niedziela, 11 maja 2014

19. | Siedzę z najnudniejszymi kobietami na świecie.

~ 19 ~
Siedzę z najnudniejszymi kobietami na świecie.


- Widziałam ich – do pokoju weszła szybkim krokiem poruszona blondynka, podając kubek z kawą Pierwotnemu.
- Kogo? – spytał leniwie, popijając przy tym napój.
Bonnie uniosła wzrok na Vanjah, domyślając się kogo wampirzyca ma na myśli i uśmiechnęła się lekko na samo wspomnienie o Jeremim, czy nawet o Elizabeth. W tym momencie miała gdzieś słowa Kola, w końcu po co miałby mówić jej prawdę skoro jej nienawidził? Wiedziała, że chciał ją tylko zasmucić, jednak ona nie chciała mu ufać. Poza tym później stwierdziła, że Jer nie byłby zdolny do czegoś takiego, co wciskał jej Kol.
- Tę wiedźmę i tego chłopczyka – odparła szybko. – Chyba już wiedzą gdzie nas szukać – dodała zestresowana.
- No nareszcie – mruknął Mikaelson i uśmiechnął się przebiegle, wstając z fotela, na którym przed chwilą siedział.
- Co? – Carter zdziwiła się postawą Pierwotnego.
Bennett przestała się tak cieszyć, po tym jak zobaczyła głupi uśmieszek na twarzy szatyna. Wcale jej się to nie podobało, że ten coś knuł. I robił to od samego początku.
- Van – wampir podszedł do niej powoli – potrzebna nam wiedźma – powiedział, po czym spojrzał na Bonnie – ta tutaj już jest bezużyteczna – mruknął i powrócił wzrokiem na Vanjah. – Zajmiesz się Bennett, ja odwrócę uwagę Twojej krewniaczki, może odechce jej się czarować – prychnął i usiadł obok brunetki, która nie była zadowolona z jego planu.
Patrzyła na niego spod byka, nie bardzo wiedząc co zrobić w tej chwili. Gdyby miała jakikolwiek kontakt z nimi. Mogłaby ich przynajmniej ostrzec, teraz nawet nie mogła użyć magii, bo jej najzwyczajniej w świecie nie miała!
- Za bardzo się przeceniasz, Kol – odezwała się Bonnie, mrużąc oczy i nie odrywając wzroku od Mikaelsona – nie dasz rady czarownicy, jaką ona jest – dokończyła z nadzieją, że nikt nie ucierpi.
- Och, Bennett – westchnął – nie mam zamiaru z nią walczyć. Chcę tylko, żeby zaczęła się słuchać – wzruszył ramionami i ułożył głowę wygodnie na jej kolanach.
Jednak nie poleżał w tej pozycji za długo, bo mulatka jak oparzona zepchnęła go ze swoich nóg i natychmiast odsunęła się od niego, prawie że spadając z łóżka. Mruknęła groźnie do niego, na co Kol zaśmiał się cicho i usiadł niedaleko niej.
- Myślisz, że uda Ci się to? – wampirzyca odezwała się niepewnie.
- Jestem tego pewien – uśmiech nie schodził z jego twarzy – w innym wypadku ktoś będzie martwy. Więc lepiej pilnuj jej, żeby nic sobie nie zrobiła – wskazał głową w kierunku Bonnie.
Obie dziewczyny rzuciły w siebie spojrzeniem, które z jednej strony mogłoby zabić. Cóż, Vanjah chciała tylko i wyłącznie odłączyć się od tego chorego psychopaty, żeby móc normalnie żyć. Mogła wyjechać, kiedy miała ku temu okazję. Ale nie! Ona została. Bo nie wiedziała, gdzie miałaby się podziać. Teraz ją to wcale nie interesowało, ważne żeby nigdy więcej nie natrafić na Pierwotnego. Ile to będzie jeszcze trwało?
- Nie mam zamiaru włączać się w tą misję samobójczą – syknęła i odeszła parę kroków do drzwi.
Nim zdążyła je otworzyć przed nią pojawił się Kol, który przycisnął ją do ściany za szyję. Napawał się chwilę widokiem walczącej o oddech blondynki, po czym na powrót stał się poważny.
- Wydaje mi się, że nie masz wyboru – uniósł brwi i puścił dziewczynę.
Vanjah chwyciła się za gardło i patrzyła na Mikaelsona spod byka. Nie miała zamiaru dzisiaj umrzeć, ale niestety wszystko na to wskazywało. Wiedziała, że Kola nic nie obchodzi jej egzystencja a jedynie jego własne życie i załatwienie wszystkich czarownic na Ziemi. Więc gdy tylko nadarzy mu się taka okazja, pozbędzie się jej i pójdzie dalej, nie przejmując się tym, co zrobił.
Bonnie zerknęła na Carter, która poirytowana i wyraźnie zniesmaczona planem Pierwotnego podeszła do niej, wyglądając jakby chciała ją zabić. Cóż, niewątpliwie tak było, jednak Bennett wiedziała, że jest teraz chroniona ze wszystkich stron. Nietykalna przez nikogo, bo ani Kol nie chciał umrzeć, ani Van. Chociaż miała też świadomość, że za niedługo to się zmieni. Nawet jeśli Liz na początku nie będzie chciała zdjąć zaklęcia, to za jakiś czas na pewno to zrobi pod presją wampira. I wcale nie winiłaby za to Elizabeth. Ona chciała pomóc i pomogła wystarczająco, mulatka nie chciała, żeby czarownica ryzykowała za nią życiem. To była sprawa między Bonnie a Kolem i musiała to w końcu wszystkim uświadomić.
Brunetka przeniosła wzrok na szatyna, który wydawał jej się być znudzony tym wszystkim, a jednak dalej w to drążył. A Bennett uznała, że ta upartość to cecha wrodzona i strasznie rodzinna. Klaus i Rebekah byli świetnym przykładem, że mimo wszystko Kol ma coś wspólnego ze swoją rodziną.
- Nie patrz tak, bo jeszcze pomyślę, że się we mnie zakochałaś – odezwał się i uśmiechnął arogancko w jej stronę. – Znalazłaś już coś? – zapytał, nie dając Bonnie czasu na odgryzienie się. – Siedzisz nad tą książką kilka dni. Zaczynam myśleć, że nie umiesz czytać – wzniósł oczy do nieba. – Bennett, czy wraz z przywróceniem Cię do życia straciłaś Twoją najlepszą umiejętność? – westchnął teatralnie, po czym zwrócił wzrok na Van, która siedziała obok brunetki i wbijała w niego mordercze spojrzenie. – No co? – spytał, udając zdziwionego postawami dziewczyn.
No tak, w innym przypadku płeć piękna sama do niego lgnie, nawet nie musi używać perswazji. Teraz jednak musi. Mógłby tak samo zahipnotyzować pannę Bennett, bo kto wie, co jej odbije za niedługo.
Pierwotny westchnął ociężale i opadł na swoje łóżko.
- Siedzę z najnudniejszymi kobietami na świecie – wymamrotał, przymykając oczy.
Obie, niemalże równocześnie przewróciły oczami i powróciły do swoich niedawnych zadań.





Dziewczyna stała przy płótnie i domalowywała kolejne kreski, tworząc następny obraz do swojej kolekcji. To było jej jedyne zajęcie tutaj, bo nic innego nie miała do roboty, jak malować. Marcel jakoś dawno u niej nie był i zaczęło ją to martwić. Nie mogła też wyjść, bo może i miała tą wielką moc, ale tam na nią czyhało więcej czarownic, niż palców na dwóch rękach.
Brunetka postanowiła zająć się sprawą podejrzanego przeczucia, że ktoś na nią patrzy. Naprawdę chciałaby wreszcie złapać kogoś, kto od czasu do czasu obserwuje ją. Davina miała wrażenie, że zaczyna świrować, w dodatku nie miała komu tego powiedzieć. Marcel, jak zawsze uspokoiłby ją i upewnił w tym, że nikogo tutaj nie ma, a nawet jeśli, to od razu go załatwi. Szczerze… jakoś w to nie wierzyła i, co gorsza, widziała to samo w oczach Gerarda. On też zaczął myśleć, że czarownica zwariowała albo że to jest normalne.
Z zamyśleń wyrwał ją ktoś, kto właśnie szedł po schodach. Dziewczyna stanęła naprzeciwko drzwi, wpatrując się uważnie w wejście. Po chwili do pomieszczenia wpadł ciemnoskóry z niezbyt miłym wyrazem twarzy, jednak próbował to maskować ze względu na brunetkę.
- Marcel – czarownica uśmiechnęła się lekko. – Coś się stało? – spytała słodkim głosem, podchodząc do niego.
- Chyba zaczęła się wojna – odparł jej i dopiero teraz spojrzał na jej twarz. – Jakiś nieumyślny wampir skręcił mi kark – dodał.
Davina zezłościła się na tą wieść. Ktoś skrzywdził jej najbliższą osobę i miałby niby wyjść z tego cało? Niebieskooka przytuliła się do mężczyzny, jakby to miało mu pomóc.
- Jest coś, co mogę zrobić? – zapytała, odrywając się od jego ciała.
- Nie, Davino, dam sobie radę – uśmiechnął się. – My przeciwko dwóm wampirom? – podniósł brwi i prychnął lekceważąco. – To będzie łatwiejsze od zabrania dziecku zabawki – roześmiał się krótko.
Brunetka uśmiechnęła się jedynie, nic nie odpowiadając. Chciała pomóc, bardzo, jednak wiedziała, jakie zdanie na ten temat ma Marcel. Czarownica westchnęła cicho i usiadła na łóżku.
- Nie martw się, to nie potrwa długo – powiedział troskliwie i odwrócił się w kierunku wyjścia. – Za niedługo wrócę – rzucił na odchodne.
- Nie obiecuj – usłyszał jeszcze szept dziewczyny przed jego odejściem.
Gerard miał ochotę zatrzymać się u niej na dłużej, ale czekały na niego ważniejsze obowiązki, które wolał załatwić teraz niż potem. Skierował się do klubu, witając się z każdym wampirem po kolei i uśmiechając się do wszystkich. Usiadł przy ladzie i zamówił szkocką. Zaraz do niego dosiadł się Diego i zamówił to samo co Marcel, po czym stuknął się z nim szklankami.
- Gdzie się podziewałeś? – zapytał Diego z zaciekawieniem.
- Powiedzmy, że przywitałem kogoś, kto nie był zbyt lojalny w stosunku do mnie – wytłumaczył i zerknął na czarnoskórego wampira z lekkim afro. – Będę potrzebował małej pomocy – powiedział. – Zwołaj kilku, żeby poszukali bruneta z wiecznie aroganckim wyrazem twarzy. Na pewno go rozpoznacie, wyróżnia się z tłumu i cały czas ma przy sobie niską szatyneczkę – rozkazał, a sam zajął się zawartością butelki whiskey.
Afroamerykanin zerknął na Marcela, który siedział z poważną miną. Pewnie to była tylko kwestia czasu, nim Gerard wybuchnie złością. Diego dobrze go znał i wiedział jaki jest impulsywny. Nie zastanawiając się dłużej, udał się do najbliższych Marcela i przekazał im tę wiadomość, po czym wyszedł z baru.
Ciemnoskóry rozejrzał się po pomieszczeniu i dostrzegł kilkoro wampirów, którzy zmierzali ku wyjściu. Uśmiechnął się szeroko sam do siebie, że może liczyć na tylu ludzi.



Szatynka siedziała w niezajętym przez nikogo pokoju i w jednej z rąk trzymała komórkę, przez którą rozmawiała z hybrydą. Już długo go nie widziała, ale przetrwa jeszcze kilka miesięcy i wyjedzie. Do niego. Uśmiechnęła się do siebie i westchnęła leniwie.
- Szkoda, że Ciebie tutaj nie ma – wymruczała i przeciągnęła się, zmieniając pozycję na wygodniejszą.
- Wiesz, jak chciałbym być obok Ciebie, prawda? – spytał, oczekując że magicznie przeniesie się do niej, a wszystkie przeszkody znikną z ich życia.
- Niedługo będziesz miał okazję! – zawołała wesoło.
- Mogę zawsze ominąć wszelkie zakazy i zapomnieć o konsekwencjach – powiedział i poruszył brwiami, jakby dziewczyna miała go właśnie teraz zobaczyć.
- Naprawdę chciałbyś paść ofiarą Klausa? – zapytała z lekkim niedowierzaniem, choć tak serio to martwiła się o niego.
Na samo imię Hybrydy Tyler miał ochotę rzucić czymś o ścianę, ba!, rozwalić całą ścianę. Nie wiedział, czy Caroline włócząca się z Klausem to jego wina, czy może Pierwotny zrobił blondynce pranie mózgu. Co było jak najbardziej prawdopodobną wersją. Co prawda z nim i Forbes skończone, jednak nie mógł powstrzymać uczucia narastającej złości, czy też nawet zazdrości. Tak, zazdrości, że wampirzyca tak szybko otrząsnęła się z niego i poleciała od razu do innego, chociaż to było zupełnie egoistyczne z jego strony, biorąc pod uwagę fakt, że to właśnie ON zakończył ten związek. Mimo wszystko widząc ich razem, chciał rozszarpać Mikaelsona na drobne kawałeczki, a potem spalić każdy osobno, tak żeby tamten w dalszym ciągu odczuwał ból. Takie „wynagrodzenie” za wszystko co mu zrobił.
- A może on zostanie moją? – spytał już całkowicie wyprany z jakichkolwiek emocji prócz nienawiści.
Hayley zauważyła, że gdy tylko wjeżdżają na temat Niklausa, Lockwood zaczyna się strasznie denerwować. Nie powinno jej to dziwić, skoro Pierwotny zrobił tyle złego w życiu jej chłopaka.
- Okeeej – przeciągnęła i nagle wstała, podchodząc do okna – powiesz mi wreszcie o co chodzi? – podniosła brwi, domagając się jak najbardziej szczerej odpowiedzi.
- Przepraszam, Hay, ciężkie dni – wytłumaczył niemal natychmiast łagodniejąc.
Od razu jego myśli z Caroline i Klausa przeszły na najbliższą mu wilkołaczycę. Nie miał prawa wyżywać się na niej, a nawet tego nie chciał. Czasami za bardzo ponosiły go emocje.
- W dalszym ciągu oczekuję odpowiedzi – ponagliła go, ciekawa czego nie mówi jej Tyler.
- To nic takiego, Hay – powiedział specjalnie zdrabniając jej imię.
Myślał, że to ją odciągnie od tego tematu i przestanie wciąż o to pytać. Jednak wiedział też jak bardzo uparta może być jego ukochana, dlatego z nadzieją wsłuchiwał się w to co mu powie.
- To nie podlega dyskusji, Lockwood – rzuciła ostro, jakby oburzona, że chowa przed nią jakieś sekrety.
A szatynka nie była wcale lepsza od chłopaka. Sama miała swoje tajemnice, których nie chciała mu mówić.
Tyler westchnął cicho, wypuszczając powietrze wraz z nadzieją jaka zdążyła w nim urosnąć, jednak o wiele szybciej zniknęła.
- Po prostu go nienawidzę – odparł pewien swojego, ale mulatka nie dała się nabrać na jego zagrywki i prychnęła ostrzegawczo.
- Oboje wiemy, że nie o to chodzi – rzuciła i pokręciła głową z dezaprobatą.
- Widziałem go z Care – w końcu wydusił z siebie po dłuższej ciszy.
Marshall zamilkła na chwilę, jednak po chwili odzyskała głos. Wyglądała, jakby coś ją martwiło i rzeczywiście tak było. Nie była zazdrosna… no dobra, może i trochę była, ale każdy byłby, gdyby twój obecny chłopak nadal interesował się swoją byłą dziewczyną. A ja mam dziecko z Klausem, pomyślała jakby odruchowo i przeklęła się za to.
- Mówiłeś, że to już koniec między wami – mruknęła, jednocześnie uciszając dręczące ją myśli.
- Bo tak jest! – odpowiedział szybko. – Co nie zmienia faktu, że obchodzi mnie co się z nią stanie, więc wolę żeby Klaus trzymał się od niej z daleka – wytłumaczył.
- A mógłbyś mi powiedzieć, gdzie ich widziałeś? – spytała, zastanawiając się, czy to możliwe, aby Tyler był w Nowym Orleanie.
- W Mystic Falls.
Zielonooka zdziwiła się, bo nic nie wiedziała o wyjeździe Mikaelsona do Mystic. Zresztą Klaus nie był zbyt rozmowny w stosunku do niej. Ciągle ją zbywał i czasami widać było, że rozmawiał z nią na siłę. Choć zauważała też przebłyski troski, ale to rzadko.
- Widział Cię? – spytała nagle przejęta.
- Tak – odparł lakonicznie i zaraz tego pożałował.
- Ryzykowałeś życiem! – zawołała niezbyt szczęśliwa z tego faktu. – Przecież mógł Cię zabić! – wypomniała mu.
- Raczej nie – powiedział dziwnie spokojnie i uśmiechnął się lekko.
- No pewnie, a ja jestem księżniczką Anglii! Klaus i niechęć do zemsty nie idzie w jednej parze – prychnęła.
- Posłuchaj – zaczął głośniej, żeby uspokoiła się w końcu – za bardzo zależy mu na Caroline, żeby mi coś zrobić, bo jej wciąż zależy na mnie – dodał wesoły.
Po chwili dotarł do niego sens tych słów i zrozumiał, jak głupio to zabrzmiało. Cieszył się z jej uczuć, kiedy to ON złamał jej serce, porzucił jak zwykłą lalkę i tak naprawdę wcale nie zasługiwał na to, aby Care wciąż go kochała.
- Zaczynam robić się zazdrosna – powiedziała półżartobliwie i roześmiała się wraz z trochę przygnębionym Tylerem, który nie dał nic po sobie poznać.
Z każdym dniem coraz bardziej żałowała, że cały czas chowa przed nim ogromny sekret, który zmieniłby wszystko, gdyby tylko mu powiedziała. Zdawała sobie sprawę, że Lockwood nie byłby z nią, jeśli wyznałaby tę tajemnicę. Miała też świadomość, że z każdym dniem pogarszała swoją sytuację i że rozstanie z nim będzie bolało bardziej. Jeżeli teraz mu tego nie powie sama, to dowie się od kogoś innego albo sam zauważy, a wtedy będzie miała totalnie przesrane. A przynajmniej po tym nie miałaby żadnych szans na odnowienie jej związku z Tylerem.
Do końca rozmowy wytrwała w wesołym nastroju, a kiedy tylko odłożyła słuchawkę, pogrążyła się w nostalgii.
Podobnie miał brunet, który wyjrzał za okno i jedyne czego zapragnął to pojechać do Marshall. Miał dość tej nory, bo przypominała mu o jego zmarłej matce, czy innych przykrych sytuacjach. A co gorsze – przypominało mu te szczęśliwe. Westchnął i zasunął firany, po czym opadł na kanapę. 


***

No, pierwszy raz tak wcześnie dodaje. xD ALE CO TAM! :D
NIE EJ! Nie wierzę........ Austria 1. miejsce na Eurowizji. SERIO?! Nie no... nie bardzo wiem, co im się tak podobało, ale niech będzie. :/ 
CIUP, CIUP. Dzisiaj tak czarno-biało, bo mam żałobę. :( Co ja tu dużo będę mówić, jest mi smutno i tyle. ECH. :( Głupi Julian. :/
Dziiiięki Wam za to, kochane, że jesteście ze mną w tych ciężkich chwilach (ale ciężkie, aha xD). <3 Jesteście moim światełkiem w tunelu. <3 
Caroline Salvatore - nie chciałabym spoilerować na temat Katherine, ale powiem tyle, że to jeszcze nie koniec. MVAHAHA, wiem, jestem wredna. :(
Laurka - wszystko powoli. :D Każdy wie, że Klarcia toczy się powoli. NAWET BARDZO. Chciałabym powiedzieć coś więcej, ale ech... będziecie mieć niespodziankę. Nigdy nic nie wiadomo. :p
Magenta - O tak. Marcel jeszcze pomęczy się z Damonem, na jego nieszczęście. :D
Your Little Wolf - Hahah, fajnie, że podobają się Tobie te piosenki. :D Bon Jovi - OKI *o*, ale reszty chyba nigdy nie słyszałam. :p 
No i wam i Justynie i w ogóle wszystkim z osobna dziękuję za miłe słowa. <3
Mam dzisiaj cichy dzień, więc nie wiem co powiedzieć. :o Tak czy srak, uwielbiam Was, i piszę se na czas, wena idzie w las, has has. xD
POZDRAWIAM, ŻYCZĘ MIŁEGO TYGODNIA, WENY I POMYSŁÓW, CIEPEŁKA I SŁONECZKA, DESZCZU I BURZY, DOBRYCH OCEN W SZKOLE I innych takich, no. <3 
love, love, love,
ArtisticSmile. <3

PS. Vanabeth - kocham je, hahah. <3


5 komentarzy:

  1. po prostu świetne,świetne,świetne :* jak każde inne co napisałaś, najbardziej podoba mi się scena z Kennett - "Nie patrz tak, bo jeszcze pomyślę, że się we mnie zakochałaś" kocham <3.
    Bardzo dziękuje za podziękowanie? (dal mnie to dziwnie brzmi, ale trudno), w ogóle dziękuje za wyróżnienie (jak przeczytałam swoje imię od pyszczek mi sie cieszył)
    Przykro mi że jest ci smutno :( ale wiedz że my zawsze bedziemy tu z tobą i będziemy cię wspierać bo jesteś wspaniała (i ty tak samo nas wszystkich wspierasz, i poprawiasz humor - z tym nie wiem czy u wszystkich ale mi twoje komentarze zawsze poprawiają humor bo nawet te w których uświadamiasz mnie co zrobiłam nie dobrze znajdę coś miłego) Więc wracaj do bycia happy ;* {trochę zeszłam z tematu rozdziału}
    Wiem że się powtarzam ale jest cudowny.
    A teraz powiem ci że brakuje mi /chwila grozy/






    Klaroline
    Przepraszam ale gdzie się ta para zgubiła??
    Wiem że mam Kennett i że za dużo wymagam, ale musiałam spytać :)
    ŻYCZE WENY, POMYSŁÓW, SZCZĘŚCIA, ZDROWIA, SŁONECZKA, MAŁO POLSKIEGO I HISTORII ;* DOBRYCH OCEN W SZKOLE (jutro do szkoły jak mi się nie chce :{ ) I BLA BLA TEGO CO PRAGNIESZ :* :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka:) Mimo podłego nastroju, dodałaś świetny rozdział. Poprawił mi humor, bo też mam małą chandrę :> Ja nie wiem, muszę zacytować, żeby skomentować to zdanie: "- Nie patrz tak, bo jeszcze pomyślę, że się we mnie zakochałaś – odezwał się i uśmiechnął arogancko w jej stronę." hahahahah <3 na niego wystarczy spojrzeć i już za późno, co dopiero się wpatrywać:> cudnie to opisałaś:) Marcel, krótko mówiąc, mnie przeraża. Nie ufam mu za grosz. A co do Hayley i Tylera... no cóż... jak to mówią - najlepsze związki zbudowane są na kłamstwie. Więc... hahah:> Zazdrosny Tyler i zazdrosna Hayley... no lepiej być nie mogło! Ale jestem nawet w stanie im kibicować, jeśli miałoby to oznaczać Klaroline :* ohhh czekam na dalszy ciąg:)
    Magenta
    klaroline-love.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Mega, mega, meeeeeega <3
    Wiem, ze Klaroline to najlepsza para i zgadzam sie z tym w stu % , ale ja kocham Bonnie i Kola, oni sa swietni, u ciebie w opowiadaniu, chyba nigdy nie czytalam opowiadania, gdzie ich parowano a od zawsze lubilam ten ship :3 wiec jesli ktos zna dibry blog o nich to bardzi chetnie przyjme propozycje :3 co do Klaroline, to czekam, czekam i czekam bo ja uwielbiam ich wzajemna niedostepnosc, chemie miedzy nimi i to napiete pelne emocji uczucie, szkoda tylko ze teraz rozdzialy beda rzadziej, ale mysle ze i tak dobrze ze zawsze dodajesz na czas, mam tylko nadzieje ze na wakacje sobie nas nie odpuscisz :) a wiec dziekuje ze prowadzisz jeden z najlepszych blogow i umieszczasz tam dwie piekne pary <3 pozdrawiam, weny zycze i duzo slonca oraz wytrwalosci w szkole przez te ostatnie 1,5 miesiaca , do napisania ! <3
    Karolina

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział <3 Przepraszam, że komentuje dopoiero teraz, ale wcześniej nie miałam czas ;< Kol jest taki... Uwielbiam go! Kol i Bonnie są cudowni... Mam nadzieję, że Kol nie zrobi nic Liz, bo ją lubię ;> Kto obserwuje Davine? Pytanie dzisiejszego tygodnia XD Lubię Davine, ale nie lubię Marcela... A właśnie Marcel... Czy on chce coś zrobić mojemu Damonowi? No sory Marcel, ale Damona się nie krzywdzi... Bo trafi się na moją czarną listę, gdzie znajduje się już Julie ( za Jenne, Alarica, Kola, Katherine i Stefana ;C) Zemsta bedzie wielka XD A tak przy okazji to zbieram armię przeciwko Julie XD Zaatakujemy ją i każemy ich przywrócić :> Ktoś chętny? Hahha :D Ale teraz tak na serio niech Damon zabije Marcela albo chociaz mu nieźle przywali, tak zeby Marcel się juz od niego odczepił na dobre.. No i Hayley i Tyler... Hayley jestzazdrosna? Haha XD Dobrze jej tak! Tylet zazdrosny o Care? I bardzo dobrze! XD Ale Tyler w tym rozdziale u mnie zapunktował... Powiedział, że Klausowi za bardzo zalezy na Caroline... Co znaczy, że nasz wilczek przyznał że Klaus kocha Caroline <3 Co do notki na końcu:
    Po pierwsze też jestem zszokowana tym, że Austria zajęła 1 miejsce na Eurowizji :/ Masakra -,-
    Po drugie nie tylko Ty uważasz, że Julian jest głupi! Jak on mógł to zrobić?!
    Po trzecie jak ja się cieszę, że jeszcze zobacze Katherine w tym blogu *__* Uwielbiam ją! XD
    Rozdział cudowny <3 Z niecierpliwoscią czekam na kolejny zniewalający rozdział! Życzę Ci weny, słoneczka, mniej nauki, miło spędzonego czasu i wszytskiego czego sobie życzysz <3
    Pozdrawiam Caroline.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja tu widzę, że co rozdział to lepszy :) Ja się pytam ileż można być tak dobrym? Znów nie mam się do czego przyczepić co mnie doprowadza do szewskiej pasji :) Życzę ci dużo weny i czekam na next. Zapraszam również na nowy rozdział na moim blogu (jednak nie zawiesiłam).
    http://klaus-mikaelson-opowiadanie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

DZIĘKI, ŻE JESTEŚCIE, ŁIII! :D