z każdym kolejnym krokiem. Tyler rozłożył ramiona zadowolony z widoku
dziewczyny i pochwycił ją, trzymając w mocnym uścisku i napawając się jej
zapachem. Po tak długim czasie mógł ją zobaczyć, poczuć i pocałować. Stęsknił
się za nią, choć minął dopiero tydzień od ich ostatniego potajemnego zejścia.
Chłopak chciał widywać ją częściej, ale nie był w stanie mieszkać razem z
szatynką w tym samym mieszkaniu ani nawet w tym samym mieście.
-
Stęskniłam się, Lockwood – dziewczyna odsunęła się lekko od wilkołaka i
pocałowała go namiętnie.
Poddali się
temu momentowi, zapominając o wszystkich problemach, z którymi spotkali się w
codzienności. Tyler zapomniał o blondynce, która czekała na niego, myśląc
codziennie co on robi, gdzie jest, kiedy wróci. A on najzwyczajniej w świecie
zapomniał o niej. Na tę chwilę.
Mulatka
miała o wiele większy problem, ale wydawała się nim nie przejmować. Nawet nie
chciała o tym myśleć. Najważniejsze było dla niej to, że może być z Tylerem.
- Ja za
Tobą też, Hayley – wymruczał, nie chcąc psuć tego dnia.
Bo to miał
być ich dzień.
/Virginia,
Mystic Falls, czasy teraźniejsze/
Niebieskooka patrzyła przed siebie tępym
wzrokiem, nie za bardzo kontaktując ze światem rzeczywistym. Porzucił ją.
Pomiatał nią, jakby była zwykłym śmieciem. Dawał nadzieję, żeby potem móc najzwyczajniej
w świecie złamać jej serce. On – chłopak, za którego ryzykowała życie, walczyła
o względy u Klausa. Nie mogła w to uwierzyć. Jeszcze w dodatku z Hayley!
Już nie kryła łez. Pozwoliła im wyjść na
zewnątrz, żeby powoli spłynęły po jej policzkach i skapnęły na koszulkę.
Tyler spoglądał na Forbes z bólem w sercu, ale
kiedy opowiedział jej, co się zdarzyło poczuł ulgę. Nareszcie pozbył się tego
ciężaru, który leżał na jego sercu, uciążliwie przeszkadzając w każdej
czynności.
Caroline delikatnie otarła łzy z policzków i
wstała, odchodząc. Jednak nie byłaby sobą, gdyby czegoś nie wtrąciła od siebie.
- Dobrze wiedzieć z kim byłam przez ostatnie dwa
lata – prychnęła lekko przez ironiczny uśmiech.
Lockwood nic nie odpowiedział, a jedynie spuścił
głowę, nawet nie chcąc patrzeć jak Care odchodzi. Pragnął rozejść się z nią w
przyjacielskich stosunkach, ale jak mógł tego od niej oczekiwać, kiedy sam
postąpił jak kretyn?
***
HELLO, KOCHANI. <3 Oki, mam herbatkę, to mam czas coś napisać. :D Wybaczcie, że rozdział jest dzisiaj, a nie wczoraj, ale no... nie miałam po prostu czasu. Dopiero wróciłam godzinę temu, no i postanowiłam, jak najszybciej dodać. :D Od razu chcę powiedzieć, że nie jestem pewna, czy w niedzielę też uda mi się dodać, ale jak nie, to dodam w poniedziałek zaraz po obudzeniu się. :D
Rozdziału nie skomentuję, ale chyba idę poprawiać kolejny. :D Aha! Wena mnie złapała i już sobie piszę 39. Jak na razie jestem zadowolona. ALE co tam, hahah. :D
Chciałabym Wam wszystkim życzyć mnóstwo szczęścia, zdrowia, radości w życiu, weny tym co potrzebują, ciepełka, słoneczka albo burzy i mrocznych klimatów (jak kto woli :D), miłości, trochę też słodkości, dobrego śniadanka w Wielkanoc, fajnie przebytych świąt, czasu na wszystko co chcecie zrobić, cholercia nie wiem co dalej xD, żeby wasi rodzice/dziadkowie zrobili Wasze ulubione żarełko! :D I WIELE INNYCH! <3 Więc: WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH! <3
love, love, love,
artisticsmile. <3
Rozstanie? *.* One zawsze bolą, ale Tyler i Caroline nigdy nie powinni być razem!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, czekam na nexa :)
Świetny rozdział <3
OdpowiedzUsuńNik boi się o Caroline *O*
To takie słodkie ;**
Tyler i Caro zerwali :D
Tańcze aktualnie taniec zwyciezcy :D
Dziekuje Ci za to ze zerwali <3
Czyżby Katherine uciekła?
Życzę Ci mnóstwo weny i także Wesołych Świąt Wielkanocnych ;***
Czekam z niecierpliwoiścią na kolejny rozdział ;**
Pozdrawiam Caroline.
PS Zapraszam na nowy rozdział na:
http://eyes-dont-lie.blogspot.com/
Jezuuuuuuuuuuuuuuuuu!!!!!!!! Jaki z niego !@#@@!@#!#!@! :O. Biedna Care, szkoda mi jej. Ale dobrze że Klaus już jedzie do MF ^_^ Kocham Cię! Ty to wiesz jak nastrój człowiekowi polepszyć :3. Nie wiem czy się rozpiszę, ale postaram się. Hm.. Wybaxz że to nie ja pierwsza komentowałam (teraz wyjawiam Ci szczerą prawdę, nie śmiej się!!) ale gdy zobaczyłam gif z Klausem to zaczęła piszczeć "OMG OMG OMG!!! AAAAAA Kluuska!! " I włączyłam facebooka -__- ( dwa razy) -,-. Idiotka ze mnie >.< Wiem, ale tak reaguje. No co zrobisz, nic nie zrobisz ;//. Tak sobie myślę, że Tyler i ta szm.. (wybacz) Hayley mieli schadzki, to skąd pewność że to dziecko jet Klausa. Będę szczera. MAM WIELKIE HOPE ŻE TO JEST DZIECKO TYLERA! :D. Naprawdę. Wtedy to dopiero będzie się działo. ^^. Hm... Co by tu jeszcze.. Możesz mi proszę przypomnieć, czy w twoim opowiadaniu Caroline wie o dziecku? Iiii..Nie mogę się doczekać Klausa i Elijahy w MF. I kurczę, kiedy dowiedzą się o tej głupiej Hayley i schadzkach z Marcelem? :< Niech ją już zabiją! błagam! >.< Także to tyle lamentu ode mnie XD. Jesteś wolna. Pozdrawiam, życzę fajnych świąt, dużo weny i zabawy w uśmiercaniu (błaaaaaaagam) Hayley ^__^ dużo słoońca, choć ja chcę takie fajne buurze, takie głooośnee :D. I dużo pomysłów na inne, powalające opowiadania z Klaroline i nie tylko. Jeśli chcesz, to wpadnij to mnie, skomentuj, co sądzisz o badziewu, które piszę. (bo do tej pory, dzięki tobie czerpię motywację) :). Jesteś na moim TOP 8 - które wymyśliłam z nudów xd. :) Ściskam, całuję, pozdrawiam! ;**
OdpowiedzUsuńhttp://this-kind-of-love-never-dies.blogspot.com/
http://flare-of-love.blogspot.com/
http://you-are-the-sun-that-looks-in-my-soul.blogspot.com/
Klaus&Rebekah&Caroline - nie wiem jak to nazwać... Klarebeline? W każdym razie błagam cię o więcej takich scen!
OdpowiedzUsuń"Zachowaj te swoje popędy na potem" hahahah no myślałam, że padnę ze śmiechu! Biedny Klaus... :(
Nie cierpię Tylera. On tak mi działa na nerwy, że nie mogę, no!! Sama jak piszę swoje opowiadanie to muszę się powstrzymywać przed zlikwidowaniem go... grr
Czekam na następny rozdział;) Zapraszam na krótką notkę świąteczną i życzę Wesołych Świąt:>
Magenta
klaroline-love.blog.pl
jak zwykle świetny, kocham twój blog i jak zawsze czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały.
OdpowiedzUsuńZ okazji że święta się zbliżają
W te przepiękne święta Wielkanocne życzę Ci
radosnych spotkań w gronie rodziny przy wielkanocnym stole,
samych jajek święconych,
zajączka i żółtego kurczaka,
by twe szczęście trwało bez końca!
Całuski życze dużo weny. :)