~ 33
~
Nie pierwsza, nie
ostatnia.
Katherine zeszła po schodach zaraz po wyjściu
Caroline, więc nie miała jak jej spotkać, ale za to zdążyła jeszcze napotkać
nie za miłą atmosferę. Niezbyt przejęła się tymi wszystkimi ludźmi, którzy i
tak bardziej interesowali się Forbes aniżeli nią. Nie chciała użerać się z nimi,
a już w szczególności z Rebeką. W ogólnie nie miała zamiaru przebywać w tym
domu ani chwili dłużej. Więc jak najszybciej zgarnęła torebkę z krwią z
lodówki, mijając się ze zdziwionymi wzrokami.
- Co Ty tutaj robisz? – przed Petrovą stanęła
Pierwotna, kiedy ta już chciała wyjść, nie zawracając nikomu głowy.
- Właśnie wychodzę, więc – nie skończyła i
posłała jej wymowne spojrzenie, a Bekah zerknęła na woreczek z krwią.
- Najpierw zawracasz mojemu bratu głowę, a potem
tak po prostu zwiewasz? – uniosła wysoko brwi. – Strasznie w Twoim stylu,
Katherine – mruknęła ostro.
- Od kiedy obchodzi Ciebie, co ja robię, huh? –
warknęła.
Kath chciała jak najszybciej zakończyć tę rozmowę
i wreszcie dokończyć przemianę. Chociaż najpierw wolała ukryć się w jakimś zacisznym
miejscu, czytaj: „dom” Daviny, i poprosić ją o zrobienie dla niej lapis lazuli.
Albo wymusić, zależy jaki będzie miała humor. Teraz miała naprawdę zły. Nie
dość, że słońce powodowało u niej zawroty głowy, to zapach krwi sprawiał, że
niemal mdlała. Nareszcie miała zostać wampirem i nikt jej w tym nie
przeszkodzi.
- Od kiedy mój brat ma coś do Ciebie – odparła i
zabrała Katerinie woreczek z uśmiechem, po czym uniosła go wysoko nad ich
głowy.
- Co Ty, do cholery, robisz? – szatynka
zdenerwowała się na Pierwotną i podskoczyła trochę, żeby odzyskać krew. –
Oddawaj to, Rebekah! – wysyczała wściekła na dziecinne zagrywki blondynki.
- Nie ma mowy, nie dokończysz przemiany –
uśmiechnęła się zadziornie.
Katherine nie miała siły na wygłupy blondynki, bo
cholernie kręciło jej się w głowie i czuła się coraz bardziej niekomfortowo.
Chyba nigdy nie czuła się tak źle, jak teraz.
- Zostaw mnie w spokoju i oddaj to – powiedziała
niemiło – chyba, że wolisz, aby ktoś na tym ucierpiał – dodała i zmrużyła
powieki.
- Nie obchodzi mnie to, ale z wielką chęcią
popatrzę, jak próbujesz – uniosła kąciki ust i rzuciła jej wyzywający wzrok.
Kath dobrze wiedziała, że Rebece chodzi o to, że
na zewnątrz jest jasno i jeszcze przez długi czas się nie ściemni.
- To, że masz problemy psychiczne i zazdrościsz
mi tego, że przez pewien okres czasu byłam człowiekiem, ale z ogromną radością
z tego zrezygnowałam, to już nie moja sprawa – Pierce uśmiechnęła się krzywo,
dobrze wiedząc, że to trafi blondynkę w serce, albo dusze, cokolwiek miała tam
w środku.
- Zupełnie nie rozumiem, dlaczego Elijah zgłupiał
na twoim punkcie – żachnęła się Rebekah.
- Może widzi we mnie coś więcej niż tylko
rozpieszczoną nastolatkę? – uniosła brwi pewna siebie, coraz bardziej bawiła ją
ta kłótnia z Beką.
W jednej sekundzie wściekła Rebekah przydusiła
dziewczynę do ściany za szyję. Z każdą
kolejną chwilą nienawiść do Petrovej rosła. Kiedy blondynka miała coś
powiedzieć, została odepchnięta od szatynki. Przed sobą zobaczyła Stefana,
który trzymał ją za ramiona i próbował uspokoić.
- Nie jest tego warta – powiedział i zerknął na
Katherine.
Rebekah wzięła głęboki wdech, ale mimo wszystko
nie uspokoiła się. Warknęła na Pierce i rzuciła woreczek z krwią na ziemię,
odchodząc do swojego pokoju.
Katerina zmarszczyła lekko czoło, nie zamierzając
dziękować Salvatorowi, bo była pewna, że nie zrobił tego dla niej, tylko dla
jako takiego porządku. Gdzieś w głębi niej miała nadzieję, że Elijah
zainteresuje się tym, jednak nic takiego się nie stało. Szybszym tempem
opuściła posiadłość Mikaelsonów, zabierając jeszcze przedtem torebkę leżącą na
podłodze.
Blondynka ledwo zdążyła przebiec kilka przecznic,
a już natrafiła na osobę, której chyba najmniej spodziewała się w Nowym
Orleanie. Chociaż…
- Tyler – powiedziała, zupełnie nie zwracając
uwagi na typka obok i uśmiechając się sarkastycznie.
- Caroline – brunet spojrzał prawie że zaskoczony
na Forbes i zmrużył delikatnie oczy. – Co Ty tutaj robisz?
- Ach, no wiesz, wybieram się na śniadanie –
wzruszyła ramionami i skrzyżowała ręce na piersiach. – A Ty? Twój widok raczej
jest mniej spodziewany niż mój – powiedziała i dopiero teraz postanowiła
zerknąć na blondyna, który niemalże na nią skakał.
Wywróciła oczami na minę nieznajomego, jakby co
najmniej zabiła mu rodziców. A przecież jeszcze nic nie zrobiła.
- To nie Twoja sprawa – odwarknął, przypominając
sobie, co takiego Care zrobiła Hayley. – Więc to prawda, że wyłączyłaś uczucia
– dodał.
- Och, przestań – machnęła ręką zdegustowana –
dopiero co Klaus pozwolił mi wyjść na świeże powietrze, nie mam zamiaru słuchać
kolejnych jęków – mruknęła.
- Nie zamierzałem – powiedział i uniósł lekko
głowę.
- Zakładam, że ta cała wilczyca powiedziała Ci,
że próbowałam ją zabić – uśmiechnęła się trochę bardziej, kiedy twarz Tyler z
deka pociemniała – ale miała szczęście! – zawołała niby radośnie – Elijah
wkroczył do akcji i ją uratował – pokiwała głową, udając że jest pod wrażeniem
bohaterskiego wyczynu Pierwotnego. – Swoją drogą to smutne – zacięła się na
chwilę i przekrzywiła głowę, patrząc na Lockwooda ze sztucznym współczuciem –
zakochać się w dziewczynie, która nosi dziecko Twojego brata – westchnęła.
- Że co? – wtrącił się Tyler, kiedy blondynka
skończyła swój monolog.
- Ups – zakryła jedną dłonią usta – nie
wiedziałeś? – zmarszczyła brwi. – Mam za długi język – stwierdziła niby smutno
i uśmiechnęła się szeroko, po czym z gracją ich ominęła, ruszając dalej.
Nawet jak na pozbawioną człowieczeństwa
wampirzyce nieźle dawała sobie radę z udawaniem uczuć. Gdyby była człowiekiem,
z pewnością poszłaby na aktorstwo. Kto wie… może teraz też pójdzie?
Pierwsza Hybryda wręcz parowała ze złości. Więc
Hayley nie tylko mieszka z Pierwotnymi, ale też z jednym z nich SPAŁA. I w
dodatku ma dziecko. Jak mogła mu tego nie powiedzieć? Tyler, nie patrząc na
Marka poszedł dalej wściekły, jak mało kiedy.
Vanjah znudzona patrzyła na obie dziewczyny,
które dopiero teraz wybrały jakieś zaklęcie. No kurczę, poważnie? One chciały
zmieść z powierzchni ziemi cały Nowy Orlean i jeszcze miało ujść im to na
sucho. Spojrzała na Marcela, który stał ze skrzyżowanymi rękoma i mrużył oczy,
przyglądając się Davinie i Elizabeth ze skupieniem. Gerard, czując na sobie
wzrok blondynki, zerknął w jej stronę, a ta tylko westchnęła. Dlaczego on im na
to pozwalał? Dlaczego ona właściwie jeszcze tu siedzi?! W sumie nic jej tutaj
nie trzyma, więc…?
Ze spokojem obserwowała, jak Davina kładzie na
pusty stół piórka. To będzie gorsze, niż
myślałam, pomyślała Van i oparła się wygodniej o poduszki. Może i na
zewnątrz nie było tego widać, jednak w głębi obawiała się, czy aby na pewno
„umieją poradzić sobie z magią”.
Bliźniaczki, czy jakkolwiek je można nazwać,
zaczęły eksperyment w postaci unoszenia piór. No poważnie? To brzmi głupiej,
niż wygląda. I czemu one są takie naiwne, wierząc, że są siostrami? Po chwili,
kiedy piórka latały w powietrzu i każdy zdążył pomyśleć, że już naprawdę NIC
się nie stanie, zerwał się silny wiatr na dworze. Z początku wyglądało na zbieg
okoliczności, ale kiedy okna otworzyły się z hukiem, już tak nie wyglądało.
Wampirzyca podniosła się gwałtownie i patrzyła z
przerażeniem na to co się działo w tym pomieszczeniu. Zresztą nie ona jedna.
Jako pierwsza z tej dwójki zareagowała Elizabeth, która natychmiast przestała
czarować i odsunęła się trochę od Daviny, jakby to miało jeszcze bardziej
pomóc. Równocześnie wszystko ucichło. Davina najwidoczniej była przyzwyczajona
do tego typu spraw, skoro prawie że się nie przejęła.
- Okej, to było dziwne – powiedziała Vanjah,
dając znaczny nacisk na ostatni wyraz.
Liz spojrzała razem z Daviną po sobie, jakby
chciały umówić się myślami, co teraz powiedzieć. Jeszcze brakowało tylko tego,
żeby mogły też porozumiewać się telepatycznie. Błagam…
Wtedy do pokoju wbiegła Katherine z rozwianymi
włosami i torebką krwi w ręce. Rozejrzała się po pokoju z widocznym
przerażeniem.
- Co to do cholery było?! – zapytała i
odetchnęła, jakby dopiero teraz mogła oddychać.
- Katherine – warknął Marcel, zmieniając punkt
swojego zainteresowania – złamałaś mi kark i uciekłaś – rzucił i przybił ją do
ściany za bark.
Katherine… to imię wydawało się
tak znane Van, chociaż nigdy nie widziała tej dziewczyny na oczy. I raczej nie
poznała nikogo o tym imieniu. Ale to nie to. Cała jej osoba wydawała się
znajoma. Jakby już kiedyś miała z nią do czynienia.
- Och, nie pierwszy raz – wysyczała i wywróciła
oczami, jednak murzyn nie miał w planach jej puścić. – Musiałam to zrobić, bo
nie dałbyś mi wyjść i prędzej zdechłabym z nudów niż została wampirem –
żachnęła się, dzięki czemu uścisk na jej ręce zwolnił się a ona, jak gdyby
nigdy nic się nie stało weszła głębiej do pomieszczenia. – Mogę się założyć, że
to wasza wina, że prawie odleciałam w niebo – fuknęła na szatynkę i blondynkę,
stojące obok siebie.
- Kim Ty w ogóle jesteś? – zapytała Vanjah,
zupełnie gubiąc się w tym, co mówiła szatynka.
- Jestem Katherine – odparła swobodnie i
uśmiechnęła się typowo dla siebie.
Bonnie co jakiś czas zerkała na Kola, bo nie
potrafiła się od tego powstrzymać. Chciała go wypytać o to, co tutaj robi, jak
to w ogóle możliwe, że znowu się spotkali, mimo że tak bardzo tego nie chciała.
Miała naprawdę wiele pytań, ale w obecności Klausa i Stefana nie mogła ich
wypowiedzieć na głos. Chociaż Stefan i tak wie, o tym, że Kol i Bonnie natknęli
się na siebie w Las Vegas, to tak czy inaczej wolała nie przeprowadzać rozmowy
z Pierwotnym, do czasu aż będą sami. A tego z kolei też wolała unikać.
- Dlaczego wypuściłeś Caroline? – Salvatore
wysyczał w stronę Hybrydy.
Stefan był cholernie wściekły na Pierwotnego, że
to zrobił. Mieli przywrócić jej uczucia, a nie pozwalać jej odejść. Między tymi
dwoma rzeczami istniała naprawdę ogromna granica.
- Chciałeś trzymać ją w klatce, jak ptaka? –
Klaus wydawał się spokojny, mimo że w środku cały się gotował. – Nie wydaje mi
się, żeby cała ta gadka o przyjaźni i różnych innych duperelach zbudziła w niej
jakieś emocje – powiedział, trzymając splecione ręce za plecami.
- Nie wydaje Ci się, bo nic nie wiesz o
prawdziwej przyjaźni – warknął Salvatore. – Nie wydaje Ci się, bo nawet jej nie
znasz. Jest dla Ciebie za mądra. Jest za mądra, żeby Ci ulec – mruknął,
stopniowo zmniejszając odległość między nimi i cały czas patrząc Niklausowi w
oczy.
Mikaelson zacisnął prawie niewidocznie zęby na tę
obelgę. Ale zresztą… co Stefan mógłby wiedzieć o jego relacji z Care? No chyba,
że blondynka o wszystkim dokładnie mu powiedziała. W końcu, chcąc nie chcąc,
młodszy Salvatore to najlepszy przyjaciel panny Forbes, tego nie dało się
ukryć.
- W to nie wątpię – Klaus zmrużył oczy – jednakże
– tutaj zaciął się na chwilę – nie masz prawa osądzać ani mnie, ani naszej
przyjaźni, bo tak naprawdę nic o tym nie wiesz.
- Dlaczego w ogóle się o to kłócicie? – Kol
wtrącił się, przerywając kontakt wzrokowy z Bennett i unosząc brwi. – Zawsze
wracają – dodał i uśmiechnął się łobuzersko, posyłając nieznaczne spojrzenie na Bonnie.
- Ona wyłączyła uczucia – rzuciła głośniejszym
tonem mulatka, trochę wolniejszym tempem, żeby bardziej do niego dotarło. – Nie
mów, że Tobie się to nie zdarzało – żachnęła się – więc pewnie wiesz, jakim
można być wtedy bezwzględnym.
- Nie pierwsza, nie ostatnia. Za bardzo
dramatyzujecie – wzruszył ramionami, co tylko wściekło pozostałą trójkę, a
właściwie tylko dwójkę, bo Klaus najwidoczniej przestał się tym przejmować.
- Popieram – oznajmił Nik i uśmiechnął się
sarkastycznie. – Nie ma się o co martwić, przecież nawet sam powiedziałeś,
drogi Stefanie, że jest ZA mądra – stwierdził arogancko i po ironicznym
uśmiechu ulotnił się z ich pola widzenia, znikając nie wiadomo gdzie.
Bonnie pokręciła głową i zmrużyła delikatnie
oczy, po czym zwróciła wzrok na wciąż zdenerwowanego blondyna. Dopiero teraz
zrozumiała, co Caroline jej zrobiła. Wystarczy jeden niewłaściwy ruch, jedno
potknięcie a Bonnie na zawsze pozostanie wampirem. Złapała głęboki wdech,
zdając sobie z tego sprawę. Nie chciała być wampirem! Nigdy w życiu! Nie
wyobrażała sobie stanąć po przeciwnej stronie, niż była przez całe swoje
istnienie. Była człowiekiem, czarownicą, a wampir zupełnie z tym kontrastował.
Nie była nawet pewna, czy ukończyłaby przemianę.
- Pójdę poszukać Care, Ty tutaj zostań – odezwał
się Stefan, nie patrząc na brunetkę, tylko w miejsce, gdzie zniknął Niklaus.
- Co? Nie możesz szukać jej sam – zaoponowała od
razu.
- Oczywiście, że mogę – rzucił. – Przepraszam,
Bonnie, że Cię tu zostawię, ale widzę, że Ty i Kol macie dużo do przegadania –
powiedział przepraszającym głosem i zniknął, jak Klaus niedawno.
- Świetnie. Bo w końcu mamy wieeele do
przegadania, prawda, Bonnie? – Pierwotny uśmiechnął się w jej kierunku lekko
złowieszczo, na co brunetka prychnęła pogardliwie i usiadła na kanapę.
- Świetnie – powtórzyła po nim, tyle że ona
zrobiła to ironicznie.
Może i na serio chciała z nim porozmawiać, ale w
sumie po co? Do tego jej własny przyjaciel zostawił ją w domu pełnym
Pierwotnych. To tak, jakby wpuścić muchę do klatki pełnej pająków. Na samą myśl
wzdrygnęła się lekko.
W samochodzie panowała nie za fajna atmosfera,
przez co Damon teatralnie otworzył okno. Elena wypytywała Jeremiego o wiele
rzeczy, ale ten totalnie ją olał, zagłębiając się w swoim własnych myślach.
Dlaczego wcześniej nie pomyślał o możliwości perswazji? Z zamyślenia wyrwał go
dźwięk komórki jego starszej siostry, która niemalże natychmiast odebrała,
mając cichą nadzieję, że to Bonnie, jednak numer był zastrzeżony.
Elijah słyszał każde słowo wypowiedziane przez Katerine jak i Rebekę, ale nic z tym nie zrobił. Katherine powiedziała, że to JEGO decyzja, ale w rzeczywistości ta Jego decyzja była zupełnie inna. Pierwotny wyznał szatynce to, co czuje i zupełnie nie rozumiał dlaczego Pierce wciąż trzymała się starej wersji. To prawda - nie chciał jej jako wampira, bo był przekonany że od razu od niego ucieknie. I miał rację. Miał absolutną rację. Rebekah także miała rację. Niestety.
Wampir usłyszał słowa Salvatora "nie jest tego warta" i chwilową ciszę, a potem trzask drzwi do pokoju jego siostry. Zaraz był także kolejny trzask, co oznaczało że Petrova wyszła z ich domu. Elijah zacisnął wargi, tworząc cienką linię, po czym skierował się do pokoju Hayley, nie chcąc dłużej myśleć o Katherine. Przeżył bez niej 500 lat! Przeżyje nawet wieczność. Pomijając szczegół, że właśnie w Nowym Orleanie zbliżyli się do siebie tak bardzo, jak jeszcze nigdy w całym ich długim życiu. Ale ten czas się skończył, nie było sensu dalej tego rozpamiętywać.
Najpierw zapukał, jak to przystało na niego, a dopiero potem wszedł słysząc ciche "proszę". Uśmiechnął się lekko do mulatki, która siedziała widocznie czymś przygaszona.
- Wszystko w porządku? – zapytał, podchodząc do niej i bacznie ją obserwując przez zmrużone powieki.
- Jasne – mruknęła ironicznie i wywróciła potajemnie oczami.
Oczywiście, było przecież świetnie! Wręcz wspaniale. Straciła ostatnią osobę, na której jej zależało. Po prostu cudownie. Ale przecież nie powie tego Elijahy. Pierwotny może i był jednym z osób, którym potrafiła powiedzieć wszystko, ale nie mogłaby zwierzać się mu z jej miłosnych rozterek.
Oczywiście, było przecież świetnie! Wręcz wspaniale. Straciła ostatnią osobę, na której jej zależało. Po prostu cudownie. Ale przecież nie powie tego Elijahy. Pierwotny może i był jednym z osób, którym potrafiła powiedzieć wszystko, ale nie mogłaby zwierzać się mu z jej miłosnych rozterek.
- Nie wychodzisz z pokoju od jakiś kilkunastu godzin. Może chciałabyś się gdzieś przejść? – zaproponował i uniósł brwi.
- Jestem ci wdzięczna, że pytasz, Elijah, ale naprawdę nie mam ochoty – odparła z delikatnym uśmiechem, po to aby przekonać Pierwotnego i też dlatego, że słowa Mikaelsona były bardzo miłe.
- Jestem ci wdzięczna, że pytasz, Elijah, ale naprawdę nie mam ochoty – odparła z delikatnym uśmiechem, po to aby przekonać Pierwotnego i też dlatego, że słowa Mikaelsona były bardzo miłe.
- W porządku – uśmiechnął się i stanął przy jej łóżku. – A może jesteś głodna? – spytał.
- Nie, dzięki – wymamrotała i odwróciła wzrok w przeciwną stronę.
Za chwilę poczuła jak łóżko niedaleko niej zapada się pod ciężarem szatyna. Miała nadzieję, że pójdzie. Chciała zostać sama. Właściwie nie rozumiała, dlaczego Pierwotny poświęcał jej swój wolny czas. Nie próbował zatrzymać Katherine, tylko przyszedł do niej.
- Dzwoniłaś do Tylera, prawda? – domyślił się, choć po części słyszał ich rozmowę przez komórkę.
Marshall spojrzała na Mikaelsona z deka obruszona, że śmie pytać o jej prywatne sprawy, ale mimo tego nie zwróciła mu uwagi.
- Poważną rozmowę mam już za sobą – uśmiechnęła się wymuszenie. – A teraz, jeśli pozwolisz, chcę zostać sama – powiedziała, nie odwracając wzroku od szatyna.
Elijah uśmiechnął się uprzejmie i wstał z materaca, po czym opuścił pokój Hayley.
- Halo? – odezwała się niepewnie szatynka.
- Elena – usłyszała głos po drugiej stronie,
który zirytował Gilbert natychmiast.
- Katherine – wysyczała złowrogo – po co do mnie
dzwonisz? – warknęła.
Petrova wywróciła oczami na próby bycia wredną,
co wcale a wcale nie wychodziło Elenie. Cóż, najwidoczniej lepiej było jej do
twarzy z uprzejmością albo rozpaczą. Przynajmniej taką zapamiętała ją Pierce.
- Mam dla Ciebie pewną propozycję – zaczęła,
przechadzając się po pomieszczeniu i uśmiechając przebiegle. – Zapraszam do
Nowego Orleanu, w zamian za życie twojej przewspaniałej przyjaciółki. Jak jej
tam było? – zastanowiła się przez dłuższą chwilę. – Wiedźma Bennettówna –
powiedziała z zadowolonym uśmiechem.
- Co zrobiłaś Bonnie, Katherine? – żachnęła się
wampirzyca, po czym otworzyła usta, chcąc powiedzieć coś jeszcze, jednak Damon
wyrwał komórkę z jej rąk.
- Nie pogrywaj sobie z nami, człowieczku –
prychnął ironicznie brunet – jesteś za słaba, żeby dać nam radę, więc dla
twojego bezpieczeństwa, nie żeby cokolwiek mnie ono interesowało, zsuń się z
naszej drogi, kiedy tylko to możliwe, chyba że chcesz skończyć w piachu –
uniósł kąciki ust, jakby Katerina miała to zobaczyć.
- Cóż, Damon, spóźniłeś się o jakieś kilka godzin
– mruknęła i uniosła brwi. – Więc jak będzie?
- I tak jedziemy w tamtym kierunku – warknął,
jednocześnie rozłączając się z Kath.
- Mówiłam, że się zgodzą – Katherine uśmiechnęła
się szeroko w kierunku Marcela, który także odwzajemnił jej uśmiech. – Możesz
mi zrobić ten pierścień zanim się roztopię? – rzuciła do Daviny i usiadła na
łóżku niedaleko Vanjah.
- Niech Ci będzie – szatynka zmrużyła oczy i
wyciągnęła do niej rękę, gdzie chwilę potem wylądował lapis lazuli, z którym
Petrova nie rozstała się ani na chwilę.
- Czegoś nie rozumiem – odezwała się Van, zwracając
na siebie uwagę większości z nich. – Mówiąc Bennettówna, miałaś na myśli Bonnie
Bennett? – podniosła wysoko brwi.
- A kogo innego? – odparła sarkastycznie
Katherine.
Elizabeth spojrzała na Pierce z wyraźnym
zaskoczeniem i zastanowieniem. Bonnie tutaj była? W dodatku Petrova zna Bonnie?
Więc jest sławniejsza, niż Liz sobie to wyobrażała. To jakaś duża chora paczka
znajomych, czy jak?
- Jej sława ją przerasta – najstarsza Carter
uniosła kąciki ust arogancko.
- Już – Davina wtrąciła się i podała Katerinie
lapis lazuli po rzuceniu na niego zaklęcia.
- Nareszcie – odetchnęła głęboko.
Katherine najpierw założyła pierścień, a dopiero
potem otworzyła z wielkim uśmiechem na twarzy torebkę z krwią, czując
niesamowity zapach, który dręczył ją już od ponad godziny. Teraz był
intensywniejszy i przyjemnie drażnił ją w gardło. Nawet przez chwilę nie
poczuła się skrępowana spojrzeniami skierowanymi centralnie w jej stronę.
Wampiryzm był tak blisko na wyciągnięcie ręki. Nawet bliżej. Katherine jedynie
przez sekundę pomyślała o Elijah, jednak szybko wyzbyła się go ze swoich myśli
i upiła łyk czerwonej cieczy. Zaraz potem jeden i jeszcze jeden, aż dokończyła
całą torebkę, czując przy tym ogromną przyjemność i wielką satysfakcję. Udało
jej się. Zrobiła to. Z szerokim uśmiechem wytarła nadgarstkiem wargi i
rozejrzała się po wszystkich.
- No co? – zmarszczyła brwi.
***
Powiem Wam coś w sekrecie... Uwielbiam Was! Huehuehue! XD Jeju. ECH. To takie piękne uczucie, kiedy wie się, że pisze się dla kogoś. *o* Dziękuję wszystkim za radość, którą mi dajecie i za każdy inny mały detal. Dziękuję, że napisaliście cyferki i że mi pomogliście (przekonacie się w ostatnim rozdziale, może nawet w epilogu) i w ogóle za wszyściutko! <3 K-O-C-H-A-M! <3
Jeny, ale mnie nogi bolą hahah. :D Chyba kupiłam sobie za małe buty i nie rozejdą się... nigdy! :O Ogólnie Toruń jest spoko. Dlaczego? W sumie nie wiem, ale Plazę mają cudowną! XD Dzisiaj coś tam na Motoarenie jest, chyba emitują to teraz na TVP2, ale nie wnikam w szczegóły. Jakieś gwiazdy czy coś. Wiem, że Margaret ma być. XD
Rok esemesów zadarmowke JA! hahah XD ACH. Jak była ta reklama to zawsze zastanawiałam się o co chodzi. Dopiero później się skapnęłam, kiedy ją obejrzałam. XD No nic. Gadam już bezsensu. :(
Więc żeby nie przeciągać to pożyczę Wam wspaniałego tygodnia, miłej atmosfery, ciepełka i chłodu, radości i szczęścia w przeżywaniu kolejnych dni, żeby czas płynął wam wolniej, ale jednocześnie żebyście przeżywali najlepsze przygody, żeby wasze marzenia się spełniły i ogólnie wszystkiego co najlepsze. <3
love, love, love,
ArtisticSmile. <3
Cudny rozdział. I kolejna ciekawostka pomimo iż w miarę długi to w ogóle nie poczułam upływu czasu przy czytaniu tak mnie wciągnęło. Co było w nim najlepsze, zwyczajnie nie wiem, Caroline wkurzająca Tylera mega, Katerina i jej typowe zachowanie, Bonnie i Kol lustrujący siebie wzrokiem, zwyczajnie było tam zbyt wiele fajnych momentów. Pozdrawiam i życzę weny . Do środy, bo zapewne wtedy pojawi się kolejny komentarz z mojej strony. :D
OdpowiedzUsuńKurde przez to, że wczoraj była burza nie zdążyłam dodać komentarza bo dziadek mi neta wyłączył! No więc zacznę od tego, że jestem bardzo ciekawa jak potoczy się rozmowa Kola z Bonnie :D No i mam szczerą nadzieję, że moja kochana Bennett nie zginie i nie będzie wampirem, bo z Kath to nigdy nie wiadomo. Właśnie Katherine... Mówiłam Ci już jak bardzo Cię wielbię? Mocniej od Egipcjan, którzy wielbią Boga RE. No i Elijah... Weź chłopie rusz ten tyłek i walcz o nią. Walcz i nie pozwól robić jej głupot! ( i nie pozwól zabić Bonnie) A i Caroline... Dlaczego oni muszą być tacy naiwni? Wystarczyło by zabić na niby Klausa a na pewno uczucia by się pojawiły, bo przecież ona go kocha nie? Ale zaraz, ja mam nadzieję, że Liz nie dopuści do tego porwania czy co tam z Bonnie wymyśliłaś, prawda? Ja bym się załamała.
OdpowiedzUsuńNo to pozdrowionka i życzę weny.
Całuski
Julia :*
No to tak. Rozdział mi się podobał. Ba, jak każdy, bo uwielbiam to opowiadanie. Szczególnie lubię gify, które pięknie odzwierciedlają poszczególne sceny.
OdpowiedzUsuńKiedy Kennett miał swój moment aż pisnęłam! Serio, okropnie to shippuję i nie mogę się doczekać na więcej. Ekscytacja! Mwah, Tyler ma za swoje, bitch! Nie lubię go, nooo! Tak jakoś wyszło, że jest najbardziej bezbarwną postacią. Katherine również mnie wnerwia. Niby jest sobą, ale to takie oihawiohaiohadiohas, no życie xd Caroline - jak zawsze epicka.
Także to by było na tyle, czekam do jutra na rozdzialik hihihihi i zapraszam do siebie, bo pojawił się kolejny.
Liczę na szczerą opinię xx
" – Myślę, że cię lubi. – Lydia dotknęła ramienia Stilesa nie przestając się szczerzyć – i myślę też, że powinnam wziąć prysznic – ściszyła głos do zmysłowego szeptu. Siedemnastolatek poczuł jak przechodzą go dreszcze. Była tak blisko, ale tak daleko, dziewczyna, o której zawsze marzył. Kusiła go. Robiła to celowo?! Podświadomie?! Dlaczego?! Tyle pytań."
@YourLittleBoo1
z
http://darkness-of-the-soul.blogspot.com/
SIEMKA ! :D
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ze tak późno komentuję ale mi zeszło. A więc już się zabieram do wyrażania swojej opinii. KOCHAM TWOJE OPOWIADANIE ! Serio, uwielbiam je. Jest inne i pomimo, że bardzo dużo się w nim dzieje ty nad wszystkim panujesz. Jesteś genialna ! Kol i Bonnie piękny moment, chociaż czuję, że w następnym rozdziale może być nawet lepiej, w końcu muszą "pogadać xD". Katherine co ty do diabła robisz ?! Elijaha jest kochany a ty co... no kurcze, weź się jakoś w garść ! Rebekah jest taka świetna, tak troszczy się o swoich (przystojnych i seksownych) braci. Nie rozumiem co Klaus chce zrobić, bo jeśli jego plan, który oby przemyślał nie wypali to go ja własnoręcznie zamorduję. ! RATUJ CAROLINE !!! A no i Bliźniaczki, coś czuję że one się tu nam jeszcze wykażą xD I Tyler, nie wiem czemu ale mi się go smutno zrobiła, chociaż go nie lubię, ale tak przykro, mógł już być z tą Hayley a teraz taka akcja :D Dobra czekam, bo jutro następny więc obiecuję że tym razem skomentuję od razu ! Pozdrawiam !
Zuzka !
realitybeingadream.blogspot.com
P.S. Świetny avatar ! Wyglądasz jak Katherine xD
P.S.2 Patrzyłam sobie w spis i zobaczyłam, ze rozdział 38 jest większą czcionką napisany, coś to znaczy, czy tylko przypadek ? :)
P.S.3 Ten komentarz dodaje 3 raz, bo cały czas coś mi przeszkadza !
Muszę nadrobić zaległości, więc tego rozdziału jeszcze nie czytałam, ale muszę cię powiadomić o dwóch rzeczach. Dodałam nowy rozdział na Kennett i nominowałam cię do Liebster Award:
OdpowiedzUsuńhttp://i-love-you-but-you-love-nobody.blogspot.com/p/liebster-award.html