~ 2 ~
Czasem warto
zaryzykować.
Muzyka rozbrzmiewała w uszach ludzi,
którzy szaleli na parkiecie. Dla niektórych ten klub był idealnym sposobem na
nudę, a dla innych na poznanie kogoś nowego.
Blondyn i blondynka uznali, że można
zacząć wakacje od tego właśnie klubu. Nawet nie lubiący tańczyć Salvatore dał
ponieść się muzyce. Córka pani szeryf kręciła biodrami i wyginała swoje ciało,
zwracając tym samym uwagę wielu chłopaków.
Teraz w ogóle nie przejmowała się
dawnym życiem, czy też tym, że mimo zaproszenia Tyler do niej nie wrócił.
Wyglądało to tak, jakby zapadł się pod ziemię. I może nawet bezduszna Elena
miała rację, że on nie uciekał przed Klausem, tylko przed nią samą. Nawet to,
że w każdej chwili może spotkać właśnie tego złego i bezlitosnego Klausa, w tym
momencie to ją nie ruszało. I chociaż wiedziała, że Stefan przyjechał tutaj z
jakiegoś konkretnego powodu nie potrzebowała go o to pytać, co więcej - nie
chciała. Cokolwiek to było nie uszczęśliwiłoby jej, tego była w stu procentach
pewna. Chciała po prostu przeżyć jak najlepiej te chwile ze swoim przyjacielem.
Zauważyła w nim niesamowitą zmianę,
jakby... sytuacja z ostatnim sobowtórem nigdy nie miała miejsca. Jakby ktoś
wymazał mu z pamięci wszystkie straszne chwile, zamieniając je na coś
szczęśliwego. W głębi serca cieszyła się na tę zmianę, ale radość przykrywała
gruba warstwa niepokoju. Czasami czuła, jakby była z zupełnie inną osobą, która
maskowała się pod postacią Stefana. Dzisiaj jednak postanowiła wraz z wampirem,
że od teraz przestają martwić się czymkolwiek i mają bawić się, jak nigdy w
życiu. I właśnie to zamierzała robić - żyć.
Uśmiechnęła się trochę nieśmiało do czarnoskórego
mężczyzny, który przyglądał się jej z zaciekawieniem i podziwem. Odpowiedział
jej tym samym, a po chwili zniknął w tłumie ludzi.
- Idę się napić, idziesz ze mną? -
zaproponował blondyn, zwracając uwagę Caroline na siebie.
- Jasne - odparła, rezygnując z
poszukiwań przystojnego nieznajomego.
Panna Forbes rozejrzała się po
siedzących przy barze mężczyznach, szukając kogoś interesującego z kim mogłaby
przeżyć dzisiejszy wieczór, bo mimo dobrej miny Stefana wiedziała, że bardzo
chce poznać jakąś dziewczynę, a ona pewnie tylko mu w tym przeszkadza. Krążyła
po wielu przystojniakach, aż jej wzrok spoczął na jednym z nich. Dziewczyna
zacisnęła zęby, widząc umięśnione plecy Hybrydy pod czarną koszulką. Na całe
szczęście, dla blondynki, nie zauważył ich przybycia.
- Dwa razy tequila! - zawołał
Salvatore.
Wampirzyca próbowała skryć się za
lokami i pozostać niewidzialną dla Mikaelsona. Mogła się go spodziewać, ale nie
sądziła, że tak szybko wpadną na siebie. Nie wiedziała też dlaczego tak bardzo
zależy jej, aby go nie spotkała, bo po ostatnich ich chwilach wychodziło na to,
że bardziej są przyjaciółmi aniżeli wrogami.
Na znajomy dla niego głos Klaus
odwrócił się w kierunku źródła i to, co ujrzał zdziwiło go i od razu poprawiło
humor. Jego ukochana siedziała kilkanaście krzeseł od niego i niefortunnie
starała się ukryć pod jasnymi włosami. Odsłoniła swoją cudowną twarz dopiero
wtedy, kiedy przechyliła kieliszek z alkoholem.
Wypił ostatni łyk whiskey i
rozradowany zamierzał dosiąść się do słodkiej blondyneczki, która zawładnęła
sercem Hybrydy. Wtedy zobaczył coś, przez co wszystkie pozytywne emocje
uleciały z niego tak szybko, jak szybko się pojawiły.
- Może śliczna pani zechciałaby
zatańczyć?
Na nieznajomy głos odwróciła się
ciekawa, aby zobaczyć kto mógłby do niej podejść i zaprosić do tańca. Na widok
mężczyzny, którego widziała już wcześniej w tłumie, uśmiechnęła się szeroko.
Stefan dał jej sójkę w bok i puścił
oczko do Caroline. Blondynka roześmiała się wesoło, kiwając głową na zgodę.
- Z przyjemnością.
Złapała dłoń brązowookiego i
pozwoliła się ciągnąć. W drodze na parkiet rzuciła do swojego przyjaciela
strzałeczkę i wzrokiem przekazała nieme przeprosiny, ale on pokiwał głową w
zrozumieniu i wskazał jakąś brunetkę, siedzącą przy barze.
Niklaus ze złości ścisnął w ręce
szklankę, która rozpadła się na miliony kawałeczków, kalecząc tym samym
Pierwotnego, jednak on nie przejął się tym, bo już zaraz nie było śladów po
nacięciach.
Odwrócił się do baru i zamówił
kolejnego drinka. To chyba nie jest jego dzień.
Brunetka kręciła głową w
niedowierzaniu. Jej zdaniem chłopak całkowicie postradał zmysły, bo miała
pewność, że to nie wyjdzie, po prostu niemożliwe, aby udało się to zrobić.
- Oszalałeś, prawda? - spytała po
długim milczeniu.
- To jedyna taka szansa. Co ci szkodzi
spróbować?
Prychnęła głośno poruszona pomysłami
szatyna.
- I co zamierzasz? Wozić moje ciało w
trumnie samolotem po całym świecie?! - nie wytrzymała i krzyknęła.
- Nie samolotem, samochodem -
poprawił ją i na kolejne prychnięcie, oderwał się od pakowania i podszedł do
czarownicy. - Może się udać! Zaryzykuj, Bonnie! - spojrzał w oczy dziewczyny.
- Do reszty zgłupiałeś - powiedziała
o wiele spokojniej niż chwilę temu, wciąż patrząc poważnie na niego. - Nie
żyję, Jer - Gilbert odwrócił wzrok, nie chcąc tego słuchać, jednak mulatka
dalej ciągnęła. - Nie zmienisz przeszłości, to sprzeczne z naturą! - znowu się
uniosła, chcąc przemówić mu do rozsądku.
- Ale mogę zmienić przyszłość! -
powrócił spojrzeniem na nią. - Jest jakaś nadzieja! - przekonywał ją do swoich
myśli, ale kiedy Bennett pozostawała nieugięta, spytał: - Nie chciałabyś znowu
żyć, Bonnie? - nie usłyszawszy żadnej odpowiedzi, krzyknął: - Odpowiedz mi!
- Chciałabym! - wyrwało się z jej ust
pod presją z jaką naciskał na nią nastolatek. - Ale to niemożliwe - dodała
ciszej, spuszczając wzrok.
Nie chciała przyznawać się do swoich
pragnień, do tego jak bardzo chciałaby znowu poczuć dotyk Jeremiego, czy
przytulić się ze swoimi przyjaciółmi albo chociażby porozmawiać. Nie mogła tego
zrobić. Pragnęła w końcu zapomnieć o nich, ale po prostu nie potrafiła i część
jej miała nadzieję, że wróci, tak samo jak jej przyjaciel. Musiała pozostać
silna.
- To możliwe, Bon! - chłopak miał
ochotę chwycić ją za ramiona, jednak zdał sobie sprawę, że to byłoby
niewykonalne, dlatego cofnął ten gest i zacisnął zęby. - I to zrobimy -
powiedział i wrócił do pakowania.
W tamtej chwili Jeremy poczuł
nieodpartą chęć dotknięcia brunetki, co tylko spotęgowało jego działania.
Pragnął uchwycić jej delikatny policzek i musnąć aksamitne usta, które bardzo
kusiły swoim kształtem. Nie mógł pozwolić, żeby dziewczyna ujrzała tą słabość
jaką żywił do niej. Nie chciał dopuścić do siebie myśli, że nigdy więcej nie
poczuje jej skóry.
Odpuściła sobie namawianie
przyjaciela do zmiany decyzji, wątpiła czy udałoby się jej to. Odkąd pamiętała
Jeremy zawsze pozostawał przy swoim postanowieniu, był uparty jak osioł, a
szczególnie, kiedy chodziło o życie bliskich mu osób. Bonnie zerknęła jeszcze
raz na chłopaka i opuściła pomieszczenie, chowając się w tylko sobie znanym
miejscu.
Gilbert poczuł nieobecność
przyjaciółki i usiadł na łóżku. W końcu nadarzyła się okazja, aby odwdzięczyć
się Bennett i przywrócić jej życie, tak samo jak Ona zrobiła to dla niego.
Przez niego umarła, a on żyje. Miał szansę, nie rozumiał, czemu miałby z niej
nie skorzystać.
Przez poprzednią noc szukał silnej
czarownicy, co nie było łatwym zadaniem. Na początku musiał znaleźć dobrą
informatorkę, a większość z czarownic znalezionych w notatniku Bonnie nie
chciały pomagać, bo twierdziły, że "ta magia jest zakazana i
niebezpieczna". Kilka godzin później natrafił na jedną - Danielle, która z
początku co prawda upierała się, że to niezgodne z naturą, jednak w końcu
rzuciła imię i nazwisko pewnej dziewczyny, a po długich namowach powiedziała także
stan i rozłączyła się, twierdząc, że nie chce się do tego mieszać. Ale
Jeremiemu to wystarczyło. Kolejne godziny spędził na obszukaniu całego stanu
Nevada w poszukiwaniu Elizabeth Carter, którą znalazł w pięciu miastach i do
tego w każdym co najmniej dwie. Zdecydował się na Las Vegas, bo tam znajdowało
się aż czternaście Elizabeth Carter. Po tej wiadomości od razu zaczął się
pakować. Nie miał czasu, żeby być zmęczonym.
Kiedy skończył chować większość
rzeczy do toreb, udał się do domu Salvatorów, żeby pożegnać starszą siostrę, a
tam zastał wielkie pakowanie. A więc i oni gdzieś jadą, pomyślał, ciekawe w
jakim celu.
- Cześć, gdzie się wybieracie? -
zapytał na wejściu, trochę zdziwiony ilością walizek.
- Nie tylko Ty, młody, chcesz się
stąd wyrwać - stwierdził arogancko Damon.
Szatynka oderwała się od pracy i
zwróciła w kierunku Jeremiego uśmiechnięta. Elena uniosła ramiona, ignorując
bruneta, tak samo, jak zrobił to jej brat.
- Jeszcze nie wiemy - powiedziała.
- Tu i tam - wtrącił niebieskooki.
- A ty? - spytała.
W ostatniej chwili ugryzł się w
język, przypominając sobie, że prawda mogłaby go uziemić. Z całą pewnością
starsza Gilbert nie puściłaby go do Las Vegas, za żadne skarby. Mówiłaby, że
totalnie zwariował i zamknęłaby go w piwnicy Salvatorów, skazując na wakacyjny
areszt. Nie mógł dopuścić do takiej sytuacji.
- Do domku nad jeziorem - odparł.
Ulżyło mu, gdy zobaczył uśmiech na
twarzy siostry. Przytuliła szatyna do siebie z nieukrywaną troską. Bała się o
niego, to było zrozumiałe, bo tylko Jer został z całej rodziny Gilbert. To był
jej jedyny brat, a straciła go już raz i nie chce ponownie stracić.
- Uważaj na siebie, Jer -
powiedziała, prawie płacząc.
- Jedzie do lasu nad jeziorko, a nie
do Las Vegas - mruknął Damon, wznosząc oczy do nieba, jakby prosił o coś.
Młodszy Gilbert nie dał po sobie
poznać, jak bardzo Salvatore się myli i jak bardzo blisko był prawdy. Jednak
nawet, gdyby Elena chciała go teraz zatrzymać, pewnie nie dałaby rady. Nic nie
było w stanie go zatrzymać, nie teraz, kiedy znalazł wiedźmę, która może
przywrócić jego Bonnie do życia.
Po czułościach i niechętnym
pożegnaniu z wampirem, skierował się do domu, gdzie kiedyś miała miejsce
masakra stu iluś tam czarownic. Kiedy zyskał pewność, że nikt go nie śledził,
wszedł do środka i poszedł do jednego z wielu pokoi.
Pierwsze co zauważył, to jasna
trumna. Wziął głęboki wdech, przejeżdżając dłonią po drewnie i wypuścił, widząc
lekko zapadniętą twarz mulatki. Tak bardzo chciał mieć ją z powrotem. Żywą.
Poczuł niezbyt przyjemny zapach, przez co natychmiast zamknął wieko. Dobrze
wiedział, co to był za smród. Potrząsnął głową i wyjechał pudłem na zewnątrz.
Przed wejściem czekał czarny van, którego wypożyczył od kolegi z dawnych lat.
Niestety nie miał wampirzych zdolności, aby zahipnotyzować sprzedawcę samochodów,
więc tylko to mu pozostało. Z wielkim trudem wniósł trumnę do środka i sam
usiadł za kierownicą.
- Czeka nas długa droga, Bonnie, ale
wierzę, że będzie warto - wyszeptał, odpalając samochód i ruszając do Las
Vegas.
Najstarszy Mikaelson otworzył drzwi,
które ukazały mu chyba najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek mógł oglądać
przez swoje całkiem długie życie. Podszedł do łóżka, gdzie spała szatynka,
wtulając się w kołdrę i tym samym odkrywała opaloną nogę. Uśmiechnął się do
siebie. Nie żałował decyzji, że dał jej drugą szansę ani tego, że mieszka w tym
domu. Choć musiał długo namawiać brata do oddania jej należytej wolności,
opłacało się. Wreszcie miał ją przy sobie. Tę Katerinę Petrove, o której myślał
od ponad pięciuset lat, w której się zakochał, a nie Katherine Pierce, którą
stała się po przemianie. Teraz wyglądała tak zwyczajnie, beztrosko, tak jak
zapamiętał ją, kiedy była człowiekiem. Już nie mogła wyłączać uczuć w każdej
chwili, jeśli tylko zapragnie, musi z nimi walczyć. Odnalazł swoją Katerinę i
cieszył się niezmiernie z tego powodu.
Nachylił się nad szatynką i ucałował
śniade czoło dziewczyny, napawając się jej słodkim zapachem.
Katherine zamruczała niczym kotka i
otworzyła zaspane oczy. Ujrzawszy nad sobą Elijah, uśmiechnęła się błogo,
ponownie przymykając powieki.
Uwielbiała budzić się przy szatynie i
przy nim też zasypiać. Jedyne, do czego nie mogła się przyzwyczaić, to serce,
które biło zdecydowanie za szybko przy Mikaelsonie. Oczywiście nie potrafiła
przyzwyczaić się do wielu innych rzeczy, nigdy nie chciała być człowiekiem, nie
prosiła o to. Dlatego tak bardzo znienawidziła drugiego sobowtóra, kiedy
zniszczyła jej życie... drugi raz. Za pierwszym mogła to jeszcze przeboleć, ale
teraz? Przegięła. Jednak była bardzo rozpieszczana przez wampira i to jej jak
najbardziej odpowiadało.
- Witam, Katerino - usiadł na łóżku i
pogładził satynową pościel w miejscu, gdzie była odrobine wygięta.
- Dzień dobry, Elijah - powiedziała i
podniosła się ociężale do siadu, rozciągając kości. - Jestem głodna -
stwierdziła z grymasem na twarzy, gdy usłyszała cichy pomruk z jej brzucha i
spojrzała na Pierwotnego, który jak zawsze ubrany był w garnitur.
Nawet nie umiała wyobrazić sobie
Elijah chodzącego w zwykłych jeansach i koszulce, choć wiedziała, że na pewno
wyglądałby seksownie. Myśląc o ciele najstarszego Mikaelsona, nieświadomie
oblizała wargę i zaraz ją przygryzła, co nie uszło uwadze Elijah, któremu
kąciki ust podeszły subtelnie do góry.
- Zrobię Ci śniadanie - zaproponował
i wstał, poprawiając marynarkę.
Dziewczyna zdziwiona nagłym odejściem
wampira, przez chwilę pozostała w tej samej pozycji, po czym zgrabnym ruchem
poszła do łazienki, cały czas myśląc o eleganckim szatynie. Dziwne, ile w
słowach "przeciwieństwa się przyciągają" jest prawdy. Ona - energiczna,
spontaniczna, wybuchowa; on - spokojny, poukładany i moralny. I chociaż
żałowała, że jest człowiekiem, to czuła się podobnie, jak miała okazję czuć się
kiedyś.
/Anglia,
rok 1491/
Stojąca
szatynka drgnęła na dźwięk niskiego głosu, jednak po chwili odniosła wrażenie,
że jest bezpieczna i wcale nie musi bać się nieznajomego.
-
Czasem warto zaryzykować - powiedziała swobodnie, uśmiechając się.
Odwróciła
wzrok od przystojnego mężczyzny i spojrzała na sklepienie pełne maleńkich,
błyszczących kropek.
Szatyn
przyjrzał się bacznie dziewczynie tak znajomej, a jednak w ogóle nieznanej. Nie
sposób mu było nie odwzajemnić uśmiechu, który mimo że taki sam jak Tatii, to
piękniejszy.
-
Ma panienka rację - w końcu odezwał się i podszedł bliżej, nie mogąc oprzeć się
cudownej aurze wokół niej, która przyciągała z wielką siłą.
-
Niebo jest piękne o tej porze - stwierdziła niezrażona bliskością mężczyzny. -
Czy to nie dziwne, że gwiazdy na które teraz spoglądamy nie istnieją już od
setek lat?
Po
raz kolejny zdziwił się otwartością i pewnością siebie dziewczyny. Nigdy nie
miał okazji spotkać kogoś równie intrygującego, jak ona. Cały czas patrzył na
nią z pewnego rodzaju podziwem i słuchał uważnie, co ma do powiedzenia.
Brązowooka
zerknęła na szatyna, kiedy nie uzyskała żadnej odpowiedzi, a ich spojrzenia
skrzyżowały się, tworząc magiczną chwilę. Czuła się przy nim bezpiecznie, mogła
mu zaufać i nie miała powodów do skrępowania w jego obecności. Wręcz
przeciwnie! Miała ochotę powiedzieć mu wszystko i być sobą. Już dawno nie czuła
się tak, jak właśnie teraz. Chciała, aby to trwało wiecznie.
Uśmiechnięta
powróciła oczami na niebo, obserwując, jak tam toczy się życie. Wiedziała, że
mężczyzna wciąż na nią patrzy, ale nic nie powiedziała, ciesząc się z
trwającego momentu. Kiedy zerknęła znów w stronę szatyna, go już nie było.
Pozostawił za sobą tylko wspomnienie i uśmiech, tlący się na ustach dziewczyny.
***
No hej, znowu! Jeju, nawet nie macie pojęcia jak bardzo cieszę się z tego, że ktoś jednak skomentował. Bardzo Wam dziękuję za komentarze i w ogóle za wszystko. Hahah. :D
Rozdział 2. nie jest za fajny, zresztą mam wrażenie, że dopiero od 20. (!), tak 20., zaczyna się coś dziać. :p
Aha, aha! Zapomniałabym dodać, że rozdziały nie będą dodawane codziennie. Ale tak co 3-5 dni. :D Więc do napisania w sobotę albo niedzielę :3
Aha, aha! Zapomniałabym dodać, że rozdziały nie będą dodawane codziennie. Ale tak co 3-5 dni. :D Więc do napisania w sobotę albo niedzielę :3
love, love, love,
artisticsmile. <3
Tak jak myślałam i teraz nie zawiodłam się. Jak się cieszę, że Caroline nie wylądowała od razu w ramionach Klausa! Tak ładnie oddałaś charakter więzi istniejącej pomiędzy Bonnie i Jeremym. Są tacy... słodcy. Ogólnie muszę powiedzieć, że dziwie się, że dopiero teraz zdecydowałaś się założyć bloga. Ale teraz mam przynajmniej pewność, że będę mogła przeczytać te trzydzieści rozdziałów. ( A przynajmniej mam taką nadzieję).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !
http://torebka-z-krwia.blogspot.com/
Super <3 Ta sceny pomiędzy Jer a Bon ... ah szkoda słów <3 No i cieszę się że Caroline poszła tańczyć z tym kolesiem, a biedny Klaus ... ;-; xD Czekam na więcej !
OdpowiedzUsuńHej:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za wizytę u mnie:) Wcale nie mam ochoty walnąć Cię patelnią. Bardzo miło czytało się Twój długi i oryginalny komentarz:>
Niecierpliwie czekam na NR u Cb i życzę owocnego blogowania:)
Magenta
klaroline-love.blog.pl
rozdział jest extra ALE CZEMU TAKI KRÓTKI ??? czekam na więcej dużżo weny ;)
OdpowiedzUsuńMam chwilę czasu więc nadrabiam. Na wstępie przepraszam, że nie komentowałam wcześniej. No więc rozdział bombowy. Jak zapewne wiesz jestem fanką Klaroline więc zacznę od nich właśnie. Hi hi zazdrośnik Klaus po prostu uwielbiam ;* Intryguje mnie wątek uśmiechniętego po uszy Stefana. Katerina jako człowiek i to do tego z Elijahem! To może być ciekawa relacja. Idę czytać dalej ;p
OdpowiedzUsuńNo, cudo po prostu! Mnie najbardziej podobał się wątek Bonnie i Jeremy'ego, ale też spodobała mi się retrospekcja Katherine. No tak, dałam się wkręcić z tym urlopem Jeremy'ego, głupia jestem :) Szczerze to nie spodziewałam się Katherine i Elijahy, bo nawet w stronach jest przecież Carlijah, więc spodziewałam się bardziej tego :)
OdpowiedzUsuńSectus