~ 28
~
Nie zabiję Cię,
obiecuję.
Szatynka podejrzewała do czego
zmierza Marcel, wypytując ją o Pierwotnych, jednak ta nie zamierzała przyznawać
się do tego, że ich zna. I to bardzo dobrze. Poza tym jeśli rozmawiałaby o
Elijahy, od razu zaczęłaby o nim myśleć, a to wolała odkładać, najlepiej w
nieskończoność.
- Więc… jaki jest Twój plan na wielką
zemstę? – zapytała szybko, żeby Marcel nie zdążył się odezwać.
- Myślałem, że mi w tym pomożesz –
powiedział.
- Serio? Nie wydaje mi się, żebyś nie
mógł poradzić sobie z tą dwójką – prychnęła arogancko i założyła ręce na klatkę
piersiową. – Ja dawałam sobie radę – dodała.
- To dlaczego jesteś człowiekiem? –
uniósł brwi, czym sprawił, że Katherine zamilkła na krótką chwilę.
Okej, oprócz tego momentu, to zawsze
z nimi wygrywała. Była krok przed nimi, a potem niszczyła. To, że raz byli
górą, nie znaczy że już tam pozostaną. Na pewno łatwo było ich stamtąd zrzucić.
Wystarczy zostać wampirem.
- Wracajmy do Daviny. Powinna już coś
mieć – zmieniła temat, na co Marcel uśmiechnął się lekko.
Coś było w tej dziewczynie, że chciał
jej pomóc. A z drugiej strony miał ochotę pozbyć się jej jak najszybciej. Ale
to Katherine mogła doprowadzić go do Eleny i Damona, a to był jego priorytet.
Jak na ten czas.
Wyglądało, że wszystko jest już
gotowe. Księżyc wbił się prawie na sam szczyt, więc to była tylko kwestia
czasu, aż zaczną. Jeremy siedział w samochodzie, nerwowo patrząc to na zegarek,
to za tylną szybę. Elizabeth stała przy Silasie, wpatrując się w młodszego
Gilberta z nadzieją, że jego „plan” wypali. Cokolwiek nim było. Ponadto pomysł
Silasa bardzo jej się spodobał, ale przecież nie mogła zawieść Jeremiego.
Jednak obiecała sobie, że jeśli myśl Jera nie wypali to pomoże Silasowi, mimo
wszystko. Nawet jeśli potem Gilbert miałby ją znienawidzić. Wcześniej potrafiła
bez niego żyć, teraz też powinna przeżyć.
Kol stał znowu unieruchomiony tym
razem przez Elizabeth i wcale mu się to nie podobało. Zaledwie minuty dzieliły
go od tego, żeby cała jego rodzina zginęła. Przez NIEGO. Silas podszedł do
niego z jakimś złotym pucharem. Był całkiem stary, z tego co można było
zauważyć. Mikaelson zmrużył na niego oczy i prychnął.
- Nie dam Ci mojej krwi – warknął.
- Nawet nie zamierzałem pytać –
odparł blondyn z uśmiechem, który zawsze irytował Kola.
Był taki spokojny, pewny siebie,
jakby był najpotężniejszą istotą na całej kuli ziemskiej.
Silas wyciągnął przed siebie naczynie
i przymknął oczy, a Kol uniósł brew patrząc na jego poczynania. Jakież wielkie
było zdziwienie Pierwotnego, kiedy jego prawa ręka zaczęła samoistnie podnosić
się do góry i pomału wyprostowywać. Próbował opanować swoją własną kończynę,
jednak nie udało mu się to, mimo ogromnego wysiłku jaki w to włożył. Po chwili
z głównej żyły Mikaelsona wypłynęła krew wprost do pucharu trzymanego przez
Silasa. Może i ledwo cokolwiek czuł, ale nie było to zbyt przyjemne uczucie,
jakbyś był kranem i ktoś właśnie Cię odkręcił.
Kol odzyskał władzę nad swoją ręką,
dopiero w chwili, kiedy Silas już miał to, czego potrzebował. Po ranie nie było
widać ani śladu. To nie zmieniało tego, że teraz czarownik ma wszystko, aby
dokończyć swój plan.
- Spokojnie, Kol, tak będzie lepiej
dla nas wszystkich – rzucił i roześmiał się na widok zaciętej miny Mikaelsona.
- Martwy, czy nie - i tak nie masz ze
mną szans – powiedział Pierwotny, uśmiechając się nagle wesoło.
- Przykro mi, ale nie licz na zemstę,
bo raczej Ci nie wyjdzie – blondyn wzruszył ramionami i odszedł od niego.
Kol w dalszym ciągu uśmiechał się,
tym razem przebiegle. Zerknął w stronę Gilberta, który spojrzał za siebie
wyraźnie zniecierpliwiony. W końcu się na
coś przydałeś, kolego, pomyślał Mikaelson, poszerzając swój uśmiech.
Bonnie szła pogrążona we własnym
myślach, które cały czas ją dręczyły, mimo tego, że minęło już tak dużo czasu
od tamtych chwil. Za nic nie potrafiła zapomnieć, chociaż naprawdę bardzo
chciała. Brunetka była wręcz pewna, że coś jest nie tak, ale nie miała pojęcia
co to mogło być. Bo przecież kochała Jeremiego, a jednak tak po prostu
pozwoliła mu odejść i zostać z Elizabeth. Żadnego żalu, złości, zazdrości… nic.
Jakby w ogóle jej nie zależało na Gilbercie.
Z zamyślenia, na jej szczęście,
wyrwał ją telefon Stefana, który niemalże natychmiast go odebrał.
- Caroline wpadła na herbatę –
usłyszał zdenerwowany głos Klausa i zwolnił swoje tempo, co też zrobiła
Bennett. – Radzę wam się pospieszyć – powiedział Niklaus, co Salvatore odebrał
jako groźbę.
- Zaraz będziemy – rzucił blondyn i
rozłączył się, kierując wzrok na dziewczynę. – Caroline poszła do Mikaelsonów i
lepiej, żebyśmy tam poszli zanim Klaus zrobi coś głupiego – dodał, a zielonooka
pokiwała głową.
Nie mogła uwierzyć w to co się
dzieje. Wszystko tak nagle odwróciło się do góry nogami, gdy tylko wróciła z
Las Vegas. Spodziewała się przemiłych wakacji z przyjaciółmi, a jedyne co
dostała to przyjaciółkę pozbawioną emocji. Musieli jej pomóc. Nie chciała
powtórki z rozrywki, kiedy to Elena miała wyłączone uczucia. Musieli działać
szybko.
Davina znudzona przewróciła kolejną
stronę książki i nareszcie jej oczom ukazało się coś przydatnego. Od razu
ożywiła się i podniosła do siadu, kładąc księgę przed sobą i czytając kolejne
wersy. „Lekarstwo odczynia zły urok,
miesza się z krwią, wchodzi w serce. Grzech nie pozbywa się tego, co już raz
zostało wypite – pozostaje na zawsze.” Koniec. Można by pomyśleć, że pisał
to jakiś wariat pod wpływem alkoholu, jednak Carter idealnie zrozumiała
przenośnię. Więc jedyne, co musiała zrobić to wyczyścić krew Katherine. W ten
sposób Pierce będzie w pewnym sensie zwykłym człowiekiem i nie będzie miała
żadnego problemu z przemianą w wampira. Chociaż Davina nie miała zielonego
pojęcia, jak to wpłynie na jej wiek, bo Katerina żyje już ponad 500 lat, ale
nie przejmowała się tym zbyt długo. Najważniejsze, że pozbędzie się
nieproszonego gościa szybciej niż tego oczekiwała i powróci do normalnego
życia. Tak jakby normalnego. Na tę wspaniałą myśl uśmiechnęła się szeroko i
chwyciła za telefon, aby zadzwonić do Marcela, jednak nie zdążyła go nawet
odblokować, a w progu pojawił się Gerard razem z Petrovą.
Hayley podkuliła nogi pod brodę i
przymknęła oczy, wzdychając ciężko. Gdyby nie Elijah, to z pewnością umarłaby z
rąk Caroline. Do tej pory nie miała pojęcia, jak wampirzyca dowiedziała się, że
ona tutaj przebywa i w dodatku po co do niej przyszła. Skoro jej się nudziło,
to mogła porobić masę innych ciekawszych rzeczy do roboty niż zabicie jej.
Nagle poczuła, jak łóżko niedaleko
niej zapada się, a ktoś kładzie rękę na jej ramieniu. Hayley nie musiała
zgadywać, żeby wiedzieć, kto jest tym „ktosiem”. On jako jedyny z całego tego
towarzystwa przejmował się choć w małej części. Marshall uśmiechnęła się lekko,
podnosząc powieki i patrząc na pocieszający uśmiech Elijahy.
- Wszystko w porządku? – zapytał.
Martwił się o nią. Hayley była osobą,
która mogła zjednoczyć rodzinę Mikaelsonów, ale była także dla niego młodszą
siostrą. Może i Elijah nie był z
dziewczyną aż tak blisko jak z Rebeką, jednak odczuwał podobne potrzeby
chronienia Hay za wszelką cenę. A teraz to właśnie ona potrzebowała jego
pomocy.
- Jest okej – odparła i pokiwała
lekko głową. – Oprócz tego, że Klaus na pewno zabije mnie za mój sekretny
związek z jego wrogiem i przy okazji jego też – mówiła, kiwając dalej głową, po
czym zacisnęła usta, tworząc coś na pozór linii i spojrzała przed siebie.
Pierwotny zmarszczył brwi na jej
słowa, uważnie obserwując jej wyraz twarzy. Po chwili zdobył się na to, żeby
pochwycić dłoń szatynki i spojrzeć jej w oczy. Mulatka lekko zdezorientowana,
ale nie dała tego po sobie poznać, wróciła wzrokiem na wampira i zmrużyła lekko
oczy, zastanawiając się co powie. W rzeczywistości była mu bardzo wdzięczna, że
próbuje ją pocieszyć.
- Nie pozwolę mu na to – powiedział
to tak dosadnie i prawdziwie, że Hayley uwierzyła mu bez wahania.
Wymienili się szczerymi uśmiechami,
dalej trzymając się za ręce i patrząc sobie nawzajem w oczy.
Jechali przez las, a Elena z każdym
kolejnym metrem zdawała sobie sprawę, jak bardzo jest źle. Dopiero teraz zadała
sobie naprawdę ważne pytanie: Jak Jeremy
znalazł się w Las Vegas?! Miał być w domku nad jeziorem, a on tymczasem
okłamywał ją i pojechał na drugą stronę Stanów. Nie sądziła, że jej własny brat
zrobi jej coś takiego i w dodatku teraz jest w kłopotach. Ciekawe, czy
kiedykolwiek dowiedziałaby się, gdyby nie to?! Jaki on musiał być głupi myśląc,
że Elena nigdy się o tym nie dowie i to mu ujdzie płazem. Sama Gilbert nie
wiedziała, czy jest bardziej zła czy zawiedziona? W końcu pokręciła głową i
westchnęła zła, opadając na oparcie fotela.
Vanjah za to zastanawiała się, gdzie
oni właściwie ją wywożą? Nie mówiła nic od czasu, kiedy ją tak bez powodu zabrali
ze sobą, co było do niej niepodobne. Zawsze była taka rozgadana, że ludzie nie
potrafili jej zamknąć, no chyba, że tą osobą był Kol. Nie! Wyjechała od niego,
nareszcie, i już więcej na niego nie trafi. Ani na niego, ani na tą chorą
niby-wnuczkę czarownicę Elizabeth. Na całe szczęście. Nie należała do osób,
które lecą na każde zawołanie swojej rodziny i nie należała do takich, co
jakkolwiek chcą ją poznać. Życie w „samotności” całkowicie jej odpowiadało i
nie było żadnego motywu, żeby to zmieniać. Ta cała Liz działała jej na nerwy,
mimo że jej praktycznie nie znała, to i tak nie polubiła jej za bardzo. I
raczej nie zmieniłaby tego dobra kawa, czy pogaduszki nocami. O nie. Na samą
myśl o takim czymś Van miała mdłości. Okej. Temat o rodzince zakończony. Do końca
jej nieśmiertelnego życia.
Postanowiła się odezwać, żeby
przerwać te głupie myśli i niezręczną ciszę w samochodzie, zakłócaną przez
cicho grające radio.
- Chyba nie jedziecie na jakieś tajne
spotkanie mnichów, co? – zapytała, wstawiając głowę między przednie siedzenia.
– Tak na marginesie, nie jestem dziewicą – dodała tak poważnie, aż Elena
stwierdziła, że Carter mówi serio.
Gilbert odwróciła głowę w jej
kierunku z dziwną miną, nie chcąc wchodzić w jakieś błahe rozmówki z Van, skoro
gdzieś tam Jeremy czeka na pomoc. W końcu wywróciła oczami i wbiła wzrok z
powrotem przed siebie.
- Mamy o wiele lepsze rzeczy od
rozdziewiczania dziewic, blondasko – rzucił Damon, na co Vanjah prychnęła.
- No tak. Ty i rozdziewiczanie? –
Carter udała zdziwioną. – Nawet świń nie dałbyś rady – uniosła jedną brew, a
Salvatore zmarszczył czoło na jej dziecinną gadkę.
- Serio? Nie mogłaś bardziej się
wysilić? – mruknął wręcz z wyrzutem, że natrafił na niegodziwego przeciwnika,
nawet Stefan był lepszy - czasami.
- Ta krew najwidoczniej źle na mnie
działa – dygnęła ramionami i oparła się z lekkością o siedzenie. – Nie lubię
niczego z drugiej ręki – dodała lekko oburzona tym, że w ogóle dali jej taką
krew, zamiast czegoś świeższego.
- Tak, zrzuć to na krew – przewrócił
oczami.
- Możecie przestać? – warknęła Elena,
zwracając się do nich obydwu. – Już prawie jesteśmy – wskazała palcem przed
siebie i kazała wyłączyć silnik Damonowi. – Resztę przejdziemy – oznajmiła i
jako pierwsza wyszła z samochodu.
- Ona zawsze się tak rządzi? –
zapytała Vanjah, patrząc za odchodzącą wampirzycą.
- Kwestia przyzwyczajenia – odparł
krótko i uśmiechnął się ironicznie, co odwzajemniła Van.
Za chwilę także wyszli z auta i mimo
wielkiej niechęci do dalszej podróży z tymi dwoma – Vanjah poszła za nimi,
niesamowicie ciekawa, czego oni chcą w tym lesie. Wzruszyła lekko ramionami na
swoje myśli i dogoniła ich z lekkim uśmiechem, jednak dalej trzymała się trochę
z tyłu.
Dziewczyna otworzyła oczy i
natychmiast złapała się za bolący kark. Warknęła ostro i podniosła się do
siadu, przy okazji rozglądając się po całkiem ładnym pomieszczeniu. Uśmiechnęła
się ironicznie, kiedy zatrzymała wzrok na Klausie, opierającym się o framugę
drzwi i wpatrującym się w blondynkę.
- Witaj w świecie żywych, kochana –
powiedział spokojnie z delikatnym uśmieszkiem i odbił się lekko od ściany, idąc
do panny Forbes.
- Ulżyło Ci, co nie? – Caroline
uniosła obie brwi z rozbawieniem. – Lubisz sztyletować swoje rodzeństwo, więc
zakładam że łamanie mi karku musi być Twoim nowym hobby – pokiwała głową i z
gracją wstała z miękkiego łóżka.
Niklaus nie dał po sobie poznać, jak
bardzo był na nią wściekły. Chyba Caroline naprawdę nie miała pojęcia z kim
zadziera. No, ale przecież ją to nie obchodziło. A jego wręcz przeciwnie.
- Nieprawda – machnął ręką wciąż
mając na twarzy ten sam uśmiech, który był jedynie przykrywką.
- Och, nie mów, że nie sprawiło Ci to
żadnej przyjemności – wymruczała i podeszła do niego na tyle blisko, żeby
położyć mu wskazujący palec na klatce piersiowej.
- Może. Teraz jesteśmy kwita –
odparł, dokładnie przypatrując się ruchom Care i z całych sił walcząc z
pożądaniem, które ogarniało go z każdą sekundą ich bliskości coraz bardziej.
Przybliżyła się do niego,
doprowadzając go wręcz do szaleństwa. Całkowicie zapomniał, że teraz Caroline
nie jest tą samą Caroline, o którą niegdyś walczył. A może wcale nie chciał
pamiętać? Może ta sytuacja bardzo mu pasowała, bo w końcu dostanie to czego
chciał. Caroline.
Ich twarze znalazły się tak blisko,
że mogli wyczuć bijące się ze sobą oddechy. Care uniosła wzrok z jego ust na
oczy, dokładnie wyczuwając jego uczucia. Zbliżyła się jeszcze trochę, tak że
prawie dotknęła warg Pierwotnego, przeciągając ten moment w nieskończoność.
Niklaus z wyczekiwaniem stał, nie robiąc kompletnie nic, bo czekał, aż ona to
zrobi pierwsza. Gdyby On to zaczął, nie byłoby już tak pięknie. Pragnął, żeby w
końcu to się stało, żeby ich usta odnalazły siebie po długim czekaniu.
- Możesz łamać mój kark milion razy,
ale nic nie zmieni tego, że nie jestem w Tobie zakochana – wyszeptała i
uśmiechnęła się sarkastycznie, zauważając zmianę w minie Mikaelsona.
Stali nieruchomo jeszcze przez kilka
sekund. Może i magia tej chwili prysła, jak bańka mydlana, ale Caroline wręcz
potrzebowała nacieszyć się jego naiwnością. Nie mogła uwierzyć, że Klaus
pomyślał, że oni mogą być razem. Nawet jeśli Forbes wyłączyła uczucia, to wcale
nie jest taka głupia. Poza tym chciała się trochę z nim zabawić.
W końcu poruszyła lekko brwiami i
odsunęła się od Hybrydy wciąż patrząc na niego z deka wyzywającym wzrokiem i
uwodzicielskim uśmiechem.
Klaus stał lekko oszołomiony
zachowaniem Forbes albo bardziej Swoim zachowaniem. Dał się wykorzystać i
ogłupić młodej wampirzycy, która w dodatku czerpała z tego przyjemność. Dopiero
kiedy blondynka wypowiedziała te słowa, zdał sobie sprawę, że nie może jej
zostawić w takim stanie. Na początku wydawała się to dla niego super okazja,
jednak teraz tak nie było. Chciał z powrotem dawną Caroline, nie tą bez uczuć.
Ta była zwykłym potworem. Jak On.
Katherine z uniesionymi brwiami
weszła do pokoju zaraz za Marcelem. Ta cała Davina wydawała się, według Kath,
być jakaś psychiczna. Petrova nie miała najmniejszej ochoty przebywać w tym
pomieszczeniu, ale jak mus to mus. Poza tym był jeszcze Marcel, który też okazał
się jedną, wielką pomyłką. Ma tylu ludzi pod sobą i problemy z dwójką nędznych
wampirów. No błagam, pomyślała
ciemnooka z przekąsem.
- Do rzeczy – rzuciła Pierce i oparła
teatralnie dłoń o jedno biodro, widząc, że Carter czeka na jakieś specjalne
zaproszenie, aby przemówić.
Wystarczyło tylko, żeby zaczęła tupać
nogą.
- Mam już sposób – powiedziała
czarownica i podeszła do nich z szerokim uśmiechem.
Nagle na twarzy Katherine pojawił się
pełen nadziei i szczęścia uśmiech, jednak starała się nie pokazywać tego, jak
to miała już w zwyczaju. Nawet jako człowiek próbowała przybierać różne maski,
co niestety nie wychodziło jej tak dobrze jak myślała.
- To świetnie – powiedziała z
udawno-nieudawanym entuzjazmem – Czy możesz to wreszcie z siebie wydusić? Nie mam
całej wieczności – dodała sarkastycznie.
- Zaczynam zastanawiać się, czy to
dla Ciebie zrobić – rzuciła ostro Davina, zmieniając natychmiast swój humor.
- Cóż, wtedy Twój tatuś, czy
kimkolwiek on jest – wzniosła oczy do nieba, wskazując na Marcela – nie będzie
miał szans do zemsty i obiecuję – nałożyła nacisk na to słowo i spojrzała
dosadnie w oczy wiedźmy – że nie zobaczy ich już nigdy więcej podczas jego
długiego życia – na koniec uśmiechnęła się wyzywająco i założyła ręce na klatkę
piersiową.
- Szantażujesz mnie? – Carter uniosła
głos z lekkim niedowierzaniem.
- Oczywiście, że nie – odparła szybko
i prychnęła rozbawiona – ja tylko ostrzegam – dodała. – To jak będzie? –
uniosła brwi wyczekująco.
Davina i Marcel wymienili między sobą
spojrzenia. Gerard dziwnie się czuł, słysząc jak one normalnie o nim
dyskutowały, kiedy to On stał obok i wszystko słyszał.
- Muszę oczyścić Twoją krew –
powiedziała Carter, wracając wzrokiem na Kath i od razu przechodząc do rzeczy.
- Że co? – Katerina pierwszy raz słyszała
o czymś takim, jak czyszczenie krwi.
To
w ogóle było możliwe?, zapytała samą siebie w myślach.
- Mam Ci pomóc, czy nie? – spytała,
wcale nie czekając na odpowiedź. – Siadaj – wskazała na łóżko.
Pierce z lekkim ociąganiem usiadła na
materacu i niepewnie spojrzała na czarownicę, która stała nad nią. Oczyszczanie
krwi kojarzyło się Petrovie z wylaniem krwi i wlaniem innej, ale miała
nadzieję, że jednak nie tak to będzie wyglądało. Już raz pozbyła się swojej
krwi i nie było to zbyt przyjemne.
- Może zaboleć – mruknęła tylko i
zamknęła oczy, podnosząc ręce na wysokość twarzy Katherine, jednak ta odsunęła
się gwałtownie.
- Czekaj, czekaj. Chyba nie
zamierzasz mnie zabić, nie? – zapytała z deka przerażona wizją takiej śmierci.
Davina jedynie wywróciła oczami.
- Nie zabiję Cię, obiecuję –
powiedziała, a Katerina z pewnością powróciła na miejsce i przymknęła powieki,
czekając na salwę bólu.
***
HEHEHEHELLO! :D Witam Was wszystkich po małym urlopie z mojej strony. Tak tylko powiem, że nad morzem było spoko. :D
Jeny! Jesteście moim szczęściem, hahah. :D Nie spodziewałam się tak dużej ilości komentarzy, a tu bam! Tyle miłych słów. I większość (jak nie wszyscy xD) nie lubi Caroline bez emocji. :( Ja tam ją lubię taką, hahah. xD Ale moje zdanie się nie liczy, wiem, więc już siedzę cicho. xD Dzięęęęki Wam, serio, takie wielkie BIG LOVE i w ogóle. <3 To takie miłe, że jesteście ze mną i czytacie ten szajs, hahah. <3 Więc dziękuję każdemu z osobna i razem i w ogóle w każdej możliwej kombinacji. <3 Wzruszyłam się :_(
Mam nadzieję, że wakacje Wam lecą fajnie i przyjemnie, wiatr was owiewa w te ciepłe (upalne, gorące, duszne, ogólnietooranyprzecieżmożnasięugotowaćalecotam) dni. I oby leciały jak najlepiej. :D Ja też mam taką nadzieję, hahah. XD NO NIC. KOCHAM WAS, ELOSZKA. <3
love, love, love,
ArtisticSmile. <3
Wow, jak zwykle super. Mam szczerą i wielką nadzieję, że Kath będzie znowu wampirem, a duet Damon/Elka/Van uratuję mojego wspaniałego, (choć złego do szpiku kości xd) Kola, i ewentualnie Liz. No ale zaraz, zaraz przecież Vanjah nie wie, że oni są w Las Vegas, gdzie jest jej stwórca, a nasz kochany Mikaelson, nie? No to będzie miała nie miłą niespodziewankę :D No, a Davina niech lepiej się postara, bo jak nie to kicha z super planu zemsty maniaka z manią posiadania władzy(czyt: Marcel) No i wreszcie Caroline, no dziewczyna pokazała pazurki. Podobało mi się jak wykorzystała Klausa, ja tu myślałam, że będzie EPIC KISS, a tu nic :( :) Jednak mój humor popsuł Elijah ze swoją obietnicą. Powinien sam zabić Tylera, a potem swoją niby siostrę Hayley :p Nie lubię tej pary, ale osobiście w serialu lubię Haylijah. Ale daj no mi tu więcej Bonnie! Boże bóg wie jak ja ją ubóstwiam. No, a teraz pozdrawiam, życzę weny, wakacji, upalnych dni (których sama nie lubię), pomysłów, zero nudy a dużo rozrywki, mnóstwa lodów i imprez.
OdpowiedzUsuńJulia
sistersofwolfs.blogspot.com/
GENIALNY !
OdpowiedzUsuńElizabeth chyba się nie potrafi zdecydować. Skoro kocha Jeremiego to powinna bez względu na wszystko pomóc mu ocalić siostre, a nie jak jego plan nie wypali to pomaga Silasowi... aghh zaczynam tracić do niej sympatię ;d oczywiście mam nadzieje że stara Caroline powróci, i oby jak najszybciej ! Może to Klaus bedzie jej wybawicielem ? - Chciałabym !
teraz nie potrafię się zdecydować Haylijaha czy Hyler ? ale chyba to drugie :D wolę Pierwotnego ze złą Kateriną <3
Damon i Elena może wreszcie w czymś pomogą, bo przecież muszą uratowac mojego kochanego Kola ! i Bonnie zgadzam się powinno jej być więcej , ogólnie tej pary więcej więcej więcej ! <3
piszesz mega dobrze ! kocham czytać te rozdziały, czekam na kolejny :) Życzę udanej pogody w te wakacje, nowych przyjaciół, wszystkiego najlepszego, dużo weny i powodzenia !
Zuzka !
xxx
realitybeingadream.blogspot.com