~ 26
~
Ciekawość to
pierwszy stopień do piekła.
Silas siedział za kierownicą, a obok
niego Pierwotny, który nie mógł się ruszyć, bo czarownik rzucił na niego jakieś
cholerne zaklęcie unieruchamiające. Strasznie go zirytował. Na tyle, żeby
chcieć go najpierw torturować, a potem kiedy Silas błagałby o śmierć Kol nie
dałby mu jej. Cierpiałby dalej. Niestety raczej będzie odwrotnie, chyba że
jakimś cudem uda mu się uciec. Jasne.
- Gdzie my jedziemy? – warknął Kol i
rzucił mu mordercze spojrzenie.
Elizabeth siedziała z tyłu razem z
Jeremim. Gilbert nie był pozytywnie nastawiony ani do Silasa ani do jego
chorego pomysłu. Niedawno wrócił do świata żywych i nie zdążył nacieszyć się
siostrą, a ona miała po prostu umrzeć. Tyle, że już nigdy więcej nie powróci.
- Nie mógłbym zrobić rytuału na
środku ruchliwej ulicy – rzucił z sarkazmem, nawet nie zerkając na Pierwotnego.
- Jakiego znowu rytuału? – prychnął
Mikaelson, odwracając wzrok przed siebie.
- Do zniszczenia drugiej strony
potrzebne jest zabicie wszystkich Pierwotnych – powiedział – jakby tamten plan
nie wypalił i nie wypalił, więc – wzruszył ramionami.
- Powiedz mi chociaż, jak to niby
działa – odezwała się niepewnie Elizabeth, nie chcąc w tym momencie patrzeć na
zawiedziony wzrok Gilberta. – Czemu trudziłeś się z przyjechaniem do mnie,
skoro mogłeś mieć każdą inną czarownicę? – podniosła wysoko brwi.
- Potrzebuję wiedźmy z rodu Carter i
tak się składa, że ty nią jesteś – wyjaśnił i uśmiechnął się, jakby szerzej. –
Mogłem wziąć Ciebie albo Twoją krewniaczkę, jednak ona jest pod ścisłym
zamknięciem, dlatego też nie miałem jak użyć do tego Rebeki – mówił dalej, a u
Liz wzrastało zdziwienie i zaciekawienie.
- Krewniaczkę?
- Tak. Powiedziałbym, że jesteście
siostrami, ale nie widzę żadnego podobieństwa pomiędzy wami. A podobno
jesteście bliźniaczkami, nie wiedziałaś? – zapytał i zerknął na blondynkę,
która była w niemałym szoku.
- Super – mruknął zirytowany Kol –
możecie się zamknąć? Mało mnie to obchodzi – dodał.
- To nie słuchaj – odparł rozbawiony
Silas, nie przejmując się warkotami ze strony Pierwotnego.
Mikaelson pokręcił głową ze
zdenerwowania i oparł się o zagłówek. Jeszcze tak niedawno był po drugiej
stronie. To On więził kogoś, a teraz sam został porwany. Jakaś chora karma.
Szatynka szła za murzynem po ulicach,
kiedy w końcu weszli do jakiegoś budynku.
- Kościół? – zakpiła Katherine. –
Świętoszka czy może raczej Gotka? – dodała drwiąco.
- To jedyne miejsce, w którym jest
bezpieczna – odpowiedział, jakby nie słysząc jej tonu.
Pierce rozejrzała się wokół i
skrzywiła się nieznacznie na widok tych wszystkich rzeczy. Zaczynając na
podłodze i skończywszy na suficie. Weszli po schodach i Marcel nagle zatrzymał
się przy wejściu do jakiegoś pokoju.
- Davina! – zawołał z uśmiechem, a
Katerina dopiero teraz zauważyła młodą dziewczynę, która była zupełnym
przeciwieństwem do tego, co tworzyło się w głowie Pierce.
- Jesteś bardzo odważna, jak na
człowieka – rzuciła Davina, wstając z łóżka i podchodząc bliżej nich.
- Gdybyś żyła tyle co ja też byś taka
była – prychnęła i założyła ręce na biodra, zwracając się tym razem do Gerarda.
– To ma być ta bardzo dobra wiedźma? – uniosła brwi lekceważąco. – Mi bardziej
wygląda na buntowniczą nastolatkę – parsknęła rozśmieszona.
- Nie chcesz wiedzieć na ile ją stać
– powiedział z dumnym uśmiechem i położył rękę na ramieniu Daviny, tym samym
uspokajając ją.
- Co ona tutaj robi? – zapytała Carter
i zmrużyła oczy, przyglądając się podejrzliwie Petrovie.
Katherine wywróciła oczami i
skierowała wzrok gdzie indziej, na obrazy dziewczyny. Podeszła do jednego z
nich i pokiwała głową z aprobatą.
- Masz niezły talent. Prawie tak
wielki, jak Klaus – stwierdziła i znowu spojrzała na Davinę, która wręcz
parowała ze złości.
- Jestem głodna – wyznała blondynka,
dalej świdrując Pierwotnego wzrokiem.
Klaus wpatrywał się w puste oczy
Caroline, z każdą chwilą coraz bardziej nie wierząc, że to widzi. I to jego wina.
Tak jakby, bo w rzeczy samej to nie on był mordercą matki Forbes. Przecież
wyjechał do Nowego Orleanu od razu po odmowie ze strony Caroline, więc nawet
nie miał czasu na bawienie się w zabójstwa. Do tego jej głos… był tak bardzo
suchy. Jeszcze nigdy nie był taki oziębły, nawet kiedy wampirzyca na niego
krzyczała, była wkurzona albo obrażona.
Nagle blondynka poderwała się z kolan
i spojrzała na stojącego w progu Elijahę, który mrużył na nią oczy,
zastanawiając się jaki będzie kolejny ruch blondynki. Pierwszy raz widział ją
taką, a wiedział do czego zdolne są wampiry bez uczuć. Care przekrzywiła lekko
głowę i spojrzała na Niklausa, który też postanowił wstać. Bez wahania z zimną
krwią skręciła mu kark i przez chwilę patrzyła na leżące na podłodze ciało Hybrydy.
- To za moją mamę – rzuciła głosem
wypranym z jakichkolwiek emocji i podniosła wzrok na najstarszego Mikaelsona. –
Wybacz za brata, zasłużył sobie – wzruszyła ramionami i, nim Elijah zdążył coś
powiedzieć, zniknęła.
Szatyn spojrzał za dziewczyną zdezorientowany
i jednocześnie z deka zły. Właśnie wypuścił wampirzycę, która może zrobić
właściwie wszystko.
Szatynka zbliżyła się do ust bruneta
i musnęła jego wargi, pozostając tam na dłużej. Damon uśmiechnął się przez
pocałunek, nie zwracając uwagi na drogę, zresztą i tak nie zostaliby w jakiś
sposób ranni.
Nagle Elena poczuła wibrację w swojej
kieszeni, co również usłyszał Salvatore. Wampirzyca odruchowo oderwała się od
Damona, a ten jęknął i zmarszczył nos niezadowolony.
- To może być coś ważnego –
powiedziała Gilbert, widząc do czego zmierza smutna mina bruneta. – O nie, nie
– pokręciła głową i odsunęła się od chłopaka, który zamierzał znowu ją
pocałować, po czym wyjęła komórkę.
- Zostawiliśmy problemy, pamiętasz? –
uniósł brwi, jednak tym nie przekonał Eleny do zmiany decyzji i westchnął.
- To od Jeremiego – rzuciła
zdziwiona, ignorując słowa Damona.
- Jak zawsze… twój brat – mruknął pod
nosem i spojrzał przed siebie.
Elena czytała treść z coraz większym
przerażeniem, przez co opuścił ją bardzo dobry humor, który miała jeszcze przed
chwilą. Postanowiła przeczytać wiadomość na głos.
- Jestem
w Las Vegas. Przyjedź. Nie odpowiadaj na tego sms’a, po prostu przyjedź jak
najszybciej. Potem podam Tobie dokładniejsze namiary – po tych słowach
uniosła wzrok na Damona, marszczącego brwi. – Ma kłopoty, musimy tam jechać –
powiedziała poważnie.
Salvatore miał w głowie pełno myśli.
Mieli już nie mieć problemów, a te jak na złość przyczepiały się, jak rzep do
psiego ogona. Z drugiej strony, to był brat Eleny i nie mógł zostawić go bez
pomocy. W jednej chwili zawrócił, tak że ich lekko zarzuciło i przyspieszył.
Rebekah, Bonnie i Stefan w końcu
dotarli do domu Mikaelsonów, w którym panowała cisza. Nawet nic dziwnego,
często tutaj tak było. Pierwotna otworzyła drzwi i weszła dostrzegając jednego
ze swoich braci stojącego przy kominku i popijającego Burbon. Wszyscy od razu
wiedzieli, że lepiej do niego nie podchodzić.
- Gdzie jest Caroline? – zapytała
Bennett, wpatrując się w plecy Klausa.
Przez chwilę nie odpowiadał, jednak
odwrócił się w ich stronę, nie patrząc na nich. Na jego ustach pojawił się
niemalże ironiczny uśmiech.
- Nie wiem – uniósł wzrok i zmrużył
lekko oczy, próbując zachować kamienną twarz, co jednak mu się nie udawało.
Widać było, że jest zmieszany,
zdenerwowany i smutny jednocześnie. Jak mógłby nie być? Usłyszał tyle złych
słów pod jego imieniem od osoby, która powoli, w jakiś dziwny sposób
przywracała jego uczucia. A do tego sama je wyłączyła.
- Co zrobiłeś Caroline? – wysyczał
Stefan, podchodząc do Hybrydy.
- Ja? Nic – odparł krótko i wypił
duszkiem całą zawartość szklanki.
Chciał, żeby zostawili go samego, a
oni jak zawsze, jak natrętne muchy przylatują i za nic nie chcą odpuścić,
dopóki nie uznają tego za stosowne… według siebie.
- Zabiłeś jej matkę! Jak możesz
mówić, że to nic! – krzyknęła Bonnie, nie panując nad swoimi emocjami.
- W tej chwili naprawdę chciałbym,
żebym to był ja – wywarczał to co przyszło mu na myśl, wywołując zdziwienie u
każdego z obecnych nawet u samego siebie.
- Caroline wyłączyła emocje –
wytłumaczył spokojnie Elijah, schodząc po schodach. – Złamała kark Niklausowi i
uciekła – dodał.
- Co? – wszyscy zapytali niemal
równocześnie.
Stanęli. W środku jakiegoś lasu, na
polanie. Było jasno, może coś około 13. Jeremy niezauważalnie przez nikogo
napisał kolejnego sms’a do swojej siostry, mając nadzieję, że już jest w
drodze. W niej była ostatnia deska ratunku.
Elizabeth za to kłóciła się sama ze
sobą, co teraz zrobić. Była pewna, że nie może zabić siostry Jera, a jednocześnie
chciała zobaczyć wszystkie wampiry martwe – dzięki niej. W końcu skończyłyby
się problemy. To przecież cudownie.
Blondynka zerknęła na szatyna, który
wysiadał z samochodu. Spojrzał wprost na Liz i zatrzasnął drzwi, pokazując jak
bardzo jest na nią zły. Dziewczyna wzdrygnęła się i zaraz zobaczyła jak drzwi
od jej strony otwierają się, a za nimi stoi znowu czymś rozbawiony Silas.
- Nie musisz być taki ostry, Jeremy –
powiedział wesoło blondyn – jeszcze jakiś czas temu chciałeś zabić swoją
siostrę, pamiętasz? – przypomniał mu czasy, kiedy Jer stawał się jednym z
Pięciu.
Elizabeth westchnęła i, ignorując
dłoń czarownika, wyszła, po czym ruszyła za Gilbertem.
- Jeremy! – zawołała za chłopakiem,
który uparcie szedł dalej, jakby pośrodku tego pustkowia znajdzie schronienie,
gdzie będzie mógł pomyśleć w samotności. – Jeremy – powtórzyła i chwyciła jego
ramię, kiedy do niego dobiegła. – Nie odtrącaj mnie, porozmawiajmy –
powiedziała cicho, nie chcąc aby Silas czy Kol słyszeli tę rozmowę.
- O czym chcesz rozmawiać? Wydaje mi
się, że już podjęłaś decyzję – rzucił chłodno.
- Bo nie potrafisz postawić się w
mojej sytuacji – zarzuciła mu. – Pierwszy raz słyszę o Twojej siostrze i jest
mi przykro, że akurat w takich okolicznościach – mruknęła, spuszczając wzrok
poniżej twarzy chłopaka.
Jeremy spojrzał na Elizabeth ostrym
spojrzeniem, które z każdą sekundą łagodniało. Nie chciał stracić Eleny, ale
przecież nie mógł obwiniać o to Liz, bo dziewczyna właściwie uratowała mu
życie, zgadzając się na wycieczkę z Silasem. Więc pośrednio zrobiła to dla
niego. Uśmiechnął się w końcu lekko i przytulił dziewczynę do siebie.
- Nie martw się, już się tym zająłem
– wyszeptał wprost do jej ucha, żeby tylko ona słyszała.
Davina wpatrywała się w przybyszkę ze
zmrużonymi powiekami i niezbyt miłymi uczuciami w stosunku do niej. Naprawdę
nie wiedziała, po co Marcel przyprowadził Pierce, która bezczelnie porównywała
Carter do Klausa.
- Spokojnie, Davino – powiedział
Gerard, wyczuwając emocje dziewiętnastolatki.
No tak, w końcu Petrova nie miała za
dobrego wejścia i sam jej charakter nie robił wrażenia miłego.
- Przyszła, aby mi pomóc i my
pomożemy jej – kontynuował Marcel, patrząc z uśmiechem na sobowtóra Tatii.
- Och, jeszcze nie poznaliśmy się tak
oficjalnie. Jestem Katherine – uśmiechnęła się z lekką wyższością, jak to miała
w zwyczaju.
- Bądź miła, Davino, to nie potrwa
długo – wyszeptał, żeby tylko ona mogła to usłyszeć.
Po tych słowach czarownica niemal
natychmiast rozchmurzyła się i uśmiechnęła w kierunku Kath, co ją lekko
zdziwiło.
- Davina – odparła w końcu. – Więc,
jaką rolę JA w tym odgrywam? – zapytała podekscytowana, że zrobi coś prócz
siedzenia w tym pokoju, co ją zaczynało dołować.
- Cóż, pomyślałam, że skoro jesteś
wiedźmą – Katerina mówiła, chodząc po pokoju i unosząc palec trochę w górę, jak
gdyby wpadła na pomysł – to na pewno znasz legendę Silasa – w tej chwili Marcel
zmarszczył brwi na to imię i jednocześnie zezłościł się na blondyna bardziej
niż dotychczas, bo już dawno nie dawał znać i najwidoczniej go wystawił – no wiesz,
jakaś łzawa historia o wielkiej, nieszczęśliwej miłości – zironizowała
przesłodzonym głosem i zatrzymała wzrok na Carter, która pokiwała niepewnie
głową – i o lekarstwie też musiałaś słyszeć – dodała, a uśmiech z jej twarzy
zniknął, zastępując go powagą.
- Rozumiem, że wzięłaś lekarstwo.
- Nie wzięłam, bo je miała wziąć
Elena, która wepchnęła mi to do gardła – wysyczała – dlatego chcę Tobie pomóc,
między innymi – zwróciła się tym razem do Gerarda. – Nienawidzę tej małej
zdziry od niepamiętnych czasów.
- I w czym właściwie tkwi Twój
problem? – spytała Davina, nie bardzo rozumiejąc.
- Lekarstwo sprawiło, że nie mogę na
powrót zostać wampirem – wymamrotała, schylając lekko głowę i chowając szklane
oczy.
- Więc dlatego – zastanowił się
Marcel.
- Tak, dlatego – przerwała mu szybko.
- Davino, postaraj się coś znaleźć na
ten temat, a ja pójdę z Katherine bliżej się poznać. Przy okazji przyda jej się
mały relaks – uśmiechnął się szeroko i razem z Pierce wyszli z pokoju,
zostawiając Carter samą sobie i książkom.
- O czym oni rozmawiają? – zapytał
Silas, zwracając wzrok w kierunku uśmiechniętego Kola.
Silas przewrócił oczami, a Pierwotny
poczuł jakby wszystkie niewidzialne liny, które czarownik wcześniej na niego
założył, właśnie z niego spadły. Czyżby Silas przerwał zaklęcie? Mikaelson bez
dłuższego zastanowienia wybiegł z wozu, co nie sprawiło mu trudności i
przynajmniej mógł się ruszyć. Silas jest głupi skoro uważa, że puścił wolno Kola
i myślał, że mu nie ucieknie. Dotarł do końca polany w zaledwie sekundy i
poczuł, jak odbija się od ściany, której w rzeczywistości nie było. Co do…, pomyślał i spróbował zrobić krok
do przodu z takim samym skutkiem, jak wcześniej. Kilka razy uderzył w magiczny
mur w kilku miejscach, jednak nic to nie dawało. Blondyn był sprytniejszy niż
wydawało się to Mikaelsonowi. Zmaterializował się przed uśmiechniętym Silasem i
przycisnął go do maski samochodu za szyję ze wściekłą miną, jednak ten niemalże
natychmiast wyswobodził się z uścisku Kola, zwalając go na kolana.
- Zapominasz chyba, kto tutaj jest
tym potężnym czarownikiem – powiedział i sprawił, że Pierwotny wygiął się pod
dziwnym kątem i wrzasnął z bólu.
- Zabiję Cię – wycharczał z trudem
Kol, ledwo się na to zdobywając.
- Och, wiem, że byś chciał, nawet
dałbym Tobie tą przyjemność, ale niestety to ty jesteś potrzebny do tego, żebym
chciał być martwy – rzucił z uśmiechem i odszedł od Mikaelsona, który jeszcze
przez jakiś czas nie mógł dojść do siebie.
Doczekasz
się swojej śmierci, szybciej niż się spodziewasz, pomyślał z
przekąsem patrząc za nim.
Następne ciało wylądowało na
podłodze, co zupełnie zepsuło klimat tego miejsca, bo jeszcze nigdy nie było
tutaj takiego chaosu. A to wszystko przez jedną dziewczynę, która w obecnej
chwili popijała alkohol z butelki, kręcąc biodrami przy innym wampirze. Było
tam jeszcze kilka innych, ale oni bardziej zajęli się JEJ jedzeniem niż nią.
Jakoś specjalnie ją to nie poruszyło. Odczuwała niesamowitą euforię z picia ludzkiej
krwi prosto z żyły, co udało jej się zrobić chyba tylko jeden raz w życiu.
Tylko, że wtedy przejmowała się, kiedy go zabiła, teraz nie bardzo miała na to
czas. W końcu mogła zostać w Nowym Orleanie i nie musiała dbać o to, co myślą
jej przyjaciele. Po prostu tu była. Ciesząc się nowym życiem. Bo tamten
rozdział zamknęła kilka godzin wcześniej.
Odwróciła się do mężczyzny, z którym
właśnie tańczyła, jeśli uwodzicielskie ruchy można nazwać tańcem, i poruszyła
brwiami, złączając jego wargi ze swoimi. Krew dwóch różnych ofiar zmieszała się
ze sobą, dając pyszną mieszankę smaków.
Oderwała się od blondyna, podchodząc
do ostatniej osoby w tym klubie. Była to niska szatynka, która najwidoczniej
próbowała udawać, że wcale nie boi się Caroline i tego, co tutaj się wyprawia.
Więc albo była głupia sądząc, że może wyjść z życiem, albo była odważna. Nie…
to drugie jakoś nie pasowało. Forbes zdobyła się na lekki uśmiech i bez
ostrzeżenia wbiła się w szyję dziewczyny, wypijając to co z niej najlepsze.
- Co tu się do cholery wyprawia?! –
posiłek Caroline przerwał krzyk Marcela, który właśnie wparował do klubu.
Kątem oka zauważyła, jak większość z
jej dotychczasowych kompanów odrzuciło na bok zapewne już martwe osoby i patrzy
z coś na styl strachu na Gerarda. Och, więc on jest taki straszny? Caroline
odwróciła się w kierunku murzyna i, jakież było jej wielkie zdziwienie, kiedy
zobaczyła także Katherine.
- Och, cześć wam – Care uśmiechnęła
się zadziornie w ich kierunku i całą swoją uwagę zwróciła na Pierce. – Ty i On
– wskazała palcem na Marcela, po czym skrzywiła się i cmoknęła – Elijah chyba
nie będzie szczęśliwy – postanowiła podejść do nich bliżej, nie tracąc z oczu
Katherine.
- Wyłączyłaś uczucia – stwierdziła
Petrova, ignorując słowa blondynki i unosząc brew – jestem ciekawa przez kogo –
prychnęła, chociaż była niemalże przekonana, że to przez Klausa.
- Ciekawość to pierwszy stopień do
piekła, słodziutka – Caroline złapała za końcówkę kosmyka Kath.
- I tak kiedyś tam trafię – mruknęła,
nie chcąc pokazywać, że w jakiś sposób obawia się kolejnego ruchu Forbes.
- Mogę Ci w tym pomóc – blondynka
wyszeptała do jej ucha, na co tamta zadrżała, słysząc znaczenie tych słów.
Caroline zaśmiała się przesłodko i
odeszła na parę kroków od nich, zakładając ręce biodra. Mimo krwi na twarzy,
wciąż wyglądała ślicznie.
- Mam inne sprawy na głowie, więc nie
przeszkadzajcie sobie – powiedziała Forbes. – Jesteście przesłodcy – dodała i
zniknęła z ich pola widzenia, powodując złość u Marcela.
***
ALE dużo Katherine. xD No nic. WITAM WAS, GRZYBKI <3 Jak tam wam życie leci, hahah? :D Czaicie, że tylko 3/4 dni szkoły + zakończenie i WAKACJE? :D A nawet niektórzy nie mają już wcale lekcji (jak ja, ale co tam)! Tak czy srak, znowu będzie wolność. Trochę lipa, że taka nędzna pogoda się zapowiada. :/ ALE DAMY RADĘ! <3
Chciałabym Wam podziękować, jak zawsze. Może podziękowania wyglądają zazwyczaj podobnie, to dla mnie są zupełnie różne. Dziękuję Wam, naprawdę. Uwielbiam Wam dziękować hahah. To takie moje hobby. :D Jesteście kochani, wiecie o tym, prawda? :D
No, to sobie pogadałam. :D
Miłego poprawiania ocen albo nudzenia się na lekcjach, na których i tak nic się nie robi (nie rozumiem dlaczego wtedy w ogóle są lekcje, ale okej), bo chyba teraz to już każdy ma wystawione oceny. No nie wiem. xD
Pozdrawiam, życzę weny tym, co potrzebują, innym życzę ciepełka i słoneczka, oczywiście miłego długiego weekendu, który trwa, może ktoś wyjechał, więc miłego wyjazdu i różnych innych rzeczy. Dobrych lodów, smacznych gofrów i shaków (szejk, szejk, szejk it!). <3 Albo koktajli, no jak kto woli. :D W końcu nadszedł okres na te wszystkie mniammniam rzeczy! <3
Do napisania, kochani,
love, love, love,
ArtisticSmile. <3
No, to sobie pogadałam. :D
Miłego poprawiania ocen albo nudzenia się na lekcjach, na których i tak nic się nie robi (nie rozumiem dlaczego wtedy w ogóle są lekcje, ale okej), bo chyba teraz to już każdy ma wystawione oceny. No nie wiem. xD
Pozdrawiam, życzę weny tym, co potrzebują, innym życzę ciepełka i słoneczka, oczywiście miłego długiego weekendu, który trwa, może ktoś wyjechał, więc miłego wyjazdu i różnych innych rzeczy. Dobrych lodów, smacznych gofrów i shaków (szejk, szejk, szejk it!). <3 Albo koktajli, no jak kto woli. :D W końcu nadszedł okres na te wszystkie mniammniam rzeczy! <3
Do napisania, kochani,
love, love, love,
ArtisticSmile. <3
ja tam lubię Katherine więc dobrze że jej dużo, ale mam tylko nadzieję, ze wreszcie zrozumie jak powinna zacząć się zachowywać w stosunku do Elijaha ! On jest taki dobry... i seksowny <3 KOl <3 zabij go ! już mnie denerwuję i to bardzo ten Silas aaaaa ! ale myślę że mój ukochany pierwotny sobie z nim poradzi ! Bonnie to zobaczy i oh ah LOVE STORY hahaha :) Mam nadzieję że Caroline włączy uczucia, KLAUS ! IDIOTO RÓB COŚ A NIE TYLKO BURBON ! Przecież ona pomogła mu odzyskać uczucia, teraz na niego kolej ! Jeremy , Jeremy, Jeremy byle tylko jego wezwanie Eleny coś pomogło! Może tym razem Damon będzie miał lepszy plan hahahahha :* Świetny rozdział, mega genialny podobał mi się ! Ja już mam wakacje, w szkole nic nie będziemy robić do końca tygodnia oceny zamknięte - idealnie ! Dziękuję za szczerą opinię na moim blogu. Bardzo wiele to dla mnie znaczyło ! Również pozdrawiam i życzę ci wszystkiego tego samego ! PISZ ! <3 Powodzenia !
OdpowiedzUsuńZuzka !
xxx
realitybeingadream.blogspot.com
Ale mi strasznie szkoda Kola... Ta jego porywczość na nic mu się nie zda, bo Silas nie jest taki głupi... ;( Wkurza mnie niewybaczalnie Liz i ta jej zażyłość z Jerem, może dlatego, że nigdy jakoś specjalnie nie przepadałam za młodym Gilbertem ;> I w sumie nie wierzę, że za jego sprawką mogłoby stać się komuś coś złego, raczej będzie bohaterski i uratuje sytuację niż kogoś pogrąży xD Co do Kath, to jak napisałaś że pójdą się z Marcelem lepiej poznać i zrelaksować to zwykłe wyjście do baru nie było tym, co przyszło mi do głowy hahahah. Ale to nic, ja zawsze szukam drugiego dna ;P No i nareszcie: Caroline! tańce i krwawe hulanki... to się dobrze nie skończy. Do tego wpieniła Pierce, co w ogóle się dobrze nie skończy chyba hahahha, nie no Care musi włączyć uczucia, a Klaus musi ją znaleźć i się do tego przyczynić. Po prostu oni są dla siebie stworzeni. Swoją drogą nie mogę się doczekać, aż ona się dowie, że to nie on zabił jej matkę... Takie tam niedopowiedzenie xD
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszy ciąg, jak zawsze i zapraszam do siebie:)
Magenta
klaroline-love.blog.pl
Rozdział świetny <3 Niech Kol zabije Silasa, wkurza mnie ten czarownik -,- Albo niech Damon wymyśli jakiś super ekstra fantastyczny plan i z pomocą Eleny uratuje Jera, Liz i Pierwotnego ;d Katherine i Marcel to całkiem fajny duet do zabijania, ale jeśli chodzi o związki to niech ona wraca do Elijahy! Nienaiwdzę Caro bez emocji... A Klaus taki biedny :<< Swoją drogą, według mnie to trochę dziwne że Caroline tak łatwo pokonała Nika i wyminęła Elijahę, albo np. we wcześniejszym rozdziale tak łatwo rzucała Hybrydą o ściany... Fakt, zaskoczyła ich i była wściekła no ale jednak oni są Pierwotnymi i pomiędzy nimi a Caro jest jakieś 1000 lat różnicy wieku więc wydaje mi się że te fragmenty w których ona ich tak łatwo wykiwała są niemożliwe, trochę naciągane... No ale dobra, nie będę się czepiać ;p Weny życze! ;*
OdpowiedzUsuńKOCHAM, KOCHAM, KOCHAM!! <3 Kol zabij wreszcie tego cholernego Silasa! No i Kath! Ubustwiam ją, a duet Marcel/Katherine jest według mnie ciekawy, ale razem to ja ich nie widzę xd :/ Caroline, włącz uczucia, albo osobiście cię ukatrupię. Taka bezduszna jest... No nie sobą, jest taka straszna. A i lepiej niech duecik Elena/Damon wymyślą jakiś wspaniałomyślny, super plan, na uratowanie Kola ( Jeremy'ego możesz zabić, nie mam nic przeciwko :D) Aaa, i daj mi tu więcej mojej kochanej Bonnie, tak za nią tęsknię, nie rozumiem jak w TVD mogli ją uśmiercić. Nie kapuję tych ludzi na prawdę.
OdpowiedzUsuńOki toki co chciałam powiedzieć, powiedziałam więc teraz -życzę słońca, dobrej średniej, miłego weekendu, super samopoczucia, dużo wolnego, pysznych lodów, gofrów i truskawek ( Ja je lubię xd), no i oczywiście dużo weny, pomysłów...
Pozdrawiam
Julia z http://sistersofwolfs.blogspot.com/ :)
Caroline bez człowieczeństwa = Niebezpieczeństwo dla Katherine, hahaha :D
OdpowiedzUsuńFantastyczny ♥
Nie wiem dlaczego, ale ostatnio jakoś bardzo spodobały mi się relacje Liz i Jer'a, chociaż na początku byłam negatywnie do nich nastawiona, haha :D
No i jeszcze Kol, którego ubóstwiam. Niech w końcu zrobić coś z tym Siliasem i wróci do Bonnie bo brakuje mi tego wątku :(
Pozdrawiam i życzę weny :*
love-survives-everythign.blogspot.com