~ 22
~
Ty zawsze masz plan
B.
Dziewczyna
obudziła się przez jakieś hałasy z dołu. Po chwilowym zastanowieniu postanowiła
to sprawdzić, w końcu Stefana nie było tutaj, więc raczej te dziwne odgłosy on
powoduje. Blondynka zbiegła wampirzym tempem do salonu, wołając imię
przyjaciela. Salvatore właśnie rzucał krzesło, a właściwie pozostałości po nim,
oddychając głęboko i nierówno. Caroline niewiele myśląc podbiegła do niego i
złapała za ramiona, tak, aby stał naprzeciw niej.
- Stefan,
co się stało? – zapytała zszokowana stanem blondyna, w między czasie
rozglądając się po rozniesionym pomieszczeniu.
Wampir
kręcił głową cały roztrzęsiony, dopiero po jakimś czasie opanował się trochę i
spojrzał na twarz Caroline, której oczy wyrażały przerażenie. Na czole Stefana
lśniły krople potu, a oddech jeszcze się nie uspokoił. Forbes nie zadając
zbędnych pytań przytuliła się do chłopaka i przymknęła oczy.
- Nie wiem
– odparł w końcu i odsunął się delikatnie od Care. – To nic takiego – rzucił,
jednak niezbyt przekonał do tego blondynkę i siebie też nie.
-
Przepraszam, Care – westchnął, odwracając od niej wzrok i wbijając go w
podłogę. – Nie masz się o co martwić – rzucił i uśmiechnął się lekko, jakby to
ona potrzebował otuchy, a nie on.
- Stefan,
daj sobie pomóc – powiedziała ciszej i usiadła na kanapę, uśmiechając się do
niego – siadaj, pogadaj ze mną.
Salvatore
podążył oczami za przyjaciółką i po dłuższym rozmyślaniu dołączył do niej.
Dziewczyna spojrzała na niego, jak gdyby ciekawa i chwyciła jego dłoń w swoje.
Stefan zerknął na ich dłonie, jednak od razu przeniósł wzrok na twarz Caroline.
Nie mógł się nie uśmiechnąć, widząc jej zaangażowanie i zmartwienie. Starała
się, żeby było mu jak najlepiej i on to doceniał. Uwielbiał ją za to.
Między
szatynem a blondynką panowała nieznośna cisza od samego odejścia brunetki. Nie
mogli przyznać, że żałowali tego co się stało, chociaż bardzo chcieli, ale nie
potrafili. Mimo tego, że obydwoje stracili Bennett, to i tak wiedzieli, że
kiedyś to musiało nastąpić, a lepiej wcześniej niż później. Chyba. Weszli do
domu Carter i bez słowa udali się do kuchni gdzie usiedli.
- Chcesz
coś? – zapytała Elizabeth, jak gdyby nigdy nic się nie stało, jednak w jej
głosie słychać było żal i smutek.
Jeremy
tylko pokręcił głową, na co Liz westchnęła i odstawiła czajnik, dosiadając się
do chłopaka. Nie byli w stanie spojrzeć sobie prosto w oczy, ani nawet
powiedzieć czegoś, ale Carter zaczęło to przeszkadzać i musiała w końcu o tym
porozmawiać.
- To moja
wina – zaczęła, podnosząc wzrok na Gilberta, który nareszcie odważył się
spojrzeć na nią – nie powinnam…
- Przestań
– przerwał jej, a ona zdziwiła się tym, że się odezwał – to nie Twoja wina, to
NASZA wina. Obydwoje tego chcieliśmy – powiedział, na co Elizabeth zmarszczyła
brwi i spuściła wzrok.
- To ja to
zaczęłam – dziewczyna wzięła głęboki wdech, chcąc kontynuować, jednak szatyn
przerwał jej po raz kolejny.
- Tak czy
inaczej Bonnie nas nienawidzi – mruknął, a Liz wypuściła powietrze z płuc i
chciała złapać go za dłoń, jednak powstrzymała się przed tym i cofnęła rękę.
-
Przejdzie jej – powiedziała pewnie i zdobyła się na blady uśmiech, który
niemalże natychmiast zniknął z jej twarzy.
Znowu
zapadła cisza, którą jako pierwsza postanowiła przerwać Elizabeth.
-
Żałujesz? – zapytała cicho, patrząc na swoje palce.
Gilbert
podniósł na nią wzrok z lekkim zdziwieniem, że zadała takie pytanie. Nie. Nie
żałował. Więcej – chciałby pocałować ją kolejny raz. Nie wiedział, co nim w tej
chwili kierowało, ale taka była prawda. Przez jego twarz przemknął cień
uśmiechu, kiedy całkowicie zapomniał o Bonnie, skupiając całą swoją uwagę na
Carter. Przesunął się bliżej blondynki i złapał jej twarz w dłonie. Dopiero
teraz Liz spojrzała na niego z niekrytym zdziwieniem, ale nim zdążyła
zareagować ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku.
Dziewczyna
znowu podniosła powieki, mając wrażenie, że to zwykły sen. No okej, może nie
taki zwykły. Ale w końcu we śnie można „umrzeć”. W takim razie, co w jej śnie
robi Pierwotny, którego raczej nie cierpi? No właśnie – raczej. Co mogłoby
zmienić się przez kilka dni? W dodatku nieprzyjemnych dni. Jak widać wiele,
skoro zmienił jej się stosunek do wroga. A przecież, jak to mówią, od
nienawiści do miłości tylko jeden krok. Ta, chyba nie w ich przypadku. Oni mają
wręcz pisane, żeby się nienawidzić. Ona czarownica – co prawda już nie, ale
wciąż się za taką uważa, a on pierwotny wampir. Te „gatunki” jakoś nie pasowały
do siebie.
Dopiero,
kiedy zamrugała kolejny raz odzyskała zdrowy rozum i zrozumiała, że to dzieje
się naprawdę. Niemal natychmiast odsunęła się od niego nieco, a ten odstawił ją
na ziemię, widząc że już czas aby to zrobić.
-
Uratowałeś mnie – wyszeptała zdziwiona i zmarszczyła lekko brwi, po czym dodała
odzyskując normalny ton – dlaczego?
- Nie ma
za co, Bennett – uśmiechnął się niemalże radośnie, jakby dumny ze swojego
czynu.
Na twarzy
mulatki nie było widać nawet cienia szczęścia, a jedynie zaskoczenie. Hamowała
swoje chęci roześmiania się, widząc dziecięcą wesołość w jego oczach. Co
najmniej jakby wygrał jakiś konkurs.
- Ty
uratowałaś mnie, ja uratowałem Ciebie. Jesteśmy kwita – wzruszył beztrosko
ramionami.
Bonnie nie
potrafiła dłużej się powstrzymywać i uśmiechnęła się ledwie zauważalnie, a po
chwili ten uśmiech zamienił się w cichy chichot.
Kol, aż
zdziwił się kiedy to usłyszał. Bonnie Bennett – wiedźma, która chciała go zabić
i wzajemnie – właśnie stała naprzeciw niego i śmiała się. Tak po prostu.
Najdziwniejszy sen, jaki kiedykolwiek miał.
Elijah
otworzył oczy, słysząc jak ktoś go woła. Co prawda już jakiś czas nie spał,
jednak nie potrafił odejść od Katherine. Ubrał się w wampirzym tempie i
wyszedł, przedtem ostatni raz zerkając na śpiącą Petrovę. Zszedł na dół i
stanął przed szatynką, która patrzyła na niego wyraźnie czymś zaniepokojona.
- Co Cię
tu sprowadza, Hayley? – Pierwotny zmarszczył brwi.
- Marcel
dowiedział się o tym, że jestem wilkołakiem – powiedziała niespokojnie.
- Co? Jak
to się stało? – zapytał.
- Nie mam
pojęcia – odparła i westchnęła. – Mogłabym się tutaj na jakiś czas zatrzymać? –
poprosiła. – Może tu będę bezpieczniejsza niż w mieszkaniu Sophie – dodała.
- Nie ma
sprawy, Hayley – uśmiechnął się lekko. – Zaprowadzę Cię do Twojej sypialni –
zaproponował, na co ona zgodziła się od razu.
Katerina
obudziła się już wtedy, gdy Elijah zszedł z łóżka, może nawet trochę wcześniej.
Nie zatrzymywała go, tylko dlatego, bo chciała się dowiedzieć, kto przyszedł i
dla kogo Mikaelson opuścił ją tak szybko. Założyła na siebie szlafrok, który
kilka godzin temu został zdjęty przez Elijahę i mimowolnie uśmiechnęła się na
wspomnienie tej nocy.
Wyszła po
cichu z pokoju i stanęła na szczycie schodów. To, co zobaczyła sprawiło, że
miała ochotę wybuchnąć. Gdyby tylko była wampirem, już dawno ta dziewczyna
leżałaby martwa w jakimś kącie. Jej i Klausa dziecko stanowiło poważne
zagrożenie. Tak przynajmniej jej się wydawało. Nie wiadomo co wyrośnie z
dziecka wilkołaczycy i hybrydy, jednak na pewno nic przyjemnego ani miłego.
Poza tym Elijah strasznie interesował się losami i Hayley i tego dzieciaka, co
nie wróżyło nic dobrego dla Katherine. Tak, czy inaczej – to nic dobrego dla
Pierce.
-
Wprowadzasz się? – Petrova postanowiła odezwać się, zauważając wzrok Marshall.
Mulatka
nie wyglądała na zadowoloną z widoku sobowtóra Tatii. Wyczuwała jakieś dziwne
napięcie między sobą a nią, choć zupełnie nie miała pojęcia skąd się to brało.
Możliwe, że Kath miała coś do Elijahy i czuła się odrzucona. Tak myślała Hayley
i właściwie była bardzo bliska prawdy.
Brunet
westchnął zirytowany i zerknął na szatynkę, która wreszcie się poruszyła, po
chwili otwierając oczy.
- Gdzie ja
jestem? – wymamrotała niewyraźnie i uniosła słabo głowę.
Kiedy
zobaczyła swojego chłopaka, nagle się ożywiła i szarpnęła, żeby podejść do
niego, jednak blokowały jej to liny, które strasznie parzyły jej ręce.
Zdziwiona przeniosła wzrok nad siebie, gdzie były grube sznury obwiązane na jej
rękach, a do tego zapewne zostały oblane werbeną.
- Damon,
co się stało? Gdzie my jesteśmy?! – rzucała pytaniami niespokojnie.
Salvatore
przewrócił oczami wyraźnie znudzony i wściekły. Nie miał ochoty na siedzenie w
jakiś lochach, w których cuchniało stęchlizną i wolał nie wiedzieć czym
jeszcze. Ogólnie wygląd też nie zapraszał do środka.
- Marcel i
jego banda nas tu uwięziła za złe uczynki – powiedział ironicznie. – Mamy
przechlapane, Eleno – mruknął zrezygnowany, na co Gilbert pokręciła gwałtownie
głową.
- Nie mów
tak, Damon – podniosła głos z wyrzutem. – Wyjdziemy z tego, rozumiesz? Zawsze
wychodzimy – mówiła, próbując jakoś dotrzeć do niego, żeby miał siłę do walki.
Nie mogli
tak po prostu poddać się jakimś wampirom. Dawali radę z Klausem, to i dadzą
radę z kimś takim jak zarozumiały kilkusetletni wampir. Może i mieli przewagę
liczebną, za to Elena i Damon mieli spryt.
- Tak, bo
zawsze to Stefan nas wyciąga – rzucił – albo Bonnie – dodał i rozejrzał się
wokół teatralnie – ale nie widzę tutaj żadnego z nich.
-
Poddajesz się? – spytała zaskoczona obojętną postawą bruneta i obrzuciła go
spojrzeniem.
- A mamy
inne wyjście? – podniósł brwi, przez co zmarszczył czoło.
Szatynka
nie mogła nadziwić się słowom bruneta, który wydawał się zupełnie inny niż
zawsze.
- Ty
zawsze masz plan B, Damon, a jak B nawali to masz C – wyraziła swoje
przekonanie.
- Nie tym
razem – oznajmił i odwrócił wzrok od Gilbert.
Tak
naprawdę w głowie snuły mu się pewne plany, jednak nie mógł mówić tego Elenie,
kto wie, czy właśnie w tej chwili nikt ich nie podsłuchiwał? Wolał nie dzielić
się z nią przemyśleniami i zachować je dla siebie na odpowiednią chwilę. Co
prawda widok obolałej i przerażonej Eleny, aż zmuszał go, żeby jej powiedzieć,
że będzie okej, ale jeśli tamci mają w to uwierzyć, to Gilbert też musi.
- Nie
powiem dziękuję, bo ty też mi nie podziękowałeś – zauważyła, próbując zachować
powagę, ale niestety ten głupi uśmieszek za nic nie chciał spełznąć z jej
twarzy.
Mikaelson
jakoś nie bardzo chciał dziękować Bennett. Nigdy nikomu za nic nie dziękował.
Bo po co?
- Czemu ty
mi… pomogłaś? – zapytał, zmieniając temat, żeby nie musieć mówić tego głupiego,
według niego, słowa – dziękuję.
- Nie ma
za co – odparła tymi samymi słowami, co Kol niedawno.
- Pytam
poważnie – powiedział, na co zielonooka westchnęła i odwróciła wzrok.
A już
miała taki dobry humor. No właśnie – już zaczynała z nim normalnie gadać. Czy
to logiczne i moralne? Sama mówiła Caroline, że Klaus jest zły i nie może się z
nim nawet kolegować, a teraz robiła podobnie. Dobrze, że Kol i Bonnie są akurat
niemożliwi do bycia przyjaciółmi.
- Gdybyś
ty umarł, umarłaby Vanjah – powiedziała, jednak to nie był ten prawdziwy powód.
Nawet ona nie
wiedziała, czemu to zrobiła. Bo niby po co miałaby chronić wampiry? Po co
miałaby bronić Kola? Nienawidziła go od niepamiętnych czasów i, gdyby ktoś
kiedyś opowiedział jej to, co dzieje się teraz, z całą pewnością wyśmiałaby go.
- Więc
zrobiłaś to dla Van? – uniósł brwi.
Nie
wiadomo dlaczego nie odpowiadała mu ta odpowiedź. Może przez swoje rodzeństwo
potrzebował czyjegoś zainteresowania, nieważne od kogo by to było? Żeby ktoś o
niego dbał? W tej chwili nawet nie żałował, że ma włączone uczucia. Dziwne, jak
na niego.
- Dla Liz
– sprostowała szybko.
- A
właśnie – zaczął, nagle rozglądając się – gdzie jest Jer i jego kochanka? –
uśmiechnął się najzwyczajniej w świecie.
- Nie wiem
– jej humor zmył się szybciej niż przyszedł. – Dzięki za pomoc – mruknęła
szybko na odchodne, chcąc jak najszybciej zakończyć tę rozmowę, kiedy poczuła
łzy w oczach.
Mikaelson
odwrócił się w kierunku schodów i spojrzał na ich szczyt, gdzie stała Katherine
w samym szlafroku, co tylko pobudziło jego zmysły, przypominając nie tak
odległe wspomnienia. Uśmiechnął się delikatnie do dziewczyny, nie odrywając od
niej wzroku. Pierce bardzo to się spodobało, w szczególności dlatego, że
najwidoczniej przez chwilę zapomniał o swoim gościu.
Może i
Petrova omotała wielu chłopaków, ale nigdy nie sądziła, że ona sama mogłaby
zostać omotana przez kogoś. Przynajmniej nie aż tak. Już od tylu wieków znała
Elijahę, jednak starała się zapomnieć o nim, kiedy chciał wydać ją w ręce
Klausa i prowadzić normalne życie wampira. Potem byli bracia Salvatore, a potem
do jej życia znowu wtargnął najstarszy Pierwotny, co tylko skomplikowało jej
sprawę. Nie potrafiła nawet udawać, że jej nie zależy, bo nie była dłużej
wampirem, a uczucia stały się jednym z gorszych problemów.
- Hayley
wprowadza się na czas, dopóki Marcel albo opuści to miasto, albo Niklaus go
zabije – powiedział, po czym dodał: - bardziej obstawiam to drugie.
Klaus w
swoim pokoju wywrócił oczami na to stwierdzenie i opuścił pomieszczenie,
wychodząc na korytarz gdzie było jakieś spotkanie towarzyskie.
- Marcel
to mój przyjaciel, nie mam w planach zabić go, tylko zjednoczyć się z nim
ponownie – oznajmił poważnie, na co Katherine prychnęła pod nosem.
- Jak
słodko – wzniosła oczy ku niebu i skrzyżowała ręce na piersiach.
-
Katerino, ubrałabyś się – hybryda zwrócił się do dziewczyny i zmierzył ją
wzrokiem, po czym odwrócił się w stronę swoich drzwi – i proszę… bądźcie ciszej
następnym razem – dodał, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu, kiedy zobaczył
ich miny. – Rozgość się, Hayley – rzucił jeszcze na odchodne i zamknął się w
swoim pokoju.
Elijah i
Katherine wymienili ze sobą spojrzenia, a dziewczynę aż zapiekły policzki od
„prośby” Klausa. Czując to dziwne ciepło na twarzy, szybko schowała się w
pokoju, gdzie jeszcze niedawno spała.
Pierwotny
spojrzał na towarzyszkę obok niego i uśmiechnął się lekko skrępowany. Marshall
rozszerzyła usta w uśmiechu i ruszyła po schodach w górę. W sumie… to musi być fajne i ciekawe mieszkać z Mikaelsonami w jednym
domu. Zajęła pokój, który wybrał jej Elijah i został z nią na jakiś czas,
pytając o wszystko, zaczynając na Marcelu, a kończąc na dziecku. Czasami Hayley
miewała wrażenie, że Elijahę bardziej obchodzi jej i Klausa dziecko, niż samego
Klausa. Ba, częściej niż czasami.
Kol
zdziwił się postawą Bonnie i zmarszczył czoło w jednej chwili chcąc ją jakoś
wesprzeć. Wzniósł oczy do nieba, jednak chęć dalej pozostała, zjadając go od
środka. Zmaterializował się przed Bennett, a ta na niego wpadła, po czym
podniosła lekko głowę, jakby bojąc się co tam zastanie. Mikaelson przechylił
głowę na prawo, nie mogąc nadziwić się temu wszystkiemu. Po chwili
zastanowienia przytulił ją do siebie, a brunetka bez żadnego sprzeciwu wtuliła
się w niego, zupełnie nie myśląc kim on jest. Ważne, że w ogóle był z nią,
tutaj. W ramionach Kola poczuła się normalnie, co było dla niej dziwne, ale w
końcu, choć na chwilę, zapomniała o Jeremim i Elizabeth. Szatyn nie myśląc nad
tym, co będzie potem pogłaskał dziewczynę po włosach i lekko musnął jej głowę,
jednak tak, że dziewczyna nawet tego nie poczuła.
Nagle Kol
odsunął ją od siebie na kilka centymetrów, kiedy odzyskał swoje racjonalne myślenie
i przyjrzał jej się, delikatnie mrużąc oczy, jak gdyby zastanawiał się nad
czymś. Bonnie spojrzała na niego zdziwiona, jednak zaraz to zdziwienie zmieniło
się w przerażenie. Nie bała się Mikaelsona, tylko tego co chciał zrobić.
Pokręciła głową, odsuwając się od niego jeszcze bardziej.
On jednak
wcale jej nie słuchał, robiąc swoje.
-
Zapomnisz, Bonnie – zaczął, wpatrując się w jej zielone oczy, które w tym
momencie nie wyrażały praktycznie nic. – Zapomnisz, że ta rozmowa w ogóle miała
miejsce. Silas wyszedł z Twojego pokoju, a ty postanowiłaś przejść się, żeby
wszystko przemyśleć. Teraz zadzwonisz do swojej przyjaciółki i pojedziesz do
niej bez względu na wszystko. Wybaczysz Jeremiemu i Elizabeth i pogodzisz się z
tym, a nawet stwierdzisz, że pasują do siebie. Będziesz chciała, żeby byli
razem. A ty sama odnajdziesz osobę którą pokochasz ze wzajemnością i która
będzie o Ciebie dbała, jak nikt inny – uśmiechnął się. – Do zobaczenia, Bonnie
– dodał i już go nie było.
Brunetka
otworzyła oczy, czując jakąś dziwną pustkę, jednak nie zastanawiała się nad tym
dłużej, tylko wybrała numer do Caroline. Nie wiedziała czemu, ani po co, po
prostu zachciała zacząć nowe życie, bez Jeremiego. Pragnęła wrócić do Mystic
Falls, do przyjaciół i z nimi gdzieś wyjechać, w podróż jej życia.
Wampirzyca
od razu odebrała, a w telefonie mulatki słychać było pisk radości blondynki.
Bonnie uśmiechnęła się szeroko i powiadomiła przyjaciółkę o swoich planach.
Forbes natychmiast się zgodziła, a nawet zaproponowała, że przyjedzie po nią na
lotnisko. Teraz wystarczyło tylko wsiąść w samolot i lecieć.
***
HEJ, HAJ, HELOOOŁ WAM! :D Czy u was też w szkole jest większa masakra niż przez cały rok? xD Normalnie... wszystko trzeba zaliczać i to tak poważnie. :/ U nas trzeba mieć ponad 50% zaliczonych sprawdzianów. I miałam kilka takich przedmiotów, że był tylko jeden sprawdzian i no. Hahah. Ale co tam. :D
W ogóle pierwszy raz cieszę się, że dodałam rozdział tak późno, a nie w środku tygodnia. :o
No i patrzcie! Góruje Kennett! :D Z tego co pamiętam, to tą scenę napisałam jako jedną. xD Potem musiałam ją rozdzielać na części, bo byłaby straaaasznie długa i no. :D
DZIĘKI WAM ZA KOMENTARZE I za to, że poświęcacie swój wolny czas na napisanie ich i czytanie mojego jakże nudnego bloga, hahah. :D O rany. Poprawiłam sobie humor w szkole. Nieźle, co? :D OKI. Ja mało dzisiaj, bo muszę posprzątać i ogarnąć wszystko, czego nie zdążyłam robić w tygodniu.
Pozdrawiam, życzę weny, pomysłów, ciepełka, słoneczka, radości, zdrowia i w ogóle miłego weekendu i tygodnia też, bo widzimy się dopiero w piątek. <3
love, love, love,
ARTISTICSMILE. <3
Ok, jeśli Ty twierdzisz, że Twój blog jest nudny - w takim razie nie ma dostatecznie obelżywych (jest wgl takie słowo?) /okropnych/ słów na mojego. Ale przechodząc do rzeczy: pewnie się powtarzam, ale nie byłam fanką Bonnie. I gratuluję, nie wiem jak to zrobiłaś, ale sprawiłaś że ją polubiłam. A Kol to wgl cud miód i orzeszki. Ohhh...! Co do sceny pierwszej to aż się zdziwiłam jak zaczęłaś nerwowym Stefanem. On chyba powinien skorzystać z pomocy psychologa i mam przeczucie, że tym psychologiem będzie Care... hahaha xD Najbardziej powaliło mnie to, że Katherine, niepokonana, zdeterminowana, niezniszczalna Kath zaczerwieniła się gdy wypomniano jej noc z Elijah'em. To było słodkie. Po prostu. :> Boję się trochę co urodziło się w głowie nieprzewidywalnego Damona, bo po nim można spodziewać się dosłownie wszystkiego. I jestem bardzo ciekawa, jak Hayley zaklimatzuje się w nowym domu z pierwotnymi xD Aha! Tak tak tak jestem za tym, żeby Bonnie "zapomniała" o Jeremim. Kochany Kol, wiedział co powiedzieć:*
OdpowiedzUsuńNo to rozbudziłaś moją ciekawość, czekam do następnego piątku;]
Magenta
klaroline-love.blog.pl
Nudny ?
OdpowiedzUsuńW takim razie skoro ty tak uwazasz to kto pisze to bardzo dobre opowiadanie ? :) Kennet, Kennet, Kennet zreszta wiesz ze jestem ich fanka ;) pomimo ze nie przepadam za Elena to ciekawi mnie co sie dalej wydarzy :3 i KLAROLINE ?! Kiedy, jak, i gdzie ?! :) czekam na nich :3 pan moralny Elijaha i zeby takie rzeczy wyprawiac, no nieladnie ! Hahaha oczywiscie zartuje on jest mega seksowny :3 zreszta ja chyba kazdy aktor w Pamietnikach.. Nawet Tyler za ktorym nie przepadam, no moze wyjatkiem byl ojciec Bonnie haha :) biedny Stefcio, co sie z nim dzieje ? Tak bardzo chce zeby sie zakochal i zapomnial o starej milosci :) Hayley, w sumie przez TO ja polubilam :) i Rebekah zniknela ale mysle ze w nastepnych rozdzialach pojawi sie, oczywiscie z niecierpliwoscia na nie czekam <3 to twoje NUDNE opowiadanie powoduje ze az pomimo ze nie lubie pisac to strzelam takie komentarze, moja pani od polskiego bylaby dumna ze sie rozwijam haha :) wiesz, ja jestem scisly umysl mat-fiz wiec moje zdolnosci pisarskie sa ograniczone :) ale nie o mnie tylko o twoim swietnym pomysle ! Wiec rozkreca sie i to mi sie podoba, a i dlugosc rozdzialow jest bardzo fajna, sa dluzsze i to jest doooobre ! So, zycze ci duzo weny i do napisania :) kolejne powtorzenie ale trudno ! : Czekam <3 !
Karolina :)
Ty, ty, ty.... Ach! Dlaczego to zrobiłaś?! WHY??? Oni się jeszcze muszą spotkać! Ale w sumie może to być ciekawe jak Bonnie będzie na nowo go poznawała ;D Mam nadzieję, że następny rozdział będzie tak samo fajny, zaskakujący jak ten xD Czekam na NN
OdpowiedzUsuńAh GENIALNY!! I najważniejsze: OOOOOOOOOOOŁ YEAAAAAAAAAAH! ^^ CAROLINE WRACA DO NO (jeśli dobrze zrozumiałam) ^__________^ Po mega szczęściu przychodzi....SZOK! :O Jak mogłaś wymazać Bonnie wspomnienia ?!?!?!!?!??! ;_; Szok Kol wymazał wspomnienia Bon Bon?! OH GOD WHYYY :OoOoOoOoO Eh... ale tak czy siak podobało mi się jak ją przytulił :> I podoba mi się przyjaźń Caroline i Stefcia. Ona tak bardzo się o niego troszczy :3 To jest urocze :D. Życzę Ci dużo weny, żeby ten blog miał 50 rozdziałów i więcej, żebyś zdała, żebyś miała dużo słońca i śmiechu xD (Ja chcę burzę bo gorąco i duszno ;-;) Jak to ja xD, Kocham długość twoich rozdziałów i twojego bloga! Do zobaczenia! :D
OdpowiedzUsuń[WIEM, PISZĘ BEZSENSU XD]
http://this-kind-of-love-never-dies.blogspot.com/
you-are-the-sun-that-looks-in-my-soul.blogspot.com
Hej, wpadłam tu przypadkiem, ale blog jest BOMBOWY.! Drugi na mojej liście Top 5 :) Co do rozdziału - wspaniały! Uwielbiam Kennett <3 Pisz dalej, pozdrawiam i życzę weny JWT
OdpowiedzUsuńCześć kochanie. Wybacz, że zniknęłam na tak długo, ale nauka. Książki, twitter, książki, twiiter - moje życie. Na prawdę nie mam na nic czasu i z utęsknieniem czekam, aż wreszcie nadejdą wakacje. Na szczęście znalazłam chwilę, aby wrócić do blogosfery i pochłonąć to cudo! Dokładnie, uwielbiam ten rozdział. Mimo, że uważasz iż był nudny ja zaliczę go do ulubionych. Po pierwsze radosne wieści, że Care wraca! O tak! Wiedziałam, wiedziałam, ona nie mogłaby sobie odpuścić. Odnośnie jej przyjaźni ze Stefim, nie chcę tego, widzę przebłyski czegoś więcej, a ja jestem TAK BARDZO KLAROLINE! ;-; Dalej, czyli scena na której się rozpłakałam. Tak, ryczałam. Wszyscy wiedzą o którą chodzi. Kenett! łomg, tyle imocji!
OdpowiedzUsuńSkrótowo, bo komentować nie umiem...
Jesteś cudowna, piszesz wspaniale i czekam na kolejne części. Pozdrawiam serdecznie, tym samym zapraszając do siebie, bo na szczęście udało mi się zaskrobać II. Proszę, nie ja błagam, ne zapomnij o mnie, bo tego własnie się boję.
Pozdrawiam i życzę weny
xx
http://darkness-of-the-soul.blogspot.com/