~ 21
~
Nic nie jest normalne.
Ciemnooki
położył dziewczynę na kafelkach i odgarnął zagubione kosmyki z twarzy, łapiąc
ją w dłonie. Pocałował ją czule, nie mogąc nacieszyć się, że jest tuż obok i
wszystko z nią w porządku. No prawie.
Elijah
zdjął z ramion szatynki swoją marynarkę i przewiesił ją sobie przez ramię, cały
czas patrząc na Katerinę z uśmiechem.
- Jeśli
chcesz się ze mną wykąpać, to nie ma sprawy – powiedziała kokieteryjnie i
uniosła obydwie brwi w górę.
- Jak
będziesz czegoś potrzebowała, to mów – pocałował ją w czoło i odwrócił się w
stronę drzwi, jednak zatrzymał się na chwilę. – A co do Twojej oferty -
przemyślę ją jeszcze – dodał, posyłając Pierce uśmiech i wyszedł.
Katherine
podniosła kąciki ust do góry i rozebrała się, wchodząc pod prysznic. Kiedy
włączyła ciepłą wodę, w końcu poczuła, że odżywa. Teraz czuła się lepiej niż
wtedy, kiedy miała w sobie lekarstwo. Tak jakby coś na niej ciążyło, a teraz
ten ciężar spadł. W dodatku miała przy sobie Elijahę, co cieszyło ją bardziej.
Nareszcie miała szansę być szczęśliwą, nawet mimo tego, że nie jest wampirem.
Szatyn
położył się na łóżko w sypialni Kateriny i złapał za pierwszą lepszą książkę,
nie mogąc przestać się uśmiechać, co w rzeczy samej było dla niego dziwne. Nie
dość, że przez większość swojego długiego życia był poważny, to ponadto osobą
która sprawiała uśmiech na jego twarzy była Katherine – dziewczyna okłamująca
go wiele razy, w czym Rebekah miała rację.
Otworzył
książkę na pierwszej stronie i zaczął czytać, chociaż nie potrafił skupić się
na co najmniej jednym zdaniu, jednak przewijał kartkę za każdym razem, kiedy
tylko przejechał ją wzrokiem.
- Co to
miało być, Bonnie? – zapytał uniesionym tonem Jeremy, jednak brunetka w ogóle
nie zamierzała odpowiedzieć.
Nie
chciała nawet z nimi przebywać, bo dokładnie widziała mimikę ich twarzy i wcale
nie było jej z tym lepiej. Mogła tylko domyślać się, co tak naprawdę działo się
przedtem obok hotelu, ale cokolwiek to było, na pewno nie było warte
wybaczenia.
- Co się
działo podczas tych kilku dni, że z największego wroga przeszedł na najlepszego
kumpla? – Gilbert coraz bardziej krzyczał, co nie spodobało się Bennett.
- Nie
krzycz na mnie! – wydarła się, nagle przystając w miejscu i patrząc na
chłopaka. – Może wy mi wytłumaczycie, co się działo między wami, huh? –
warknęła i nastała cisza. – Co? Nagle nic nie masz co powiedzenia? – prychnęła
i przeniosła wzrok na Elizabeth. – A ty? Język Ci ucięło? – rzuciła ostro, na
co Liz spuściła głową w dół. – Żałuję, że nic się nie wydarzyło – dodała oschle
i ruszyła szybszym krokiem.
Jeremy i
Carter spojrzeli po sobie ze smutkiem w oczach, po czym poszli za Bonnie. Nawet
nie próbowali jej zatrzymać, przecież wiadomo było, że chciała być teraz sama.
Najbardziej
Gilbert przejął się słowami „żałuję, że
nic się nie wydarzyło”. Czyli jednak coś między nimi zaszło, zresztą to
było widać gołym okiem, że wcale nie chcieli się rozstawać. W przykrym fakcie
uświadomiła go mulatka, kiedy go broniła. Widział w niej determinacje i uczucia
skierowane do Kola. Można było dostrzec od razu, że w jakiś dziwny sposób
zależy im na sobie.
- Daj moją
komórkę – powiedziała nagle Bonnie, nie odwracając się jednak w ich kierunku.
- Bonnie –
zaczął spokojnie Jeremy, ale Bennett nie chciała tego słuchać.
- Komórka,
Jeremy – zwróciła się do niego i wyciągnęła rękę po sprzęt, a za chwili w jej
dłoni wylądował telefon.
Bez słowa
poszła dalej, docierając do hotelu, w którym niedawno zatrzymali się z
Gilbertem. Nie słuchała próśb szatyna, żeby poczekała na ich wyjaśnienia. Nawet
nie miała zamiaru tego wysłuchiwać. Dała im jasno do zrozumienia, że nie chce
ich teraz widzieć, więc nie biegli za nią.
Cudem
udało jej się ukraść kluczyk i wjechała windą na dziesiąte piętro, po czym
wpadła do pokoju. Zaraz po zamknięciu drzwi osunęła się po nich i zaniosła
płaczem, chowając twarz w dłoniach.
Niebieskooka
udała się do swojego pokoju, jednak zatrzymały ją odgłosy zza drzwi na końcu
korytarza. Wiedziała, że to nie Elijah, bo ten robił niewiadomo co w pokoju
Pierce, a poza tym nie wchodziłby do pracowni Niklausa. To samo z Katherine.
Zdziwiona weszła do pomieszczenia, gdzie zastała Hybrydę.
- Co ty tu
robisz? – spytała zaskoczona. – Miałeś być w Mystic Falls i obserwować Stefana!
– podniosła głos.
- Przykro
mi, siostrzyczko, ale oficjalnie zostałem zwolniony z niańczenia Twojego
ukochanego – odparł z ironią, domalowując kreski na płótnie.
- Co ty
znowu zrobiłeś tej biednej Caroline? – wiedziała, że to ma związek z blondynką,
w końcu nie przyjechałby tu, a przynajmniej nie bez niej.
Klaus
milczał, nie reagując na zadane przez Rebekę pytanie. Wydawałoby się, że ją
zignorował, co było po części prawdą, ale tak naprawdę nie miał pojęcia co
odpowiedzieć.
- Wiesz
co? – warknęła zirytowana postawą brata. – Zaczynam współczuć Caroline, że
kocha ją ktoś taki jak ty – wysyczała zdenerwowana i wyszła, trzaskając za sobą
drzwiami.
Niklaus
przerwał wykonywaną czynność i spojrzał za siostrą, mając mało dostrzegalne łzy
w oczach. Może i był przyzwyczajony do docinków Rebeki, ale teraz trafiła w
jego czuły punkt. Odetchnął, przybierając kamienny wyraz twarzy i, jak gdyby
nigdy nic się nie stało, wrócił do malowania.
Elijah
usłyszał, jak woda nagle przestaje lecieć, a spod prysznica wychodzi
dziewczyna, śpiewając pod nosem. Słyszał każdą jej czynność i każde słowo,
które dźwięcznym głosem wydobywały się z ust szatynki.
W końcu
zauważył ruch klamki, a za chwilę szatynkę w jego granatowym szlafroku i
mokrych jeszcze włosach. Na samą myśl, że Katherine może nie mieć nic więcej na
sobie przeszły go przyjemne dreszcze. Od razu skarcił się za swoje niedorzeczne
i zupełnie nie w jego stylu refleksje.
Po
sekundzie Katherine zwróciła wzrok w kierunku łóżka, na którym leżał Elijah. Z
początku jej twarz wyrażała zdziwienie obecnością Pierwotnego, jednak szybko
zmieniło się to w ogromną radość. Ostatnie wydarzenia niewątpliwie zbliżyły ich
do siebie, dając Pierce większe poczucie bezpieczeństwa i miłość. Tak, wreszcie
czuła się kochana. Tak naprawdę kochana. Musiała zostać wampirem, przeżyć 500
lat w cieniu i zmienić się w człowieka, żeby tego doświadczyć, ale warto było.
Katerina
uśmiechnęła się zalotnie do niego i podeszła do materaca, siadając w nogach
Mikaelsona. Nie mogła oprzeć się urokowi Elijahy, który bacznie obserwował jej
poczynania w dalszym ciągu unosząc kąciki ust do góry.
- Jak
kąpiel? – zadał banalne pytanie, w końcu postanawiając odezwać się.
-
Wspaniale – odparła uwodzicielsko z lekkością.
- A jak TY
się czujesz? – zapytał, nie mogąc spuścić z niej wzroku.
- Bywało
gorzej – wzruszyła ramionami i przysunęła się bliżej szatyna, który nagle
spoważniał słysząc słowa szatynki.
Zgonił się
za chwilowe poddanie pokusie, zamiast zajmowanie się o wiele ważniejszą sprawą,
jaką było życie Kateriny. Musiał znać odpowiedzi na wszystkie pytania, a tych
było bardzo dużo.
- Co
dokładnie stało się tam w lesie? – spytał, powodując u Pierce zrezygnowanie.
- Nie masz
wrażenia, że wszyscy nas obserwują? – zapytała wampirzyca, rozglądając się
wokół, jednak nikogo nie było.
- To Nowy
Orlean, nie czerwony dywan, Eleno – odparł ironicznie Damon, na co szatynka
zmroziła go wzrokiem.
Brązowooka
miała powody do obaw, skoro nie tak dawno Salvatore skręcił kark królowi
miasta. Nie wiedziała nawet po co jeszcze tutaj są, a okoliczności wręcz
skłaniały do tego, żeby wyjechali stąd jak najszybciej. Ale nie. Oczywiście
Damon musiał mieć swoje zdanie i tą typową dla niego odwagę.
- Nie masz
się o co martwić – dodał, zauważając że Gilbert nie zrozumiała jego żartu – jak
będzie trzeba to skręcimy kilka karków. Nic wielkiego, robiliśmy gorsze rzeczy
– uśmiechnął się.
Nagle
znikąd pojawił się przed nimi Diego z groźną miną.
- Ciekawe
jak poradzicie sobie teraz – wysyczał, a ich aż niedosłownie ścięło z nóg,
kiedy dostrzegli wokół siebie na oko piętnastu wampirów.
Elena
rozejrzała się po nich wszystkich z lekkim strachem w oczach, za to brunet
dalej udawał twardego, mimo że nie za bardzo spodobała mu się ta sytuacja.
Razem z sobowtórem Petrovej spojrzeli po sobie z niepokojem i wrócili wzrokiem
na resztę wampirów, szykując się do ataku.
Pierwotna
usiadła na łóżku, przedtem łapiąc komórkę, żeby po chwili wybrać numer do
Forbes. Była cała podminowana przez rozmowę z Nikiem, dlatego wolała zająć się
sprawą osobiście. Bo na swoim bracie nie mogła najwidoczniej polegać.
- Telefon
Caroline – usłyszała po drugiej stronie męski głos i od razu wiedziała, że to
Stefan.
- Hej –
odparła trochę nieśmiało.
Nawet
trochę ZA nieśmiało jak na nią. Nie spodziewała się, że to właśnie On odbierze,
więc właściwie nie miała pojęcia co więcej powiedzieć.
- Rebekah
– słychać było jego zaskoczenie telefonem właśnie od blondynki.
Młodszy
Salvatore wstał z materaca, kiedy zauważył, jak Caroline niespokojnie się
porusza. Żeby jej do końca nie obudzić wyszedł z pokoju i poszedł do salonu na
dole wampirzym tempem.
- Dzwonię,
żeby spytać jak tam u was, bo z tego co zdążyłam zauważyć to Nik wrócił do
Nowego Orleanu – wywróciła oczami, a Stefan zaśmiał się cicho.
- Dajemy
sobie radę – powiedział – nawet bez Klausa – rzucił żartobliwie.
Mikaelson
uśmiechnęła się szeroko, po czym parsknęła śmiechem, natychmiast zmieniając
swój humor. Przez chwilę panowała cisza, a rozmowa została zastąpiona przez ich
uśmiechy.
Katherine
westchnęła, wywracając oczami. Chciała oderwać się od tego głupiego wątku i
robić przyjemniejsze rzeczy, jednak Elijah najwidoczniej nie podzielał jej
zdania.
- Już Ci
mówiłam – mruknęła – możemy zostawić ten temat? – niemalże warknęła zirytowana.
- Wiem, że
trudno Ci o tym rozmawiać, ale chcę Ci pomóc, Katerino – powiedział z
czułością, odgarniając włosy z twarzy dziewczyny i zakładając je za ucho.
- Wcale
nie – prychnęła oburzona – po prostu nie mam potrzeby wracać w kółko do tego
samego. Zabił mnie, ale żyję! To świetnie! – zawołała udając entuzjazm, którego
Pierwotny nie podzielał. – Przecież nie pójdę do niego z reklamacją – dodała
ironicznie.
- Nic nie
jest normalne, Elijah – uznała półgłosem i usiadła na nim okrakiem, odkładając
dotychczas trzymaną przez niego książkę.
- Ale… – nie
dokończył, bo szatynka zamknęła mu usta pocałunkiem. – Katerino – z trudem
wypowiedział to słowo i z równą trudnością oderwał się od ust Pierce.
Ta nic nie
robiąc sobie z jego protestów, ponieważ wiedziała że są nieprawdziwe, zaczęła
odpinać koszulę Elijahy guzik za guzikiem, czując jak jego mięśnie naprężają
się za każdym jej dotykiem.
Wampir
przeniósł wzrok z dłoni szatynki na jej twarz odczuwając coraz większe
pożądanie. Kiedy zobaczył pełne żądzy oczy Katherine, jego wszelkie hamulce
puściły. Obdarował Katerinę namiętnym pocałunkiem, która przejechała po jego
torsie, potem ramionach, w końcu zrzucając zbędną warstwę materiału.
Pierwotny
przewrócił dziewczynę wampirzym tempem w taki sposób, że leżała teraz pod nim.
Niewiele myśląc zszedł z pocałunkami niżej, doprowadzając tym samym Katherine
do szaleństwa. Odwiązał sznurek od szlafroku i z zawodem przyznał, że jeszcze
miała na sobie bieliznę.
Petrova
przejechała ostrymi paznokciami po skórze na plecach pierwotnego i jęknęła
cicho, odchylając głowę do tyłu. Wargi Mikaelsona sunęły po jej ciele w dół,
powodując u niej drżenie. Była cała jego. Mógł robić z nią co tylko pragnął,
jednak Elijah robił wszystko delikatnie. Nie chciał zranić Katherine
gwałtowniejszymi ruchami.
- Zrób to
– wyszeptała Pierce, wprowadzona w największy stan obłędu, kiedy Elijah
przejeżdżał ustami po jej szyi.
Mikaelson
wiedział co dziewczyna miała na myśli, ale bał się skrzywdzić ją, nawet jeśli
tego chciała. Nie mógł posunąć się aż do tego stopnia.
Katherine
chciała zobaczyć, jak to jest. Nie potrafiłaby wyczekać do czasu, kiedy będzie
wampirem, dlatego wolała zrobić to teraz. Póki jest młoda i jej skóra się nie
marszczy.
- Elijah –
wymruczała, krzyżując z nim spojrzenie na krótką chwilę, po czym odchyliła
głowę na bok ułatwiając mu dostęp do tętnicy.
Zerknęła
na szatyna, który odsłonił swoje wampirze oblicze pierwszy raz przed nią. Po
chwili poczuła, jak ostre kły subtelnie przebijają jej skórę, co było o wiele
przyjemniejsze niż kiedy zrobił to Silas. Niby nie była wampirem, ale w ogóle
nie odczuła bólu, jedynie rozkosz rozpływającą się po jej ciele i dodającą
całości do ich zbliżenia.
Blondyn
choć na moment oderwał się od problemów z sejfem i zrobił to, o dziwo, dzięki
Pierwotnej. Sam nie potrafił zrozumieć swojego niespodziewanego nastroju i
tego, że wcale nie pomyślał o Elenie. W
końcu to przez nią wyjechał, a mimo to teraz nie czuł do niej żalu o jej
stosunki z Damonem. Nie wiadomo, czy pogodził się z losem, czy może raczej
miejsce Eleny zajęła Rebekah. Ale na stałe, czy tylko po to aby zakleić dziurę
w sercu po Gilbert?
- Chodziło
mi bardziej o Ciebie – mruknęła bardziej poważnie blondynka – Nik nie był wylewny
jeśli o to chodzi – dodała, nie chcąc psuć wesołej atmosfery.
Uwielbiała
kiedy Salvatore żartował i śmiał się razem z nią. Nie mogła temu zaprzeczyć,
choćby chciała.
- Cóż,
lepiej niż w jeziorze – zaśmiał się, chociaż nie śmieszyło go to.
Jednak
wolał żartować i kpić z tego zamiast zwierzać się z tego komukolwiek. To nie
było aż takie straszne żeby użalać się nad sobą i oczekiwać od każdego
pocieszenia.
- Wrócicie
kiedyś do Nowego Orleanu? – zapytała z nadzieją, całkowicie zmieniając temat.
- Możliwe
– odparł uśmiechnięty i nagle ni z tego ni z owego rozłączył się, patrząc w
lustro przed nim.
Była tam
jego twarz, ale zupełnie inna niż w rzeczywistości. Tamta miała drwiący i
nazbyt wrogi wyraz twarzy, kiedy to Stefan patrzył z przerażeniem w swoje
odbicie. Dopiero po chwili zrozumiał, że to nie on tylko Silas. Odwrócił się za
siebie, jakby szukając go, jednak nikogo nie było, a kiedy powrócił wzrokiem w
lustro zobaczył siebie z otępieniem wypisanym na twarzy, jakby jeszcze nie do
końca rozumiał co się teraz działo. Usiadł na kanapie, czując coraz większe
objawy lęku i widząc coraz dłuższe ułamki jakby z jakiegoś filmu, tyle że to on
grał w nim główną rolę. Po chwili obraz zalał całą jego głowę, tak jak woda, nie
dając sekundy do wytchnienia.
Bekah w
tym samym czasie zerknęła na ekran komórki zdziwiona nagłym rozłączeniem
Stefana. Zaraz wzruszyła ramionami, cały czas słysząc w swojej głowie jedno
słowo – możliwe.
- Bonnie
Bennett – usłyszała znajomy głos, jednak wiedziała, że to nie Stefan, a kiedy
odwróciła się, od razu stwierdziła, że miała rację.
Mulatka
stała przy oknie, wpatrując się z przerażeniem w blondyna, który uśmiechał się
do niej, jak gdyby nigdy nic.
- Silas –
wyszeptała i przymrużyła lekko oczy, nie bardzo wiedząc po co tu przyjechał. –
Czego ode mnie chcesz? – wysyczała.
- Chodzą
plotki, że straciłaś swoje moce – powiedział, ignorując jej pytanie. – Miałaś
pomóc mi zniszczyć drugą stronę.
- Teraz
nie mam jak tego zrobić – oznajmiła, chcąc w jakiś sposób zwiększyć dystans
między nimi.
- No
właśnie wiem – westchnął. – Właściwie – zaczął, jakby zastanawiając się nad
czymś – mógłbym przywrócić Ci moc – zielonooka spojrzała na niego ze
zdziwieniem, kiedy usłyszała tą pełną nadziei dla niej informację – ale
zdradziłaś mnie dwa razy, więc czemu miałby zaufać Tobie kolejny raz? – zapytał
retorycznie, przez co nadzieja Bonnie uleciała bez śladu szybciej niż się
pojawiła.
Bennett
stała bez ruchu w milczeniu, bo bała się powiedzieć cokolwiek. Miała sprzeczać
się z nim? Przecież Silas zemściłby się na niej w ten czy inny sposób, a
mulatka nie bardzo chciała wracać do zaświatów. Dziewczyna przełknęła
narastającą gulę w gardle, jednak dalej nie mogła się odezwać.
-
Praktycznie jesteś teraz człowiekiem, ale na pewno masz jakąś inną wiedźmę w
pobliżu – uśmiechnął się – to by tłumaczyło Twój powrót na Ziemię.
Bonnie
dopiero teraz potrafiła coś z siebie wydusić.
- Skoro
jesteś czarownikiem, to po co Tobie inna wiedźma? – spytała.
- Nie wiem
– wzruszył ramionami – lubię dręczyć ludzi – dodał półserio. – Więc?
Bennett
nie odpowiedziała. Może i była wściekła na Liz, ale nigdy w życiu nie
przekazałaby jej w ręce Silasa. Nie była aż taka okrutna.
- Nie znam
nikogo takiego. Wszystkie znane mi czarownice umarły – stwierdziła z przekąsem,
przypominając dwanaście zabitych przez Caroline wiedźm.
Ale
zielonooka nie była zła na przyjaciółkę wcale a wcale, bo gdyby Bonnie była na
jej miejscu, zrobiłaby zapewne to samo. Była wściekła na mężczyznę stojącego
tuż przed nią, bo to On dopuścił do tego wszystkiego.
- W takim
razie… nie jesteś mi dłużej potrzebna.
Kiedy
Bonnie zdążyła pomyśleć, że w końcu sobie pójdzie, Silas zręcznym ruchem dłoni
z użyciem magii popchnął ją tak, że wpadła na okno, wybijając je i spadając w
dół w stronę ulicy. Już miała poczuć ból, jednak nie poczuła nic, oprócz tego,
że jeszcze żyje. Otwarła oczy, a przed sobą ujrzała Kola, który trzymał ją na
rękach.
***
WITAM! <3 Jak tam u was po finałach większości seriali? A właściwie The Originals i The Vampire Diaries? (JAK KTOŚ NIE OGLĄDAŁ, TO NIECH NIE CZYTA! XD) Szczerze powiem, że odcinek TO zrobił na mnie o wiele większe wrażenie niż TVD. Był Mikael, mój ulubiony Josh jednak nie umrze (łii! xD), Rebekah (ryczałam jak głupia, kiedy ją zobaczyłam *o*), Hope, najpierw Hay zdechła potem odżyła. Po prostu działo się. :D W TVD co chwilę się denerwowałam, że wszystko tak ociągali. I to dlatego biedny Damon nie przeszedł z powrotem. Ale wrócił Enzo! :D I Silas odszedł. Mimo wszystko jako tako lubiłam Silasa i żal mi było, kiedy odszedł. :( Lexi fajnie zrobiła. Szkoda tylko, że nie było takiej wielkiej, braterskiej sceny Stefana i Damona. :( Nie wierzę, żeby Damon i Bonnie umarli na zawsze, ale i tak się wzruszyłam (trochę za bardzo, haha xD).
DZIĘKI ZA KOMENTARZE I ZA WEJŚCIA, których jest już ponad 6500! <3 Kochani jesteście i naprawdę Wam dziękuję, że to czytacie! <3 Rany, kocham i Was i Kalijah. Hahah. :D
Pozdrawiam, życzę weny, pomysłów, ciepełka, słoneczka, miłego tygodnia, końcówki niedzieli, samych dobrych ocen, szczęścia i wieleee uśmiechu, pomysłów na prezenty na Dzień Matki (ma ktoś jakieś, to może się podzielić! :D), wiele fajnych rzeczy i zdrowia. <3
love, love, love,
ArtisticSmile. <3
Świetnyyy NARESZCIE KENNETT!!! <3 Awwwwwwwwwwwwww *---* Dzięki Ci wielkie, kochana! ^^ Wybacz że ostatnio ucichłam, ale na obronę dodam, że mam wytłumaczenie. SUPERNATURAL SEZON 5! :D. Tak się wciągnęłam że nie mogę tego ubrać w słowa. I teraz NARESZCIE wiem, skąd wziął się "Pudding!" Hahahahahah płakałam ze śmiechu XD! No nic, Rozdział emocjonujący, boję się o Stefcia, i mam nadzieję że dotrzyma obietnicy i wrócą do NO z Caroline. Niech tylko Damon i Elka wyjadą i nigdy nie wracają ^^. (Tak, jestem podła buahahah xD) Ciekawe co teraz. Pomiędzy Kolem a Bonnie. Co z nią zrobi? Pocałuję czy zabiję? I co z Klausem i Caro. Niech Steroline szybko przyjeżdża!!!!! ^^ Kocham z dnia Twoje opowiadanie co raz to mocniej *--* Życzę ładnej pogody, bo u mnie burza. (^^ Bez grzmotów! FOCH na pogodę! Ale może to lepiej (że jest burza) bo mieszkanie na czwartym piętrze gdzie dach przy upałach się nagrzewa, nie jest zbytnio przyjemne) :c. A co do prezentu, to nagraj jakieś życzenia urodzinowe (zaśpiewaj), kup kwiatka i bombonierkę ;> Co ty na to? :D Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńhttp://this-kind-of-love-never-dies.blogspot.com/
http://you-are-the-sun-that-looks-in-my-soul.blogspot.com/
Aaaaaaaa!!! Jesteś boska! Uwielbiam i w końcu jest Bonnie z Kołem razem! Mrau... Kocham cię i twoje opowiadanie i nie kogę się doczekać kolejnego rozdziału! Dodaj szybko, bo naślę na ciebie, hm..., może Kola? Nie, to będzie wtedy dla ciebie nagroda, anoe kara xD Sama się wtedy pofatyguję :D czekam na NN
OdpowiedzUsuńDobry rozdzial, ale gdzie Klaus i Caroline ? :o ale zrekompensowalas mi to Kathrine i Elijaha, :) dobra, dobra, dobra scenka ! :) oczywiscie Kennet <3 przez takie zakonczenie nie doczekam do nastepnego a nastepny w... PIATEK :o o nie ! Lubisz powodowac nieograniczona ciekawosc u nas :) ale i tak cie uwielbiam :* biedny Stefan, nie dosc ze taki kochany to tak okropnie traktowany, niech tam Bekah sie nim zajmie :) czekam ! Ciekawi mnie co zrobi Klaus... I to bardzo ! :) mam nadzieje ze pojawia sie niedlugo jakies fajne sceny z nimi :) mam prywatne pytanko... Jestes rocznik '97 ? A ogolnie dziekuje ze ten rozdzial i wyczekuje kolejnego ! :) co do tvd i TO to mysle ze wroca ale... Po pierwsze OBYDWOJE! i Damon i Bonnie :) po drugie dlaczego zapomnieli o Kolu ? :o przeciez on tez mogl wrocic i wtedy wyjechalby do NO i rodzinka pierwotnych by byla w komplecie, nowy wujek nie zaszkodzi, w dodatku taki przystojny :) prezenty by byly :) dobra koncze, bo jakos przy zadaniu z polskiego sie tak nie rozpisuje, haha :) powodzenia i weny ! <3
OdpowiedzUsuńKarolina :)
P.S. Dzieki jeszcze raz za te blogi, sa swietne, szkoda tylko ze nie maja opcji dodawania komentarzy anonimowo, bo na pewno wyrazilabym swoja opinie :)
Do napisania ! :)
No dokładnie! Tak to Kol wróciłby i żyliby długo i szczęśliwie, ale nie :( Może jeszcze jest nadzieja? Skoro Damon i Bonnie, to może i Kol wróci? Tak. W co ja wierzę. :(
UsuńTaaak, jestem z '97, wykryłaś mnie, hahah. :p
Dzięki za wene i pozdrawiam <3
No i wiadomo, 97 najlepszy <3
OdpowiedzUsuńhej hej hej:)
OdpowiedzUsuńDzisiaj krótko, bo dużo nauki :(
Katherine i Elijah - no po prostu mnie zatkało. Nie sądziłam, że ta para może być taka... może mieć tyle... goszzz sama nie wiem jak to ująć w słowa. Są po prostu słodcy. Bardzo delikatnie mówiąc. Przepraszam, brakuje mi dzisiaj odpowiednich słów... W każdym razie jestem ogromną fanką ich relacji xD Pasują do siebie bardzo.
Jer mnie bardzo wkurzył, tzn nigdy go jakoś specjalnie nie lubiłam, ale w ogóle zakończenie Twojego rozdziału mnie powaliło. W sumie to jestem małemu Gilbertowi wdzięczna, bo teraz Bonnie i Kol... OMG to takie... epickie! (mówiłam, że mam braki słownictwa?) :> Ciekawe co dalej.... *.*
Ale jako Klarolineholiczka i tak najbardziej trzymam kciuki za Bex (o rany, czy ja naprawdę to napisałam?) żeby wreszcie przemówiła Care i swojemu braciszkowi do rozsądku. No bo oni są przeciez dla siebie stworzeni, noo!!
Oh. No cóż. Kończę. Z bólem serca muszę wyczekać aż do piątku, ale postaram się dać radę ;)
Przepraszam za wszystkie literówki, ten pośpiech...
Magenta
klaroline-love.blog.pl
co do rozdziału świetny - najbardziej spodobała mi się scena z Kath i Elijah mrauu
OdpowiedzUsuńO Kennett <3 Takie kochane.
nie mogę dużo pisać bo trzeba się uczyć i takie tam sprawy ...
Co do finału TO i TVD
TVD bardzo mnie zawiodło nie dość że kolejny sezon dopiero za jakieś pół roku to w finale sezonu Damon i Bonnie zostali po drugiej stronie (mam żałobę :[ ) - po oglądnięciu tego odcinka straciłam zupełnie wenę. :[
Czemu nie wskrześlili Kola???
finał TO był bardzo dobry przez chwile sama uwierzyłam że Hope umarła a tu Klaus i Hayley zrobili mały przekręt, takie świetne że ciocia Rebekah zaopiekuje się bratanicą na czas "wojny"
Groza - na końcu wraca chyba Esther i Finn ( czyli cała rodzinka pierwotnych w komplecie - BEZ KOLA) - czemu nigdzie nie ma kola on jest najlepszy.
minus tego jest taki ze kolejny sezon też dopiero w październiku.
Życzę weny, pomysłów, zdrowia, udanego tygodnia, mało nauki, dobrych ocen, ....