~ 17
~
Dokończmy to.
Zielonooka spojrzała dziwnie na
blondynkę, która nagle podniosła się z materaca i stanęła prosto, wpatrując się
w wejście do pomieszczenia. Chwilę potem przez próg wszedł Pierwotny,
obrzucając obie dziewczyny spojrzeniem, jednak to na Bonnie zatrzymał swój
wzrok.
- Znalazłem nam lepsze lokum –
zakomunikował Kol, na co brunetka uniosła brwi zdziwiona zmianą Mikaelsona. –
Umyjesz się, wyśpisz, czy co tam chcesz – machnął ręką i powrócił wzrokiem na
Vanjah. – Zabierz wszystko co potrzebne i chodź za mną – rozkazał i odwrócił
się w kierunku drzwi.
Bennett patrzyła na niego, jakby
urwał się z kosmosu. On miły? Kol z każdym kolejnym dniem coraz bardziej ją
zadziwiał i to w coraz bardziej pozytywnym sensie. Brunetka podniosła się z
krzesła, przez co zakręciło jej się głowie, ale zignorowała to i podążyła za
Pierwotnym. Ku jeszcze większemu zaskoczeniu Bonnie, Kol podniósł ją na ręce i
w kilka sekund stanął w ładnie urządzonym pokoju. Odłożył dziewczynę na
podłodze, równocześnie z przybyciem Vanjah. Bennett nie mogła powstrzymać
uśmiechu, kiedy zauważyła łóżko jedno z trzech i otwarte drzwi, za którymi
widać było łazienkę. Szybko spoważniała, przypominając sobie o sytuacji, w
jakiej się znajduje. Spojrzała na Carter, a po chwili przełamała się i
spojrzała na Mikaelsona.
- Po co to wszystko? – spytała słabym
głosem, po czym odchrząknęła, nie chcąc pokazywać, że nie ma na nic siły.
- Chyba się domyślasz – powiedział i
wskazał na łazienkę. – Tam masz wszystko, obsłuż się – rzucił z delikatnym
uśmiechem, cofając się do tyłu. – Van, pilnuj jej – dodał, unosząc lekko brwi i
wyszedł.
Zostawił je same. Znowu. W dziwny
sposób Bonnie poczuła się źle. Chciała w końcu dowiedzieć się więcej o
wszystkim, a on jak zwykle gdzieś poszedł! Niech
nigdy nie wraca, warknęła do siebie w myślach.
- Ugh! Nienawidzę go! – krzyknęła
zdenerwowana blondynka i opadła na łóżko, ciężko wzdychając.
Bennett nie skomentowała zachowania
Carter i udała się do łazienki, zamykając się w niej. Nie miała ochoty patrzeć
w lustro, jednak te stało akurat przed nią. Ujrzała dziewczynę, którą ledwo
poznała przez podkrążone i lekko sine oczy, zaschnięte do granic możliwości
usta, które odruchowo oblizała i włosy przypominające teraz bardziej siano
aniżeli włosy. Przerażona własnym odbiciem weszła pod prysznic, wcześniej
rozbierając się do naga.
Wraz z płynącymi strumieniami wody
Bonnie czuła się coraz lepiej. I fizycznie i nawet psychicznie. Nie rozumiała
zachowania Kola, ale nie chciała się nim teraz przejmować.
Mulatka owinęła się w ręcznik i
rozejrzała po pomieszczeniu, szukając wzrokiem czegoś, w co mogłaby się ubrać.
Chyba, że wampir nie załatwił jej niczego, co w sumie było prawdopodobne.
Jednak niemalże od razu w jej oczy rzuciła się torba papierowa z „Forever 21” . Bennett roześmiała się
bezgłośnie, wyobrażając sobie Pierwotnego wampira w sklepie dla nastolatek.
Podeszła do pakunku i zajrzała do środka w lekką obawą. No bo co on mógł jej
kupić? O ile w ogóle to kupił, a dziewczyna była przekonana, że użył swoich
wampirzych zdolności. Ku jej radości w torbie były zwykłe krótkie, czarne legginsy
i biała bokserka. Kiedy wyciągnęła obie te rzeczy, na dnie zobaczyła coś
jeszcze. Zielonooka zamrugała, chcąc upewnić się czy aby na pewno dobrze widzi,
ale to wciąż tam było. Bonnie sięgnęła po czarne figi i rozłożyła je przed
oczami, nie mogąc nadziwić się idiotyzmowi Kola. Co prawda cieszyła się, że
przynajmniej o niej pomyślał i kupił coś świeżego, jednak Bennett nie była do
końca pewna, czy to coś w ogóle cokolwiek jej zakryje.
Po dłuższym przekonywaniu siebie założyła
wszystko i stwierdziła, że w końcu trochę odżyła. Prawdę mówiąc bluzka była na
nią za duża, a legginsy trochę za szerokie, jednak majtki pasowały wręcz
idealnie. Bonnie pokręciła głową i po ogólnym ogarnięciu się, wyszła z
łazienki, zastając tam nie tylko Vanjah, ale także Pierwotnego. Na tą drugą
osobę starała się nie zwracać uwagi, jednak jego wzrok nie pozwalał poczuć się
swobodnie.
- Nareszcie, Bennett – odezwał się Kol, nie
zaprzestając patrzeć na dziewczynę. – Przyniosłem śniadanie – dodał i wskazał
na szafkę nocną przy jednym z łóżek.
Bonnie najpierw spojrzała na Mikaelsona, jakby
nie do końca wierząc w to co słyszy, a dopiero po chwili zerknęła we wcześniej
wspomniane miejsce. Na tacce leżały kanapki i dzbanek soku ze szklanką obok. Czego on ode mnie chce?, spytała w
myślach mulatka, ale bez żadnych pytań usiadła w siadzie skrzyżnym na miękkim
materacu i zaczęła jeść z niepewnością.
- Nie jest zatrute – rzucił, przewracając oczami.
– Chyba nie doceniasz mojej dobroci – powiedział z lekką ironią, co Vanjah
skomentowała głośnym prychnięciem. – Co ty na to, Van, żebyś uzupełniła moją
lodówkę? – uśmiechnął się do niej z widoczną wyższością. – Ach! – zawołał,
kiedy wampirzyca podniosła się z łóżka, lekceważąc jej irytację, a nawet
bardziej szczytując się nią. – Nie zapomnij o kawie – dodał, po czym zwrócił
się do Bonnie – jest niesamowita – pochwalił z zachwytem. – Więc o czym
chciałaś pogadać? – zapytał dopiero wtedy, kiedy usłyszał trzaśnięcie drzwiami.
Dotychczas siedząca cicho i jedząca kanapki
mulatka, uniosła wzrok na Kola i zdziwiła się jego ciągłym uśmiechem. A jeszcze
tak niedawno chciał ją zabić. Czy Pierwotny naprawdę tak szybko zapominał, czy
tylko udaje?
- Nie boisz się, że ci ucieknie? – spytała,
patrząc znacząco na drzwi.
- Van? Nigdzie nie pójdzie, nie musisz się o to
martwić – odparł i założył ręce pod karkiem.
Typowe, pomyślała i nalała
sobie soku, przyglądając się szatynowi z podejrzeniem, jakby zaraz miał
wybuchnąć albo ją zabić. To też było prawdopodobne.
- Powiedzmy, że znajdę odpowiednie zaklęcie, skąd
chcesz wziąć czarownicę? – spytała po chwili ciszy.
- Chyba już jedną znalazłem, nie sądzisz? –
podniósł brwi i za chwilę dodał – Carter, wnuczka Vanjah.
Bonnie omal nie zakrztusiła się piciem, słysząc
słowa Kola. Tego nie wiedziała i w życiu nie pomyślałaby o tym. Najmłodszy
Mikaelson zaśmiał się radośnie z reakcji dziewczyny.
- Przemieniłeś Vanjah, bo była czarownicą –
powiedziała to bardziej do siebie, zauważając zależność.
- Z Twoich ust nie brzmi to tak fajnie, ale tak –
uśmiechnął się dumny ze swojego czynu. – Z Tobą mógłbym zrobić to samo, ale Ty
i tak już nie jesteś wiedźmą, więc – Kol nie dokończył, wzruszając ramionami i
zerkając na Bennett. – Coś jeszcze?
- Ale… Liz nie może być jej wnuczką skoro –
zielonooka przerwała i wróciła wzrokiem na Mikaelsona. – Nic jej nie zrobisz –
warknęła groźnie.
Szatyn uśmiechnął się lekko, wracając wzrokiem na
sufit. Bonnie podniosła się gwałtownie.
- Nie gorączkuj się, Bennett – mruknął spokojnie,
w dalszym ciągu nie patrząc na mulatkę. – Przecież nie chcę jej zabić.
- Zabić? Właśnie to zamierzasz zrobić, prawda? –
zapytała, jednak wcale nie oczekiwała odpowiedzi. – Chcesz usunąć ją ze swojej
drogi, tak samo jak zrobiłeś to z Vanjah – wysyczała, układając sobie w głowie
całość. – Do tego była potrzebna ci Vanjah? Żeby przyprowadziła Cię do Liz? I
trzymasz ją tutaj, jako kartę przetargową – powiedziała jadowicie z każdym
kolejnym słowem zbliżając się do Kola.
- Uznajmy to za szczęśliwy fart – uznał i wstał,
patrząc w oczy Bonnie. – I szczerze wątpię, żeby tej całej Liz zależało na Van
– stwierdził, po czym uśmiechnął się znacząco. – Bardziej obstawiałbym
Jeremiego – uniósł brwi i przyglądał się, jak twarz dziewczyny zmienia się ze
wściekłej na zdziwioną i zdezorientowaną.
- O czym ty mówisz?
- Zadajesz za dużo pytań, Bennett – rzucił i
ominął ją. – Lepiej czytaj, masz mało czasu – wyjął woreczek z lodówki i z
powrotem położył się na łóżku, popijając krew.
Zielonooka usiadła powoli na pościeli, układając
sobie wszystko w głowie. Albo Kol kłamał albo te wszystkie ukradkowe spojrzenia
między Elizabeth a Gilbertem jednak coś znaczyły. Bonnie była wściekła i
bezradna, bo nie miała żadnego kontaktu z Jerem ani z czarownicą. Mogła jedynie
domyślać się, co między nimi się dzieje. Bennett nie chciała myśleć o
możliwościach dlatego otworzyła najbliższą księgę, którą czytała już dwa razy i
zaczęła przeszukiwać wszystko od początku, nie za bardzo skupiając się na
treści.
- Co za… - wycharczał brunet, trzymając się za
kark.
Damon rozejrzał się po pokoju i wyszukał wzrokiem
szatynkę, która leżała bezwładnie na podłodze. Szybko podszedł do niej i
uklęknął, łapiąc drobną twarz Eleny. Widząc, że dziewczyna jeszcze jest w
świecie odległym od tego, wstał i udał się w miejsce, gdzie ostatnio widział
Pierce.
- Katherine! – zawołał, szukając ją w każdym
możliwym kącie tego domu.
W końcu wyszedł za dom i przeszedł kilka metrów,
rozglądając się uważnie na wszystkie strony. Pod ściółką zauważył coś, co na
pewno nie pochodziło od Matki Natury. Podniósł to i wzniósł oczy do nieba.
- Cholera – warknął, po czym wrócił do domu. –
Elena – podbiegł do wampirzycy, widząc, że już się obudziła. – Wszystko okej? –
spytał i przytulił ją do siebie.
- Witajcie, gołąbeczki – oboje odwrócili się w
stronę Rebeki, obok której stał najstarszy Pierwotny.
- Elijah – wyszeptała lekko zdziwiona Gilbert –
co ty tu robisz?
- To w końcu nasz dom, nie? – odpowiedziała za
brata Rebekah.
- Gdzie Katerina? – zapytał Mikaelson.
- Wiedziałbym, gdyby ktoś nie złamał mi karku –
syknął Salvatore i pokazał zniszczony telefon. – Znalazłem to na podwórzu –
dodał.
Pierwotny zaczął jakby głębiej oddychać i
spojrzał w bok, uspokajać się lekko. Wiedział, że musi zachować zdrowy rozsądek
mimo wszystko.
- Eleno, zadzwoń do Twojej przyjaciółki i
powiedz, żeby zrobiła wszystko, co w jej mocy, żeby znaleźć sposób na zabicie
Silasa – powiedział spokojnym tonem, podkreślając wyraz „wszystko”, po czym
przeniósł wzrok na wampirzycę.
- Silas?
- Rebekah, siostro, wychodzimy – zwrócił się do
blondynki, która na jego słowa uśmiechnęła się lekko i odwróciła do wyjścia.
- Czekaj – rzucił Damon. – Gdzie wy zamierzacie
iść? – zmarszczył brwi, jednak nie otrzymał żadnej odpowiedzi tylko podmuch
wiatru. – Cholera – warknął po raz kolejny tego dnia i zerknął na Elenę.
Skoro On żyje, to może zrobić wszystko. Ale
zamiast ich zabić, wziął Pierce bez żadnego logicznego powodu.
- Nie mam pojęcia, ale skopie mu ten 2000-letni
tyłek – warknął, cały czas wściekając się za złamanie mu karku.
Gilbert próbowała dodzwonić się do Bonnie, ale
dziewczyna nie odbierała. Wampirzyca nie wiedziała już co się dzieje. W jednej
chwili jest wszystko w porządku, a potem nagle wszystko się wali. Znowu
powrócili do problemów. Najpierw ugryzienie wilkołaka, potem Katherine, Marcel,
a teraz Silas. Wydawało jej się, że albo nie mogą być szczęśliwi, albo po
prostu są jakimś magnesem na tego typu sprawy.
Postanowiła zadzwonić jeszcze raz, tym razem z
pozytywnym skutkiem. Salvatore w dalszym ciągu przyglądał się wampirzycy, chcąc
przysłuchać się ich rozmowie.
- Bonnie! – zawołała szatynka.
- Elena – usłyszała po drugiej stronie głos
swojego brata.
- Jeremy? – zdziwiła się natychmiast. – Skąd masz
telefon Bonnie? – spytała, od razu wstając na równe nogi.
- To naprawdę nie jest teraz istotne – odparł
szybko.
- Co? Jer, gdzie jest Bonnie? – zapytała coraz
bardziej nie rozumiejąc sytuacji.
- Naprawdę nie mogę teraz rozmawiać – powiedział
i rozłączył się.
- Jeremy! – zawołała, jednak nie usłyszała
odpowiedzi.
- Twój brat serio zaczyna mnie irytować –
mruknął. – Mają tyle wiedźm w okolicy, nie mogą wybrać któreś z nich?
- Właśnie to zrobimy – rzekła bezzwłocznie i
spojrzała na Damona. – Bonnie nie odpowiada od kilku tygodni, wątpię żeby
odpowiedziała teraz – powiedziała z nutą smutku. – Myślisz, że jest na mnie zła
za to, jak zachowywałam się kiedyś? – spytała ciszej niż zwykle.
- Nie wiem – westchnął i wziął jej rękę. –
Chodźmy – uśmiechnął się lekko, mimo niechęci do tego i wybiegł razem z Eleną.
Forbes wyszła spod prysznica i ubrała się,
postanawiając że to jest najwyższy czas, żeby odwiedzić Stefana. Związała mokre
włosy w wysokiego koka i poszła do pokoju Salvatora. Caroline zapukała z
szerokim uśmiechem na ustach i weszła do środka, ostrzegając przedtem że wchodzi.
Uśmiech zniknął z jej twarzy szybciej niż się pojawił.
- Stefan? – zawołała blondynka, ale nie słysząc
odzewu weszła do łazienki, jednak tam też go nie było.
Wampirzyca zmaterializowała się do salonu, w
którym siedział Pierwotny i stanęła przed nim. Ten nieświadomy niczego uniósł
kąciki ust, widząc ją taką zwyczajną.
- Stefan zniknął – odezwała się, zmywając uśmiech
Klausa.
- Straszne – skwitował niezbyt wzruszony tym
faktem.
- Idę go szukać, a ty zostań tutaj i czekaj, może
wróci – powiedziała z deka wkurzona za zachowanie Pierwotnego, ale czego ona od
niego oczekiwała.
Niebieskooka wyciągnęła komórkę z kieszeni
jeansów i zaczęła wpisywać numer, kiedy to Mikaelson stanął przed nią, przez co
blondynka prawie na niego wpadła. Spojrzała na niego oburzona i pokręciła
głową.
Caroline przewróciła oczami i wybrała numer do
Salvatora, nie mówiąc nic do Klausa, co Pierwotny uznał za zgodę. Po pierwszym
sygnale usłyszeli dzwonek telefonu, dochodzący z tymczasowego pokoju Stefana.
Niebieskooka zerknęła w tamtą stronę, po czym ruszyła do wyjścia, a za nią
Niklaus.
Care złapały wyrzuty sumienia z powodu Stefana.
Mogła go pilnować. Nawet nie rozmawiała z nim tak dłużej od jego powrotu i
czuła się z tym źle. Nie miała pojęcia kiedy blondyn mógł uciec, przecież na
dole siedział Klaus, a ona była w swoim pokoju. Dopiero co zdołała go odnaleźć
i znowu go straciła. W tej chwili niczego innego nie pragnęła tylko tego, żeby
wszystko wróciło do starego porządku. Tak bardzo chciała cofnąć się w czasie i
nigdy nie pozwolić Stefanowi samemu wyjechać nad jezioro, aby wyrzucić Silasa.
Zmieniłaby tak wiele, gdyby tylko mogła.
Udali się do Grilla, żeby właśnie tam zacząć
szukać. W końcu jest to miejsce pełne ludzi, co równa się z mnóstwem krwi i
Caroline była pewna, że tylko to wyrwało Salvatora z willi Mikaelsonów. Klaus
przyglądał się determinacji wampirzycy, kiedy ta wchodziła do klubu i
rozglądała się po całym pomieszczeniu w nadziei, że znajdzie swojego
przyjaciela. Zatrzymała swój wzrok na czymś, jednak po chwili odwróciła się do
wyjścia.
- Nie ma go – powiedziała ciszej niż zwykle.
Zainteresowany co Care zobaczyła i czemu tak się
przejęła spojrzał w miejsce, gdzie przed chwilą patrzyła blondynka,
dostrzegając w tłumie Tylera. Klaus zmarszczył brwi i uśmiechnął się w stronę
niezadowolonego Lockwooda. Sekundę później wyszedł za Forbes.
- Co się stało, kochana? – zapytał, mimo że
doskonale zdawał sobie z tego sprawę chciał to usłyszeć od niej.
- Nie wiem, o czym mówisz – powiedziała na
odczepne.
- Caroline! – usłyszała wołania Tylera, jednak
nie odwróciła się.
- Właśnie o tym – odparł Niklaus i w dalszym
ciągu szedł za nią.
- Nieważne – mruknęła. – Chodźmy szukać Stefana –
zarządziła i ruszyła wampirzym tempem, a chwilę po niej Niklaus, który rzucił
jeszcze ukradkowe spojrzenie na Hybrydę.
Tyler stał tam kilka, może nawet kilkanaście
minut, patrząc w miejsce, gdzie stała Caroline z Klausem. No właśnie… z
Klausem. Najpierw Rebekah, teraz Klaus. Czy Forbes zaczęła zadawać się z
Pierwotnymi? Lockwood doskonale wiedział, że nawalił, ale chciał dalej
przyjaźnić się z blondynką. Tak jak przed ich związkiem. Brunet zmrużył oczy z
każdym momentem zwiększając swoją nienawiść do Mikaelsona, który odbierał mu
wszystko z jego życia. Najpierw samo jego życie, potem mamę, wolność, aż w
końcu Caroline. Chciał zemścić się na Niklausie i zabrać mu każdą rzecz, tak
jak on zrobił to mu. Stał tak jeszcze chwilę, po czym wrócił do Grilla.
Szatyn odłożył telefon i zbliżył się do
dziewczyny, która powoli otwierała oczy, rozglądając się po pomieszczeniu.
Jeremy uśmiechnął się do niej i złapał za rękę, sprawiając że blondynka
zawiesiła na nim wzrok.
- Co się stało? – zapytali równocześnie, na co
obydwoje roześmiali się, rozładowując smutną atmosferę.
- Nie mam pojęcia – jako pierwszy postanowił
odezwać się Gilbert. – Wykonywałaś zaklęcie, a potem upadłaś – wyjaśnił.
Carter zaczęła coś sobie przypominać. Te sceny w
jej głowie, ból, jednak najbardziej pamiętała twarz brunetki. Czarownica
podniosła się gwałtownie do siadu, jednak Jeremy ułożył ją z powrotem na łóżku,
mimo jej sprzeciwów.
- Powinnaś odpoczywać – powiedział.
- Czuję się dobrze, a Bonnie sama się nie
odnajdzie – rzuciła zdenerwowana i jednocześnie zdziwiona troską Gilberta. –
Daj mi mapę – nakazała i znowu usiadła.
- Ostatnio zemdlałaś, skąd mam wiedzieć, że teraz
tak nie będzie? – uniósł brwi i usiadł obok niej.
- Bo to nie od magii, okej? – wydusiła z siebie i
sama podniosła się po kawałek mapy, który leżał na stole.
- Co się dzieje? – zapytał, żądając odpowiedzi,
jednak jej nie otrzymał, więc wstał gwałtownie i podszedł do blondynki,
odwracając ją w swoim kierunku. – O co chodzi, Liz? – powtórzył z większą
determinacją, trzymając ją za ramiona.
Blondynka zawahała się przez chwilę, w końcu nie
musiała go do tego mieszać. Zresztą, kiedy tylko Bonnie będzie bezpieczna na
pewno wyjadą, byle tylko jak najdalej stąd, a Elizabeth znowu zostanie sama w
swoim domu. I odpowiadałoby jej to dopóki nie poznała Jeremiego. Naprawdę miło
jej było ponownie poczuć, że ktoś troszczy się i martwi o nią. Nareszcie mogła
komuś zaufać.
- To naprawdę nic. Sprawy czarownic – dalej
przekonywała go do odpuszczenia tej rozmowy.
Uważała, że Jer i tak ma za dużo na głowie, więc
po co miałby przejmować się jeszcze tym? W końcu sama to rozgryzie, jak
znajdzie więcej czasu.
- Możesz powiedzieć mi wszystko, niezależnie, czy
jest to ważne, czy nie – zapewnił.
Elizabeth zmarszczyła brwi, wgapiając się w
podłogę. Od czego niby miała zacząć? Od tego, że rzuciła zaklęcie na Bonnie i
Kola, czy raczej od Vanjah? Ciągle coś przed nim ukrywała i czuła się z tym
strasznie, szczególnie że chodziło o Bennett, ale nie miała zamiaru mu tego
mówić. Nie teraz. Nagle odwróciła wzrok na stół i chwyciła kawałek mapy.
- Jesteśmy blisko – zmieniła temat. – Dokończmy
to – dodała, zerkając na niego niepewnie.
Jeremy przyjrzał się niebieskookiej ze
zwątpieniem. Nie chciała powiedzieć mu czegoś ważnego i wcale mu się to nie
podobało, jednak najwidoczniej musiała mieć do tego jakiś powód. No i pewnie
powie, kiedy będzie gotowa. Przynajmniej tak twierdził. Pokiwał głową na znak,
że się zgadza i westchnął.
- Zaczynajmy – powiedział, nie pytając jej o nic
więcej. – Ale – zaczął znowu – jeśli źle się czujesz, to lepiej tego nie rób.
Możemy znaleźć Bonnie w inny sposób – dodał szybko.
- Hej, gdzie się podziała twoja zaciekłość? –
zapytała i zaśmiała się cicho, sprawiając, że podniosły mu się kąciki ust. –
Wszystko ze mną w porządku, Jer – uśmiechnęła się.
Przyklękła i położyła na podłodze przed sobą skrawek
pergaminu. Zerknęła na Gilberta i odetchnęła lekko z ulgą, że udało jej się go
przekonać. Przymknęła oczy i skupiła się na swoim zadaniu.
Przez moment bała się, że znowu coś jej
przeszkodzi, jednak nic takiego się nie stało. Uniosła powieki i uśmiechnęła
się delikatnie.
- Jest w hotelu Bellagio – rzuciła i podniosła się na równe nogi, chwytając
przedtem kawałek papieru. – Nie sądziłam, że Pierwotni mają taki gust –
powiedziała z chęcią odpędzenia tej głupiej atmosfery, która utrzymywała się w
pokoju.
Ku jej zadowoleniu udało jej się to. Wsiedli do
samochodu i ruszyli w kierunku centrum Las Vegas.
***
Witam Was po najgorszym rozdziale EVER. Według mnie jest tak beznadziejny, szczególnie cała scena Bonnie/Kol/Vanjah. Ech. Wybaczcie więc za tą pechową 17-stkę. :/ Mam nadzieję, że mi wybaczycie, a tymczasem...
Dziękuję Wam po raz 231239 za to, że jesteście ze mną, że wywołujecie uśmiech na mej brzydkiej mordzie, no i co tam jeszcze, ogólnie za wszystko! Za każdą literkę i każde miłe słowo. Za to, że dzięki wam śmieje się jak głupia do monitora, ale co tam. JEDNO WIELKIE DZIĘKUJĘ. <3 JESTEŚCIE KOCHANI. Nawet bardziej od Kochanowskiego. Rajciu, jaki sucharek. Jestem w tym coraz lepsza, hahah. xD
Ymm... Od 21 rozdziału rozdziały (hahah, lol) będą dodawane trochę... hm... inaczej. xD Jeśli mogłabym Was prosić, to proszę o wybranie dnia (takie bajery :D) piątek, sobota, niedziela? Wszystko zależy od Was, ja się dostosuję. Od razu mówię, że TAK, będą dodawane RAZ w tygodniu, bo boję się, że zabraknie mi rozdziałów, a wtedy będę pisać pod presją czasu i nie będzie tak fajnie. :/ Może od czasu do czasu dodam częściej, czy coś. No, ale... wybór należy do Was, kochani. <3
Pozdrawiam, życzę weny i pomysłów, ciepełka i zimna, słoneczka i deszczyku, miłego tygodnia, dobrych kanapek w szkole, picia oczywiście też :p, szczęśliwego nowego miesiąca! <3
No i ten... a moje kochane 71 będzie musiało poczekać na mnie kolejne trzy dni, bo matury. Biedny. Stęskniłam się za nim. :(
love, love, love,
ArtisticSmile. <3
Rozdział jak zawsze wspaniały, nie wiem dlaczego marudzisz ;) Scena z Kolem i Bonnie zwaliła mnie z nóg:> Kol - the sweetest vampire evaaa <3 OMG co znowu z tą Katherine? Ona chyba jest magnesem na problemy i dziwne sytuacje :P Ale to tylko podkręca moją ciekawość:) Klaroline + zdesperowany Tyler:* (nie żeby było mi go szkoda ;P) - cuuudo:) No i ciekawe co ze Stefanem, biedny biedaczek, oby się znalazł... :)
OdpowiedzUsuńCzekam na środę a tymczasem życzę najlepszego na najbliższe dni i duużo weny:>
Magenta
klaroline-love.blog.pl
Genialne, zresztą jak zawsze mnie zadziwiasz ;D Ciekawe, za ile Kol wypuście Bennett i czy ona będzie chciała wracać ;) Czekam niecierpliwie na NN
OdpowiedzUsuńJAK ŚMIESZ MÓWIĆ ŻE TEN ROZDZIAŁ JEST GŁUPI!!?!??!?!!? OSZALAŁAŚ?!?! ;OOO
OdpowiedzUsuńJeśli mam być szczera, a zawsze jestem ^^ to NAJBARDZIEJ podobała mi się scena Kol/Bon/Vańdzia (ń xD) boże i te figi tarzałam się ze śmiechu. Hahahha, i ten zazdrosny Tyler muahahahaha! Dobrze tak dupkowi. Powiedziałabym coś jeszcze, ale nie wypada :>. Ah...i TE SEKSOWNE PROFILOWE B| Tak bardzo w twoim stylu. XD Haha! (może się nie znamy, no w pewnym sensie tak. znamy komentarze blogi.) Ale nie potrzebuję tego, by stwierdzić, że to zdjęcie cholernie opisuję twoją osobowość :D Oh! Jeden rozdział?! Jak ja przeżyję! :__________: No cóż, postaram się, tak jak reszta twoich czytelników. Jeśli chodzi o dzień, to piątek. Po co czekać dłużej, skoro raz w tygodniu?? :D. Życzę połamania kręgosłupa, nóg, czego sobie życzysz, na maturach! Oj, kochana, przyda Ci się. XD. Błagam więcej scen z Bennett! To jest świetne! Fajnie poprowadziłaś ten wątek, choć nie ukrywam, że wcześniej mnie nużył. Nie podobał mi się. A teraz....KOCHAM *---*. Tak samo jak Klaroline, dlatego o nich również błagam! :D Pozdrawiam! Życzę weny na kolejne rozdziały, fajnej majóweczki. U nas słoneczko, ale zimno ;-; a na dodatek przyjechał festyn ^^ Juuupi! I Hamer xD Jestem happy, bo miało nie być, z racji tego że miała być żałoba po zamordowanym burmistrzu miasta, w którym mieszkam (kompletnie nie wiem, dlaczego to piszę xDDDDDD) A co do zdjęcia...chodzi mi o to że jesteś pozytywnie świrnięta, a to zdjęcie to oddaję :D. Pozdrawiam!! :****** <3
Vańdzia hahahah. XD
UsuńMusiałam Tobie odpowiedzieć, bo źle coś napisałam, najwidoczniej, hahah. :D Do matury mi jeszcze daleko (chociaż już się boję, hahah)! Po prostu czwarte klasy mają matury, a my sobie nie chodzimy i mamy wolne, hahah. xD Znowu będę pisać miliony "hahah", także tego... Cieszę się z Tobą, że masz miasteczko, czy co to tam, hahah. Też poszłabym sobie na coś takiego, ej! :(
Ach, i dzięki za "sexy" profilowe, hahah. :D POZDROWIONKA ŻYCZY BIEDRONKA (te niebezpieczne czerwone gówienko)! <3
A mi sie podoba, bo jest Kol i Bonnie i Klaus i Caroline <3 moje dwie ulubione pary :) szkoda ze od 21 beda rozdzialy raz w tygodniu :/ jak ja to przezyje ? :o pozdrawiam i powodzenia <3 karolina
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do Liebster Award : love-story-of-niklaus-and--caroline.blogspot.com
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział <3
OdpowiedzUsuńI to NIE jest pechowa 17-stka!!! ZAPAMIETAJ TO SOBIE :D
Scena Kol+Bonnie+Vanjah była świetna xD
Czarne figi wymiatają :DD
Hmm... Ciekawe, dlaczego one akurat pasowały, a reszta nie :DDD
Było trochę Klaroline, ale prosze o wiecej ^_^
Tyler zazdrosny.
Dobrze tak temu debilowi =_=
Zdradził Caroline i teraz mysli, że beda przyjaciiolmi....
Trzeba byc naprawde tempym, by nie zrozumiec, że gdy sie zdradzi dzieewczyne to juz w przyjacielskich relacjach razcej nie beda... To jest logika, ale Tyler tego nie rozumie, bo jest głupi ^_^ Jak ja kocham go wyzywać ^_^ To hobby :PP
Jeremy i Liz... Hmmm... Jak ich zparować? Leremy? Jiz? Nie mam pojecia, ale bardzo ich lubie *_* Ale dlaczego Liz zemdlala :o Ja chce to wiedaiec! :D
Silas zabral moja Katherine! Nigdy go nie lubilam (choc czasami mial fajne teksty :D), ale teraz nie lubie go jeszcze bardziej ;_; Ale Elijah ją uratuje <3
ELIJAH SUPERMAN XDDD
I pozniej bedzie wszystko sliiit <33
Jestem wróżbita :3
Ale tak na serio, to niech Silas nic nie zrobi mojej Katherine :o
Wystarzczy ze w TVD ja usmiercili (co bylo bledem, bo teraz szykuje na nich zemste :DDD).
Szkoda, że rozdziały bede dodawane raz w tygodniu, ale Cie rozumiem. Nauka, szkola i tak dalej -,- Jesli chodzi o dzien to moglby byc to piatek :3
Moglabym na luzie sobie przeczytac, skomentowac, a nie na szybko "Kurde najpierw musze odrobic matme, historie, polski, angielki, niemiecki, biologie, a dopiero wtedy bede mogla przeczytac rozdzial na We-have-immortality-tvd :("
Choć i tak przewznie najpierw czytam Twoj rozdzial, a dopiero potem odrabiam lekcje XD
Tak jestem pilnym uczniem XDDD
Czekam z niecierpliwoscia na kolejny rozdział <3
Życze weny, sloneczka, malo nauki, wiecej czasu na pisanie bloga i co Ty tam sobie jeszcze chcesz <3
Pozdrawiam Caroline.
Ps Zapraszam do mnie na nowy rozdział:
http://klaroline21.blogspot.com/